Artur Wołoch
Medea. I’ve Loved You So Long
Kiedy z ekranu w sali kinowej film patrzy na nas, widzów, podejrzliwie, próbując zarzucić na nas swój obraz świata, pokazując, co JEST, a co NIE JEST prawomyślne, wtedy jedynie słuszną reakcją jest poszukać zielonego neonu z napisem EXIT. W teatrze istniał niegdyś dobry zwyczaj obrzucania wykonawców z widowni – w wyrazie sprzeciwu – „czym się dało”: począwszy od przekleństw, a na zgniłych warzywach kończąc. Ten rodzaj polemiki miał swoją wartość i powinien być kontynuowany. W kinie przekląć możemy co najwyżej cenę biletu.
Istnieją jednak filmy dyskretne, delikatnie wprowadzające widza na teren, po którym nie powinien chodzić samotnie. Filmy, w których bohaterowie stają się nam tak bliscy, że odczuwając ich działania jak własne, poddajemy się tej celuloidowej manipulacji bez oporu. Krajobraz z Medeą w tle przestaje budzić strach, nasyca się kolorami, a emocje w nim zawarte stają się zrozumiałe. Po obejrzeniu takich filmów, lekko zaniepokojeni, zadajemy sobie pytanie; czy to wstyd zostać obrońcą Medei?
Nie zabijaj. Nie ma bardziej jednoznacznego zakazu zawartego w większości systemów etycznych, religijnych, a przede wszystkim w zdrowym rozsądku. Dla Emanuela Lévinasa, te właśnie słowa – NIE ZABIJAJ – są immanentnie zawarte w twarzy człowieka. Pierwsze, co widzimy patrząc na inną osobę to twarz – prosząca nas, nakazująca nam, krzycząca do nas, wzywająca nas właśnie tymi słowami. Jak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy można zrozumieć Medeę? Czy można wybaczyć matce, która zabija własne dzieci?
Twarz Kirsten Scott Thomas to coś, czego nie zapomina się łatwo. Trudno zdefiniować smutek, ale kiedy patrzy się w oczy aktorki, taka definicja nie jest potrzebna. Nawet w „Czterech weselach i pogrzebie”, beznadziejnie zakochana w Hugh Grancie, patrząca na niego z czułością, wzrokiem smutnym, pogodzonym z losem „tej odrzuconej”, stanowiła znakomity kontrapunkt dla całej komedii.
„I’ve Loved You So Long” to opowieść o dzieciobójczyni powracającej dzięki pomocy siostry do normalności po odbyciu 15-letniego wyroku. Film to przede wszystkim wielka rola aktorki tworzącej niejednoznaczną, milczącą postać matki, zmuszonej do zabicia własnego dziecka i skazanej na przypominanie sobie tego, co zrobiła w przeszłości, w każdej minucie odzyskanego życia. To film bez łatwych odpowiedzi, ze świetnie skonstruowanym przez Claudela scenariuszem stopniowo wprowadzającym nas w świat bohaterki i jej motywów tak, że czujemy się przy niej bezpiecznie. To film, któremu bardzo blisko do „Dekalogu” Kieślowskiego, w którym bohaterowie nigdy nie byli pozostawiani samotnie bez względu na to, jak straszny czyn popełnili.
Nie powinniśmy się wstydzić, że jesteśmy w stanie zrozumieć Medeę. Nie powinniśmy obawiać się, że coś jest z nami nie tak, skoro jesteśmy w stanie jej wybaczyć. O naszym człowieczeństwie świadczy to, że nigdy nie bylibyśmy w stanie wybaczyć takiego czynu samemu sobie.
Film:
„I’ve Loved You So Long” („Il y a longtemps que je t’aime”), reż. Philippe Claudel.
Premiera polska: 18 września 2009 r.
* Artur Wołoch, absolwent socjologii i filozofii, student reżyserii.