Kiedy dwóch idzie, nic ich uwagi nie zmniejszy,
Co ten chybi, ten widzi. Sam człek najbystrzejszy,
Nigdy tyle baczności, tyle oka nie da
„Iliada”, księga X

Karolina Wigura

Intymność gigantów

Rüdiger Safranski dał się poznać jako twórca zarazem subtelny i wymagający. Na jego dorobek składają się przetłumaczone na kilkanaście języków biografie Schopenhauera, Heideggera i Nietzschego, a także rozprawy o złu, prawdzie i niemieckim romantyzmie. Większość z nich jest dobrze znana również nad Wisłą. Łączy je szczególna cecha: Safranski od lat skoncentrowany jest na dziedzinie, którą można określić mianem wielkich tematów niemieckich. Jego najważniejsza działalność polega na przerzucaniu mostów pomiędzy szeroko pojętym romantyzmem niemieckim a współczesnością, ponad tragicznymi wydarzeniami XX wieku. Być może dzięki temu, choć Safranski nie podejmuje tematów uderzających łatwością, jego publikacje rzadko omijają listy niemieckich bestsellerów.

goethe+schiller

Bożyszcze młodych i fascynujący wzrost roślin

„Goethe i Schiller. Geschichte einer Freundschaft” (Goethe i Schiller. Historia pewnej przyjaźni) to biografia – nie osób, ale znajomości. Safranski prezentuje ją od pierwszego spotkania w 1779 roku. To wówczas zaledwie dziesięć lat młodszy od autora „Fausta” Schiller spotyka po raz pierwszy „bożyszcze młodych” podczas uroczystości przyznania nagród wybitnym młodym twórcom w Stuttgarcie. Zamiast jednak zwrócić w jakikolwiek sposób na siebie uwagę uczestniczącego w ceremonii, stojącego na podwyższeniu z marsową miną Goethego musi jak wszyscy klękać i całować rękę księcia Karola Augusta.

Szansy nie marnuje już po raz drugi w 1794 roku, gdy próbuje pozyskać Goethego do tworzonego właśnie przez siebie czasopisma „Horen”. W słoneczny majowy dzień rozmowa o interesach niepostrzeżenie zmienia się w trwającą do późnej nocy dyskusję o światopoglądach, książkach i rozwoju roślin (nauki przyrodnicze to przedmiot głębokiego zainteresowania obu twórców – jego wyrazem jest choćby przepyszny ogród botaniczny w weimarskiej posiadłości Goethego). Tak rozpoczyna się dziesięcioletnia przyjaźń i ożywiona wymiana korespondencji, w której szczególną rolę zawsze odgrywa Weimar, miasto, do którego pod koniec życia Schiller pod wpływem Goethego postanawia się przeprowadzić.

Czaszka w bibliotece

Diametralna odmienność temperamentów i charakterów, a przy tym głęboki wzajemny szacunek oraz atencja skutkowały rozkwitem sił twórczych – u Goethego zwłaszcza w pierwszych, u Schillera w ostatnich latach znajomości obu twórców. „Uważam za rzecz oczywistą, że dzięki tej zażyłości udało mi się przerosnąć samego siebie” – pisał Schiller w jednym z listów do Goethego, a ten odpowiadał: „Dał mi Pan drugą młodość i uczynił ze mnie ponownie poetę, którym dawno już przestałem być”.

W poczet zalet książki Safranskiego możemy z pewnością zaliczyć elegancki, wyważony język. Przynosi on czytelnikowi radość poznania konkretnych, a intymnych spraw ludzkich należących do gigantów niemieckiej – i światowej – literatury. Safranski prowadzi opowieść aż po śmierć Schillera w 1805 roku i jeszcze dalej, opowiadając o głębokim żalu Goethego, który przeżył przyjaciela o blisko trzydzieści lat. „Dlaczego, dlaczego nie mogę zapomnieć tego człowieka?!” – zwykł podobno mówić niemiecki wieszcz w chwilach najgłębszego smutku. Dowiadujemy się również, że autor „Cierpień młodego Wertera” przez rok przechowywał w swojej bibliotece czaszkę Schillera, a dokładniej to, co za nią uważał. Safranski nie omieszkał dodać, iż badania DNA z 2002 roku wykazały, że czaszka z całą pewnością do Schillera nie należała.

