Szanowni Państwo, niezależnie od tego, czy ma się akurat coś interesującego do powiedzenia, czy nie – można być wszechobecnym. Można publikować kolejne książki i wpisy na blogach, udzielać wywiadów i urządzać happeningi. Na początku istnienia „Kultury eL.” swoje opinie na temat tła niezwykłej kariery posła Janusza Palikota przedstawili Paweł Śpiewak, Marta Bucholc oraz Michał Krasicki. Czas płynie i najwyraźniej widać, że niepokorny poseł jednak podporządkował sobie polskie media. Kto na poważnie zadaje pytanie, o czym świadczy ta niezwykła kariera? Kto mówi: „Sprawdzam”? A przecież Janusz Palikot – potraktowany jako zwierciadło – pozwala przede wszystkim dojrzeć odbiorców swoich przekazów. Czy zatem Palikot – jako zjawisko w polskiej polityce – stanowi tzw. nową jakość? Czy pojawienie się takiego polityka świadczy o załamaniu, przełomie czy stagnacji na polskiej scenie publicznej? Dziś głos zabierają znakomici Autorzy: Grzegorz Miecugow, Jerzy Bralczyk, Wiesław Chrzanowski, Łukasz Gruszczyński oraz Olga Wysocka. Zapraszamy serdecznie do lektury – i dzielenia się swoimi spostrzeżeniami!
Redakcja
Grzegorz Miecugow
Po grzbiecie mediów
W polskim krajobrazie medialnym Janusz Palikot nie dokonał niczego nowego. Jednak to, co zastał, doprowadził do perfekcji. Już przedtem politycy lubili pokazywać się w mediach. Ale dopiero Palikot zorientował się, iż mediami można po prostu się posługiwać. Doskonale zna prawa, którymi się rządzą – i świetnie to wykorzystuje.
Jakie są prawa mediów? Ano takie, że „news” musi być krótki. Nie może to być jakaś skomplikowana sprawa, którą trzeba byłoby długo tłumaczyć. Wystarczy coś, co da się powiedzieć jednym zdaniem. W tym Palikot celuje. Ponadto media lubią barwne obrazki. Stąd gadżety, którymi ten poseł się otacza. Stąd włażenie na dokumenty, pokazywanie sztucznych penisów, picie wódki na rynku. Potem nikt nie pamięta, o co chodziło, ale w pamięci zostaje obraz. Palikot z penisem, Palikot pił wódkę.
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną jego umiejętność: świetne wyczucie czasu. Wie, że swojego bloga powinien opublikować tuż przed godziną 8 rano. Po 8 rano ruszają bowiem do boju komentatorzy radiowi i aby coś zaczęło żyć, musi się pojawić tak, żeby dziennikarz, który prowadzi rozmowę na antenie, wtrącił: „A Janusz Palikot podał na swoim blogu taką a taką sensację…” I ta sensacja zaczyna funkcjonować, bo nagle mówią o niej Radio Zet, RMF, TOK FM, potem rozgłośnie lokalne, telewizja…
W tym sensie TVN24 również pozwala instrumentalnie się używać. Jesteśmy troszkę jego zakładnikami. Dobrze wiemy, że gdy kamery odchodzą, Palikot się uspokaja. Ale czy to oznacza, że mamy go nie pokazać? Nie możemy urządzić bojkotu, bo pokażą go wszyscy inni – i on doskonale o tym wie! Owszem, potrafiliśmy wskazać na wątpliwości, związane z finansowaniem kampanii wyborczej tego posła. Zwróciliśmy uwagę na to, że jego późniejsze jego tłumaczenia bynajmniej mu nie służyły. Ale uwaga: to dostrzegli tylko bardziej wyrobieni obserwatorzy. Dla reszty społeczeństwa liczy się rozpoznawalność. A nie strona merytoryczna.
I popatrzmy: jeszcze 3 lata temu nikt nie wiedział, kim to jest Janusz Palikot. Dziś wiedzą wszyscy.
*Grzegorz Miecugow, dziennikarz, szef zespołu wydawców w TVN24.
* * *
Jerzy Bralczyk
Wyrazistość, nie palikotyzacja
Stwierdzenia o palikotyzacji języka polskiej polityki są przejawem charakterystycznej dla publicystów tendencji do uproszczeń. Janusz Palikot rzeczywiście gustuje w bardzo zdecydowanych wystąpieniach. Wystarczy jednak przyjrzeć im się dokładniej, by zobaczyć, że nie wymagają osobnego badania z punktu widzenia językoznawczego jako nowa jakość w języku polityki.
