Jarosław Kuisz

„…czuję się wspaniale. Jak jeszcze nigdy w życiu”. Listy Andrzeja Bobkowskiego do Jarosława Iwaszkiewicza

Bobkowski_TOBIE ZAPISUJE EUROPE

1.

Czytanie listów tylko jednej z dwóch piszących do siebie osób, to rzecz przedziwna. Wszystkie niedociągnięcia i mielizny epistolograficznego dialogu mimochodem można przelać na konto jednej strony. Autorem takiej alokucji jest po raz kolejny* Andrzej Bobkowski. Niesłyszalnym zaś adresatem jest sam Jarosław Iwaszkiewicz (niesłyszalnym podwójnie, bowiem wydany niedawno I tom „Dzienników” zieje luką od października 1945 do kwietnia 1949 roku)**.

Czy jest to lektura pasjonująca? Nie. A jednak, nie tylko dla poszukiwaczy literackich kuriozów, może być zaskoczeniem osobliwa, intymna relacja Bobkowskiego i Iwaszkiewicza. Porozumienie to bowiem szczególne, a korespondencja w niczym nie przypomina tonu listów do Tymona Terleckiego, w których Bobkowski udowadniał, iż soczyste wulgaryzmy mogą spokojnie sąsiadować z wywodami o konieczności przyzwoitego postępowania.

Oto Bobkowski wobec Iwaszkiewicza ustawia się w nienaturalnej dla niego roli… uczniaka. Owszem, autor „Czerwonych tarcz” był starszy, miał za sobą sławę skamandryty. A jednak relacja mistrz-uczeń jest tutaj rażąco sztuczna. Upiera się przy niej dorosły mężczyzna, już wtedy autor swego opus magnum, tj. „Szkiców piórkiem”. Uwielbienie, które – jak można sądzić z zacytowanych w listach odpowiedzi – słusznie uwierało Iwaszkiewicza, było zapewne na rękę Bobkowskiemu.

Bobkowski kaprysił i grymasił, gwałtownie zmieniał nastroje. Czasem stawał się nie do wytrzymania, innym razem był słodki. Wygodna postawa wyznawcy czy petenta pozwalała na unikanie, związanych z partnerstwem, wyzwań. Wielkich spostrzeżeń tu jednak jak na lekarstwo. Jest za to sporo histerii i arogancji, której nie łagodzi – znana ze „Szkiców piórkiem” – elegancka stylizacja.

Wzajemna fascynacja była jednak niewątpliwa – i chyba nie tylko dlatego, że Bobkowskiemu zależało na publikowaniu w kraju (w czym pomocny mógł być jedynie pisarz ze Stawiska, ówcześnie redaktor naczelny „Nowin literackich”).

Iwaszkiewicz był wielkim uwodzicielem i warto podkreślić, że mówimy to, porzucając upowszechnione wraz z publikacją I tomu „Dzienników” pisarza wyłącznie erotyczne skojarzenia. Stopień zażyłości między pisarzami pozostawał jednak wielki i enigmatyczny zarazem. Oto, co pisze Bobkowski: „Z jakąż rozkoszą byłbym siadł w pociągu obok Ciebie i jechał” (s. 89). „Wiesz, że nie słowa są dla mnie ważne, lecz to coś, co się zawiązało tak silnie w kilku spojrzeniach i w kilku półsłówkach” (s. 94). „Jeszcze raz dziękuję Ci za wszystko, co mi dałeś tu, za ten kawałek Ciebie, którego nie dajesz każdemu i który Ja tak pokochałem” (s. 95).

Garść niedopowiedzeń, choć świadczy o najgłębszym porozumieniu osiągniętym w chwili, gdy Bobkowski z Iwaszkiewiczem się spotkali, nie powinna wieść do pochopnych wniosków. Nie znając jednak tonu listów Iwaszkiewicza, trudno powiedzieć, do jakiego stopnia ta słowna wylewność i uniżoność była odwzajemniana. Łatwo o pomyłkę.

2.

Bobkowski staje się samodzielny w chwili, gdy podejmuje kontrowersyjną decyzję, by opuścić Europę. W liście z 21 marca 1948 roku pisze: „Tobie zapisuję w testamencie Europę. Właściwie najgorsze, co mi zostało. To kłopotliwy spadek”. Nic dziwnego, iż później posłuży się „wdzięcznym” określeniem: „Europalager”.

Iwaszkiewicz spadek „przyjął” i w tym samym czasie popada w koszmarne zależności, których Bobkowski chciał uniknąć (a przecież słynny zjazd w Szczecinie w 1949 roku jeszcze przed autorem „Brzeziny”).

Bobkowski tymczasem wyrusza w podróż życia. Przestaje wdzięczyć się bez uroku, prowadzi zaś w listach rozważania o porzucaniu kultury Starego Kontynentu. Jednocześnie pociąga go ewidentnie egzotyka, to, co my dziś, nieco nazbyt odruchowo, nazywamy „wielokulturowością” i, jak się wydaje, też jakaś wersja niedorzecznego mitu o „szlachetnym dzikusie”.

Idealizował? Bez wątpienia. A jednak wzruszający jest fragment, w którym pisze o oddaleniu się od Europy na tyle, że nareszcie może po prostu zatańczyć bez jakiegoś tam, bliżej niezdefiniowanego, ciężaru.

Sformułowanie „polska emigracja” ma w sobie podskórny tragizm, aliści Bobkowski trzyma fason i lekką ręką porzuca tradycyjną sieć skojarzeń. Stare pojęcie zamierza zapełnić nową treścią samodzielnie. To, co w kulturze jawi się Bobkowskiemu „duszne”, „ciężkie”, „patetyczne”, zostaje dosadnie napiętnowane. Stawką jest jednostka z jej skromnym, lecz bezcennym obszarem swobody. Puste konwencje i bałamutne ideologie zwykle otrzymują od autora w prezencie wdzięczne epitety. Może w tym tkwi sekret rosnącej popularności Bobkowskiego.

Hardy i niesforny autor „Szkiców piórkiem” zaczyna od zera, sprawdza się więc także jako patron niepokornej ucieczki. Wreszcie odnosi sukces osobisty: zostaje uznanym modelarzem w Gwatemali. Poświęca się nowej pracy. Czasem jeszcze pisuje. Dla emigrantów wobec Polski Ludowej, jak stwierdzi w 1957 roku, „pisarstwo, to ostatni atut”***.

Nie ma więc w tym radykalnego gestu Rimbauda, który na zawsze pożegnał literaturę. Nie ma go również z innego powodu: być może Bobkowski łudzi się, że stworzy jeszcze ważne dzieło. Nie wie, że tak jak „Europalager”, najważniejszą książkę już pozostawił za sobą.

Książka:

A. Bobkowski, Tobie zapisuję Europę. Listy do Jarosława Iwaszkiewicza 1947-1958, Warszawa 2009.

Przypisy:

* Ukazały się już bowiem listy do matki autora, do Jerzego Giedroycia oraz do Tymona Terleckiego.
** Listy oraz karty pocztowe obejmują szczupły okres od 15 maja 1947 do 26 grudnia 1948 roku; uzupełnieniem jest skromny telegram z 1958 roku (co jednak sprawia, że podtytuł „Korespondencja z lat 1947-1958” może wydawać się pewnym nadużyciem).
*** A. Bobkowski, Listy do Tymona Terleckiego 1956-1961, Warszawa 2006, s. 84.

**** Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.