Ukończone w 1940 roku w USA orkiestrowe „Tańce symfoniczne” były ostatnim utworem wielkiego rosyjskiego kompozytora. Mimo ogłoszenia przez awangardę śmierci melodii i harmonii, „Tańce” zaczynają się spektakularnym połączeniem właśnie tych elementów. Najciekawszy fragment to dziwny walc w środkowej części – Rachmaninow chyba słuchał jednak nowszej muzyki, bo skojarzenia z „La Valse” Ravela nie da się uniknąć. Połączenie starego z nowym odpowiada nastrojowi „Tańców symfonicznych” – tęsknocie za krajem młodości człowieka, który dożył burzliwych czasów.
W roku 1948 Richard Strauss napisał przepięknie smutne „Cztery ostatnie pieśni” na sopran i orkiestrę. Kompozytor nie dożył premiery, stąd nadany przez wydawców tytuł. Wybrane przez osiemdziesięcioczteroletniego Straussa wiersze (trzy Hermana Hessego, jeden Josepha von Eichendorffa) nie pozostawiają złudzeń, co zaprzątało jego umysł. Ich tytuły to między innymi „Kładąc się spać”, „Zmierzch”, a w samych tekstach znajdziemy takie słowa, jak „Grüften” (krypty), „sterbenden” (umierające), „ruhen” (odpocząć) oraz trzy wariacje na temat „müde” (zmęczony).
Muzyka przypominająca tę z okresu romantyzmu powstaje oczywiście cały czas, głównie na potrzeby wielkich produkcji filmowych. Jednak na to żeby nazwać jakiś utwór arcydziełem, nawet mnie nie wystarczy odwagi. Ostatnie utwory napisane w stylu romantycznym, które zasługują na takie określenie, to właśnie „Tańce symfoniczne” i „Cztery ostatnie pieśni”. Muzyka do „Władcy pierścieni” już nie, choćby nawet zaśpiewało tam stadko prawdziwych elfów.