Łukasz Kowalczyk

W układzie izolowanym suma energii wszystkich jego części jest stała.

Wątpliwy urok stalowej kulki. „Zero” Pawła Borowskiego

Kołyska Newtona jest dobrze znana tym, którzy uważali na lekcjach fizyki oraz tym, którzy zasiadają w wystarczająco dużych gabinetach. Duży gabinet wymusza duże biurko, a na takim jak mało co sprawdza się ten prosty, elegancki bibelot. Rząd stalowych kulek, zawieszonych na wspólnej szubieniczce, ułatwia zaobserwowanie jednej z rudymentarnych zasad rzeczywistości – zasady zachowania energii.

Paweł Borowski, oddając sprawiedliwość rzeczywistości, umieścił kołyskę Newtona na dużym biurku, stojącym pośrodku dużego gabinetu, mieszczącego się w wieżowcu wzniesionym pośrodku dużego wyobrażonego miasta. Następnie kazał jej dotknąć palcem jednemu z bohaterów swojego debiutanckiego filmu. Bohater ten jest Prezesem, więc rola Poruszyciela należała mu się ex officio. Reszta filmu jest prostą konsekwencją tego dotknięcia.

Śledzimy więc później, przez niemal dwie godziny, sztafetę mieszkańców quasi-metropolii przekazujących sobie uwagę kamery, w sposób, który już zdążył zachwycić krytyków filmowych: kamera podąża za tą osobą, która w danej scenie ostatnia wypowiada kwestię.
Nie będę opisywał fabuły, nie będę opowiadał, którędy biegną. Jak łatwo się domyślić, sztafeta przebiega przed nami kilka okrążeń, te same postaci pojawiają się po raz trzeci i czwarty, a nasza uwaga wraca do nich na tyle często, byśmy siłą filmowego przyzwyczajenia uznali ich za protagonistów.

Filmowa kołyska zbudowana jest zgrabnie, energia przechodzi płynnie pomiędzy poszczególnymi historiami, które spajają tylko biorący w nich udział ludzie. Widać, że całość jest stworzona przez dobrego rzemieślnika. Cieszy oko tak rzadki w polskich filmach zręczny montaż, ze smakiem zbudowane kadry, unikanie pseudorefleksyjnych dłużyzn.

Co więcej, reżyser pozwala nam zauważyć podobieństwo układu, w którym znaleźli się bohaterowie do tego, który więzi stalowe kulki. Trzymani na niewidocznych uwięziach, mają bardzo ograniczone pole ruchu. Zdeterminowani swoją pozycją, muszą na przypisanych im miejscach wykonywać gesty, których wymaga od nich układ. Jedyna zmiana ich położenia polegać może na wychyleniu się i dotknięciu tej kulki, która akurat znajduje się obok. Muśnięciu czy uderzeniu – w ogólnym rozrachunku na jedno wychodzi. Istotne jest tylko, by przekazać swój pęd kolejnemu w szeregu, wprawić go w ruch nie zaburzając harmonii całości, nie wystawiać na próbę mocy niewidocznych więzów. Z drugiej strony widzimy, że układ nie daje nikomu szans na izolację, na odłączenie się. Każdy, kto spróbuje, zostaje natychmiast przywołany do porządku, sprowadzony do przypisanej mu roli elementu. Powróci do całości, która podrygując w nieskończoność, wykorzysta go jako nośnik swojego własnego przeznaczenia.

„Zero” pokazuje nam też jasno, czym różni się ludzki bohater od stalowej kulki. Ujmując rzecz jak najprościej, ludzie nie są ze stali, w kontakcie ciał pozbawionych stalowej sprężystości nie cała energia zostaje przekazana, wewnętrzna struktura dotkniętego ulega odkształceniu, a z czasem całkowitemu zużyciu.

Wszystko wydaje się więc w najlepszym porządku. Za cenę biletu i dwu godzin naszego czasu dostajemy przyzwoicie wykonany, nowoczesny filmowy obraz ilustrujący niewesołą egzystencjalną tezę co do istoty międzyludzkich interakcji i układów emocjonalnych jako takich. Z tym zastrzeżeniem, że historie, które stanowią energetyczny nośnik obrazu, są dość sztampowe, a aktorstwo nie zawsze najwyższej próby.

Można by tutaj recenzję skończyć i film, w ogólnym rozrachunku, polecić. Tylko – co zrobić – pojawia się pewne pytanie, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Brzmi: „Czemu mam przez długi czas przesiadywać w zaciemnionym pomieszczeniu tylko po to, by skonfrontować się z zaproponowanym przez Borowskiego obrazowaniem rzeczywistości, skoro po pierwsze zaprezentowano mi je jako model już w szkole podstawowej, po drugie jest ono obecne w sztuce filmowej przynajmniej od czasu wczesnych filmów Altmana, a po trzecie, obrazowanie służy postawieniu tezy, która jest możliwa do zaobserwowania wprost, z niemetaforycznego okna w niemetaforycznym budynku?”.

Może Państwo znają odpowiedź na to pytanie?

* Łukasz Kowalczyk, radca prawny.