Marta Bucholc
Staś w ścisłym znaczeniu tego wyrazu
Sama maniera ciągłego nazywania go „Stasiem” robi niemiłe wrażenie, tym bardziej, że imię to pojawia się w kontekście opisów, które do złudzenia przypominają listy dziecka z kolonii. Posiłki, spacery, sport (narty, żelazny bobsleigh, saneczki), wieczorne zabawy integracyjne, leżakowanie, czytanie i pisanie kartek do rodziców, miłe koleżanki i ładne panie wychowawczynie. „Wstałem o tej i o tej, serce zmęczone, wypiłem tylko mleko, potem Sonnenbad do południa, via Antałówka do Zakopanego, przed obiadem trochę Simmel, myśli, po południu… Staś”.
Staś nieustannie: jeśli nie osobiście, to w postaci listu albo rozmowy z kimś trzecim, równie Stasiem zajętym. „Pozuję Stasiowi”; oleje, rysunki, „Bronio ujęty bezpośrednio” (str. 292). Przede wszystkim jednak fotografie, żarłocznie pożerające modela we wścibskich zbliżeniach, namiętnie oświetlone, magiczne portrety człowieka bliskiego – zabawnie różne od nieco późniejszych, wyważonych, akademickich, bardzo angielskich klisz Bronia prezentujących w sposób celowy i zdystansowany cenne poznawczo szczegóły z magicznego życia ludzi obcych.
Nastroje Stasia, od którego Bronio nierozumnie żąda bezwzględnej szczerości (przyp. 240, str. 281). Staś, który „peszy swoim zachowaniem się mało uprz” (str. 191), napastliwy, egoizm nie do przyjęcia, Staś „robiący uwagi niedelikatne”, Staś pytlujący i plotkujący, Staś dogłębnie pojmujący siłę paraliżującego przyjaciela lęku przed „echec’iem” totalnym i zawinionym.
Zmęczony serdecznie Bronio „ma żal do Stasia i wobec tego chce mu dziś powiedzieć zasadniczo i nie spędzi z nim wieczoru” (str. 201), ale jak pozbyć się Stasia, który „budzi mnie o dziesiątej, podaje jeszcze jeden szczegół (…), potem robi mi zarzut »formalizmu« niesłuszny – analizuje mnie, moją uczuciową reakcję i powód jej intensywności”, po czym „następuje porozumienie, ale z negat wahaniem u Stasia” (str. 202).
Jak odepchnąć Stasia, który „ma w małym palcu 10 razy tyle zdolności poetyckich, a w małym paznokciu tyle ogólnego talentu”, co ktokolwiek, ktoś nieistotny, kto umrze na hiszpankę, pozostawiając stertę ineditów, notki biograficzne głoszące, że „przez pewien czas przyjaźnił się ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem” – i paranoidalnie wykadrowany portret. Jak przewalczyć w sobie Stasia olśniewającego nawet „w nastroju nieistotnym” (str. 186), którego nieokiełznana kreatywność peszy Bronia, bo „jego własna impotencja artystyczna zawsze mu dolega” (str. 336).
Oderwanie się od Stasia on sam uprzejmie ułatwia, porzucając Bronia na antypodach dla sprawy narodowej, której ten nie odczuwa, gryząc się tym co prawda. „Finis amicitiae. (…) Nietzsche zrywa z Wagnerem” (str. 393). To pretensjonalnie nietrafne ujęcie problemu, który daleko celniej podsumowuje następne zdanie: „Bezwzględnie uznaję jego sztukę, podziwiam inteligencję i wielbię indywidualność, ale nie znoszę charakteru”. Po załatwieniu sprawy tym sposobem wyzwolony Bronio nuci niekiedy, zupełnie bez związku, „bardzo ładną” melodię ułożoną przez Stasia mimochodem w podróży na Cejlon.
O przyjaźni Stasia i Bronia wiemy niemal wszystko, niemal co do godziny. Tym niemniej dopiero lektura „dzienników zakopiańskich” pozwala doznać uroku czasu, kiedy Bronio miał lat 28, Staś 27, a życie wraz z niecierpliwie pożądanym kwantum cierpienia było ogółem rzecz wziąwszy bycze, pyszne i brało tylko na tyle, by nie zakłócić rytmu ostatnich dni kolonijnego wypoczynku.
Książka:
Bronisław Malinowski „Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu”, wstęp i opracowanie: Grażyna Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007.
* Marta Bucholc, doktor socjologii.