Marcin Dobrowolski
Od Lecha Wałęsy i muru berlińskiego do imperium IKEA
Niezastąpiony były prezydent Rzeczypospolitej, Lech Wałęsa, wypowiedział się na łamach poniedziałkowego (9.11) dziennika „La Repubblica”, komentując berlińskie wydarzenia sprzed dwudziestu lat. Tym razem oberwało się przywódcom RFN, którzy przed dwiema dekadami nie chcieli słuchać przywódcy „Solidarności” wieszczącego upadek muru. „Zapytałem Kohla i Genschera: jesteście gotowi na upadek muru? Genscher odpowiedział: »Chcielibyśmy tego, ale szybciej wyrosną kaktusy na naszych grobach, niż coś takiego się wydarzy«” – opowiedział Lech Wałęsa. „Kilka godzin później mur upadł” – dodał.
W artykule pod odważnym tytułem „Rurociąg Ribbentrop-Mołotow” opublikowanym we wtorek (10.11) w „Wall Street Journal” zastępca dyrektora Euroazjatyckiego Centrum Energetycznego w Radzie Atlantyckiej, Alexandros Petersen, zachęcał, aby Niemcy walczyły o zaufanie Europy Środkowej, popierając projekt rurociągu Nabucco. Bo na wycofanie się z budowy Nordstream jest już za późno. „Będąc jednym z najważniejszych państw Unii, wsparcie Niemiec, nawet czysto teoretyczne i dyplomatyczne, miałoby ogromne znaczenie dla pobudzenia unijnej jedności energetycznej. A co najważniejsze, stanowiłoby komunikat pod adresem Moskwy, że jej polityka energetyczna »dziel i rządź« ma swoje granice” – podsumowuje Petersen.
Komentator „Le Figaro”, Pierre Rousselin, w czwartkowym numerze (12.11.) komentuje wielką europejską improwizację, jaką nazywa poszukiwanie kandydatów do objęcia najważniejszych unijnych stanowisk. „Czy przyszły prezydent Europy powinien mieć silną osobowość, by rozmawiać jak równy z równym z liderami USA, Chin i Rosji, jak mógłby to robić Tony Blair? Czy przeciwnie, poszukuje się kogoś w rodzaju »sekretarza generalnego«, który miałby tylko ułatwić pracę szefów państw i rządów? Pytanie pozostaje oficjalnie zawieszone, choć wszystko wskazuje na to, że zatriumfuje ta druga hipoteza”.
O tym, że IKEA jest dziwna, wiedziałem od dawna. Te sterylne meble, jasne kolory, uśmiechnięci modele w katalogach. Wszystko na tyle podejrzane, że za każdym razem, kiedy zwiedzam magazyny tej sieci, zaglądam do szaf, jakby poszukując w nich schowanych trupów. Że coś jest na rzeczy przekonałem się po lekturze artykułu (13.11) w „Der Spiegel”. Nieskazitelny dotąd wizerunek koncernu zmąciła książka Johana Stenebo, który zaczął pracować w hamburskiej filii IKEA ponad 20 lat temu. Zrobił tam zawrotną karierę, która zawiodła go na sam szczyt władz korporacji. Pracował nawet jako osobisty asystent założyciela i prezesa sieci Ingvara Kamprada. Według Stenebo IKEA nie jest zwykłą międzynarodową korporacją. Firma zatrudnia 135 tysięcy osób w 44 krajach, zarządzana jest tylko i wyłącznie przez członków rodziny, a Kamprad prowadzi ją jak sektę. „Istnieje niepisane prawo – lojalność wobec Ingvara aż po grób”. Stenebo porównuje metody swego byłego pracodawcy do środków stosowanych przez Stasi. Jego zdaniem sieć informatorów regularnie donosi Kampradowi, jakie nastroje panują w spółce. Autor książki utrzymuje poza tym, że obcokrajowcy są poniżani, nazywani „czarnuchami” i mają gorsze szanse na awans niż Szwedzi. Jako dowód podaje, że IKEA, mimo że jest największym producentem mebli na świecie, jest zarządzana wyłącznie przez osoby pochodzące z miejscowości Älmhult w szwedzkiej Smalandii.
To co, jedziemy na zakupy?
* Marcin Dobrowolski, dziennikarz i producent radiowy. Pracuje w Radiu PiN, gdzie jest prezenterem oraz producentem audycji „Poranek Radia PiN” i „Słowa Kluczowe”.