Owszem, w przeciwieństwie do nierzadko brutalnych i prymitywnych stwierdzeń niektórych polskich polityków, język Palikota, zapewne z racji jego wykształcenia, jest dość wyrafinowany. Poza tym jednak, pod względem językowym, stosowane przez niego metody komunikacji są dość typowe. Zwróćmy uwagę na jego zwyczaj publicznego zadawania kontrowersyjnych pytań – jak choćby o ewentualność choroby alkoholowej głowy państwa. Wypowiedź publiczna w formie pytania z formalnego punktu widzenia pozwala uniknąć zarzutu o zniesławienie i z tego powodu jest chętnie używana przez wielu innych polityków. Kiedyś korzystał z niego Andrzej Lepper, pytając o istnienie powiązań korupcyjnych swoich przeciwników politycznych.
Tym, co bezsprzecznie pozostaje charakterystyczne w wypowiedziach Palikota, jest ich wyrazistość. Podkreślmy jednak, że cechuje ona nie tyle konkretne, używane przez niego formy językowe, co raczej konkretne, wypowiadane przez niego treści.
*Jerzy Bralczyk, językoznawca.
* * *
Wiesław Chrzanowski
Zastępowanie spraw zasadniczych
Kiedy widzę Janusza Palikota w telewizji, wyłączam odbiornik. Choć żywię się informacjami – TVN 24 należy do najważniejszych stacji, które oglądam – gdy nadawane są jego wypowiedzi, uznaję, że szkoda czasu na jego oglądanie. Jego wypowiedzi, w sensie zarówno intelektualnym, jak i moralnym, są bardzo wątpliwe. Jego celem jest w pierwszym rzędzie, by zamiast mówić o problemach, sprawach, sporach, upraszczać wszystko, wywołując emocje niższego rzędu – i w ten sposób zastępować sprawy zasadnicze. I choć na polskiej scenie nie brakuje podobnych postaci – jest choćby poseł Jacek Kurski – Janusz Palikot reprezentuje poziom szczególnie niski. W tym sensie jest to polityk dla naszej polityki przełomowy. Platforma Obywatelska kompromituje się, mając go w swoich szeregach.
* Wiesław Chrzanowski, polityk, b. marszałek Sejmu, b. poseł i senator.
* * *
Łukasz Gruszczyński
Dlaczego mimo wszystko lubię Palikota
„Borsuk wylazł z nory i nie zawiódł; już sam zapach przyprawiał o mdłości, a do tego mlaskanie, chrząkanie, syczenie i popierdywanie czyniło odpowiednią, dziką i pełną nieoczekiwanej przyszłości atmosferę”.
Powyższy cytat to bynajmniej nie fragment z programu Michała Sumińskiego. Tytułowy borsuk to nie stary poczciwy jaźwiec, a były premier (IV?) RP. Samo zaś zdanie to jeden z ostatnich wpisów na blogu Janusza Palikota. Barwny, choć nieco nieprecyzyjny. Borsuk, w przeciwieństwie na przykład do lisa, jest bardzo czystym stworzeniem, trudno więc mówić o zapachu przyprawiającym o mdłości. Co do mlaskania, chrząkania i wydawania innych odgłosów, pan Palikot chyba odrobinę przecenił możliwości wokalne tego ssaka. W samym opisie można też doszukać się drugiego dna. Borsuk to drapieżnik, który potrafi być nieustępliwy i waleczny. Zaatakowany nie ucieka, lecz mężnie się broni. A więc może jakiś ukryty komplement? Wyrafinowany wyraz sympatii dla swojego politycznego wroga?
Ale wracam do tematu. Czy polityk powinien używać takiego języka, mówiąc o swoich politycznych oponentach? Pewnie nie… Czy jest to kolejny dowód na postępujący upadek polskiej debaty publicznej? Chyba tak… Czy Janusz Palikot, to enfant terrible naszej sceny politycznej, jest częściowo odpowiedzialny za ten proces? Hmm… Rola Palikota wydaje się zdecydowanie przeceniana. On zawsze był i będzie outsiderem funkcjonującym gdzieś na obrzeżach głównego nurtu dyskursu politycznego, trochę śmiesznym, trochę denerwującym, ale mającym za punkt odniesienia jedynie samego siebie. Na pewno niebędącym osobą, która wyznacza kierunek debaty politycznej. Ten został już bowiem dawno określony i jest konsekwencją pewnych, o wiele głębszych, procesów. Budowanie sztucznych podziałów pomiędzy elitami a ludem, pomiędzy Polską „solidarną” a „liberalną”, w formie słynnego „my jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO” wydaje się dużo bardziej istotne niż pytania o domniemane problemy alkoholowe politycznego rywala. To konstruowanie tożsamości politycznej przez dwie największe polskie partie metodą negacji przeciwnika, a nie pozytywny program, implikuje samą formę dyskursu. Pogarda dla poglądów reprezentowanych przez innych, zarzuty budowane na emocjach, a nie opierając się na merytorycznej jakości propozycji, wymagają użycia takiego, a nie innego języka. Jeżeli do tego dodamy postępującą tabloidyzację wszystkich dziedzin życia społecznego, fenomen, który wydaje się zupełnie niezależny od samych polityków, okaże się, że rola Janusza Palikota w tych procesach jest zupełnie marginalna.
