Paulina Sieniuć
Nieudana recenzja filmu Jamesa Benninga
A gdyby tak odsączyć film z montażu, zabrać mu fabułę, pozbawić komentarza? A jednocześnie skupić się na samym obrazie, ale bez udziwnień czy reporterskich zamiarów? Właściwie – pozbawić go treści? Gdyby abstrahować obserwowany obiekt przez samo przyglądanie się mu? To co byłoby wtedy?
Wszystko już chyba w tej materii powiedziano. Mamy klasyków, kino poetyckie, poszukiwania formalne, nieskończoną rozpiętość treściową, mamy mainstream, mamy i wideo-art. Kinematografia rozszczepiła się – jak inne dziedziny twórczości artystycznej – na podgrupy, style i gatunki. I podobnie jak inne sztuki cierpi na pewne ograniczenie. Ponowoczesne środki wypowiedzi albo wracają do pierwotnej prostoty (co trafia w serce, dotyka, jak się wydaje, najgłębszego sensu, cokolwiek by oznaczał), albo potęgują postmodernistyczną, treściową i formalną, kolażowość (patrz: kino foundfootage’owe czy filmy Tarantino), albo też łączą i jedno, i drugie wedle zasady złotego środka. Najlepiej mają się ci, którzy tworzą kino autorskie, choć i tu znajdziemy wyżej wymienione tendencje.
James Benning, amerykański twórca filmów eksperymentalnych, eksperymentuje nie woltyżerką ujęć, światła i kadrowania, ani też czymś takim jak rozwinięcie tematu. Pokazuje i pozwala patrzeć na to, co sam zobaczył, na co sam chciał patrzeć. Jego dzieła są skupione, medytacyjne, minimalistyczne, a jednocześnie pozostawiające ogromną, niespotykaną dotąd w kinie przestrzeń dla widza. Na seanse filmów Benninga, a możliwość ta w Polsce dawkowana jest skąpo (średnio raz na rok na jakimś ambitnym festiwalu), przychodzi najwyżej dziesięć osób. W trakcie wychodzi pięć. Dwie drzemią. A dla tych trzech pozostałych To jest właśnie kontakt ze sztuką, moment, w którym film przechodzi na drugą stronę, staje się transcendencją. Ale może nie tak górnolotnie.
Słyszysz sformułowanie „film jako sztuka”. Co myślisz? Wyświechtany temat? Że zapraszamy do awangardowych galerii? Czy też – Bergman, Antonioni, Pasolini, Godard? A może – eksperyment?
W ostatnim swoim filmie „Rzut oka” (Casting a Glance) Benning kieruje kamerę na Spiral Jetty, czyli wielką groblę w kształcie spirali powstałą w 1970 roku przy brzegu Wielkiego Słonego Jeziora w Utah. Groblę tę, liczącą sobie 460 metrów długości, z soli, bazaltu i ziemi usypał amerykański artysta Robert Smithson. Reżyser filmuje ją, przygląda się jej, słyszymy szum fal, samolot, zabrzmi piosenka (ale nieprzypadkowa). Słowem, nie dzieje się nic. Nic? Zmieniają się ujęcia, pory roku, zmienia się poziom wody, zmieniają się daty, które sugerują, że Bennig dokumentował ów artefakt niemal od momentu jego powstania. Jednakże daty te są z samym filmem niezwiązane. Pozornie. To data urodzin córki reżysera, data śmierci autora Spiral Jetty. Dzięki nim film staje się subtelną wypowiedzią autorską, nie tylko przez wybór obserwowanego „oczami Benninga” obiektu, ale również dzięki tym kilku subtelnym, zaszyfrowanym informacjom.
Czy psuję teraz suspens, zdradzam przedwcześnie zakamarki filmu, głupio niszczę coś, co mogłoby kogoś do oglądania zachęcić? Nie sądzę. Bo po pierwsze ludzie, którzy chcą doświadczyć 80-minutowej obserwacji dzieła zbudowanego z błota, kryształów soli, ziemi i skał, i tak się nie zrażą. A tak naprawdę to nie fragmentaryczna treść stanowi o znaczeniu filmów Benninga. Obiekt obserwacji jest, owszem, ważny, raz są to przejeżdżające pociągi, innym razem jeziora, tu akurat mamy groblę, ale istotą tego kina jest specyficzna sytuacja widza, który zgodził się wejść w film, poddał mu się, który przyjął tę metodę obserwowania, a może nawet doświadczania czasu. A odbiór taki jest jednorazowy, indywidualny, nieprzekazywalny.
– Na czym byłaś?
– Na filmie o grobli.
I jak tu komuś wytłumaczyć, że to jest właśnie piękne, że wspaniałe, że mocne mocą łagodnego przemijania, kołysania w rytm wody?
Nie, o tym nie można opowiedzieć.
Film:
„Rzut oka” (Casting a Glance), reż. James Benning, USA 2007, 80 min. Film startował w Międzynarodowym Konkursie Filmów o Sztuce na 9. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Era Nowe Horyzonty [2009].
* Paulina Sieniuć, absolwentka polonistyki i filmoznawstwa, redaktorka.