Sztuka przyjaźni

Cytując na wstępie książki zdania o przyjaźni Arystotelesa, Kanta i Montaigne’a, Safranski rozbudza jednak od samego początku apetyt o wiele większy, niż jest później w stanie zaspokoić. Naprowadza czytelnika na „staroświeckie” pytania o to, czym jest prawdziwa przyjaźń i jak jej charakter zależny jest od czasu, w którym się pojawia i trwa? Co mówi nam owa szczególna przyjaźń dwóch twórców – będących z założenia swoimi konkurentami – o czasie, w którym siebie odnaleźli, i o kulturze niemieckiej, którą współtworzyli?

„Goethe i Schiller…” to jednak rzeczywiście tylko Geschichte, historia. Choć pełna fascynujących informacji, na próżno szukać w niej krytycznej interpretacji, a nawet – o, dziwo – końcowych wniosków. Czytelnikowi zostaje postawione przez Safranskiego, być może celowo, zadanie: po lekturze pozbierać te wątki, które intuicyjnie powinny pełnić rolę najciekawszych, i znaleźć do nich prywatny klucz.

Po śmierci Schillera Goethe czuł wstręt do życia publicznego. W swoim pięknym domu w Weimarze, podarunku od księcia Karola Augusta, nie chciał odwiedzać komnat przeznaczonych do prezentowania gościom. Wolał przebywać w pokojach niższych i (zgodnie z jego własną teorią oddziaływania kolorów) pomalowanych na ciemniejsze barwy, znajdujących się w części prywatnej.

W tym samym czasie doczesne szczątki Schillera chowane były pospiesznie (w obawie przed gruźlicą, na którą umarł) na Cmentarzu Weimarskim w „grobie kasetowym”. Było to miejsce spoczynku przeznaczone dla lepiej urodzonych, których jednak nie było stać na własny grobowiec. Wdowa wraz z dziećmi po Schillerze mieszkała jeszcze przez czas jakiś w domu zakupionym za własne pieniądze przez poetę w 1802 roku (dodajmy, o wiele mniejszym i skromniej wyposażonym od posiadłości autora „Cierpień młodego Wertera”, co nie pozostaje bez znaczenia dla rozważań na temat szczególnej relacji między poetami).

Prawa rynku jednak w wypadku Schillera i Goethego nie oddziaływały. Ich znajomość nie była wszakże, jak chciał Montaigne, „wzajemnym zlaniem się dusz”, lecz wzajemną ożywioną dyskusją między dwojgiem skrajnie różnych ludzi. Brak wymiany myśli niejedną zabił już przyjaźń – pisał Arystoteles. Myśląc o dwóch poetach, można dopowiedzieć za nim: tylko przyjaźń oparta na równości, nie jednak równości majątkowej czy społecznej, ale równej dzielności dusz może być przyjaźnią prawdziwą.

Goethe i Schiller nie tylko doświadczają daru przyjaźni, ale też wiedzą, czym jest jej sztuka. Nie ma w ich przekonaniach miejsca na iluzję, w której prawdziwe stosunki międzyludzkie polegają wyłącznie na wzajemnym odsłanianiu intymności (co, jak się zdaje, nie zostało zrozumiane już przez im współczesnych. Zaraz po ukazaniu się korespondencji w roku 1823 nazwano tom zbiorem „biletowych drobnostek”, mówiono też, że lektura „listów tych dwóch wielkich dusz to antycud przemiany złota w ołów”). Obaj rozumieją głęboko, że przyjaźń jest jednym z tych niewielu zjawisk, które pozwalają wspólnie działać i dążyć do celu rozumianego jako dobro. I które mogą stanowić most pomiędzy sferą prywatną a publiczną jako jeden z nielicznych sposobów na zakorzenienie w świecie, w którym działamy.

Wieszczowie z krwi i kości

Koniec swojej największej życiowej przyjaźni opisuje Goethe jako zamknięcie pewnej epoki w jego własnym życiu. Wraz z nią zamknął się jednak niepostrzeżenie również pewien rozdział w niemieckiej historii. Przyjaźń dwóch literatów jest bowiem jak symbol dawnej wysokiej kultury niemieckiej. Polskiemu czytelnikowi daje zaś do myślenia: jak sprawić, by opowieści o polskich romantykach stały się bestsellerami na miarę Safranskiego? Podobne dzieła, choćby autorstwa Jarosława Marka Rymkiewicza, wciąż znają nieliczni.

Książka:

Rüdiger Safranski, „Goethe und Schiller. Geschichte einer Freundschaft”, Hanser, Monachium 2009.

* Karolina Wigura, dziennikarz, doktorantka w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego i w Instytucie Filozofii na Uniwersytecie Ludwiga Maximiliana w Monachium.