A co do kwestii samego dobrego smaku, jeżeli już mam wybierać pomiędzy wykształciuchami lub „Spieprzaj dziadu!” a barwną historią o borsuku albo konferencją prasową z wibratorem w roli głównej, zdecydowanie wolę to drugie. Przynajmniej można spróbować poszukać drugiego dna…
*Łukasz Gruszczyński, doktor nauk prawnych, pracownik naukowy Instytutu Nauk Prawnych PAN.
* * *
Olga Wysocka
Jak Janusz Palikot zmienił…
…się w problem?
Lubię Palikota. Jest inteligentny, błyskotliwy, ma poczucie humoru. Palikot nie oburza mnie ani swoim językiem, ani przeprowadzanymi akcjami wskazującymi na problemy społeczne, o których nie tylko warto, ale trzeba rozmawiać: homofobię, biurokratyzację państwa, indolencję władzy, zakłamanie. Interesujące są jego niekonwencjonalne koszulki, dyskusyjne konferencje prasowe czy spotkania. Chociaż robi to w sposób dla niektórych kontrowersyjny, dla mnie i wielu innych osób jest ciekawy. Zwraca uwagę na to, co często jest zamiatane pod dywany władzy, niedyskutowane jako społecznie czy politycznie niewygodne.
Dlaczego mam jednak z Palikotem problem?
Po pierwsze, nie do końca czuję Palikota-polityka. Coraz częściej jego przedsięwzięcia sprowadzają się do szumu, bumu, popu, a potem ciszy. Jego akcje są raczej po-pis-ywaniem się. Zawsze można wskazać media jako winowajcę takiego stanu. To wygodne i wiarygodne. Tylko że to właśnie Palikot umie (jeszcze) i chce wykorzystać media. Posiadając taką moc, może w niekonwencjonalny sposób zmieniać rzeczywistość. Jego działania nie powinny sprowadzać się jednak tylko do szumu.
Po drugie, błędnie założyłam, że w ostatniej swojej książce „Pop-polityka” Palikot wyjaśni mi powyższy problem. Dowiedziałam się niewiele, właściwie nic. Intrygująca, czterookładkowa publikacja nie ma istotnej i cennej treści. Przedrukowany blog autora sprawdza się raczej w mediach elektronicznych i tam swoje miejsce mieć powinien. Część pierwsza książki, odrębne zapiski Palikota, zaskoczyła mnie jeszcze bardziej. Skojarzyła mi się z książką Leppera, który też podkreślał ważne zdania. Gdy zebrałam pogrubione myśli/hasła Palikota, powstał raczej bełkot.
Argument o pop-polityce nie przekonuje mnie. Nie podważam konieczności pop-atrakcyjności współczesnych mediów, także w polityce. Zgadzam się, że zmieniła się istota polityki i zasady sprawowania władzy. Nie są jednak dla mnie przykładami nagie torsy i inne części ciała Putina, Berlusconiego, Topolanka czy Olejniczaka, o których wspomina Palikot, powołując się na skuteczność pop-polityki. I nie chodzi tu o jakość tych części ciała (chociaż i ta wiele pozostawia do życzenia). Nie oni mają być wzorem sukcesu w dzisiejszej rzeczywistości.
Po trzecie, „udajesz, że jesteś kim jesteś”, pisał Gombrowicz w „Dziennikach”. Palikot często odwołuje się do Gombrowicza, nie ukrywając, że to dla niego autorytet. Czy jednak zacytowane słowa kieruje również do siebie? Kim chce być tak naprawdę Janusz Palikot? „Ja nie jestem na tyle szalony, żeby wiedzieć, o co mi chodzi”.
Niewiele więcej dowiedziałam się o Palikocie-polityku podczas spotkania promującego jego książkę. Na przykład, dlaczego ją napisał: „Z pisaniem książek jest jak z sikaniem: muszę się wysikać”. To by się zgadzało. Czegoś więcej dowiedziałam się natomiast o polityce Palikota jako „tradycyjnego liberała”. Oparta jest ona na trzech głównych punktach: edukacja, administracja i promocja. A zatem na kształtowaniu społeczeństwa sprawnego emocjonalnie i uczeniu ludzi pomocy społecznej; sprawnej administracji opartej na spójnej relacji z obywatelem; i wreszcie promocja Polski przez kulturę i oparty na promocji i kulturze rozwój gospodarki.
Marzy mi się, że w dzisiejszej rzeczywistości będzie miejsce na pop-polityka, który swoją inteligencją, błyskotliwością i poczuciem humoru będzie kształtować świat treścią i przesłaniem. Inaczej bowiem będziemy doklejać sobie tylko kolejne gęby. Chciałabym nie mieć problemu z Palikotem.
*Olga Wysocka, doktorantka w Europejskim Instytucie Uniwersyteckim we Florencji.