Joanna Kusiak

Warszawski Volver. „Rewers” Borysa Lankosza

Kiedy po wszystkim uświadomimy sobie, że „volver” znaczy po hiszpańsku „odwrócić”, analogia ta staje się wręcz dowcipna. Od razu wiadomo, że nie ma mowy o żadnym tanim plagiacie. „Rewers” Lankosza nie jest kopią, ale dziełem równoległym, opartym na określonym toposie. Tak jak Mickiewicz nie jest tylko epigonem Goethego, tak Lankosz, mimo uderzającego podobieństwa wątków, pisze opowieść od początku sam. W realiach nie tyle polskich, co warszawskich.

Są trzy kobiety i trup do usunięcia. Kobiety – babcia, matka i córka – niejedno już przeżyły i doskonale wiedzą, że muszą sobie radzić same. Mężczyzn albo nie ma wcale, albo – jeśli są zbyt blisko – zamiast rozwiązania stanowią dodatkowy problem. Tak skonstruowany motyw stanowi główną oś podobieństwa między filmami Lankosza i Almodóvara, resztę stanowią znaczące różnice.

Po pierwsze – historia. „Volver” Almodóvara rozgrywa się nie wiadomo kiedy i gdzie na hiszpańskiej prowincji. „Rewers” jest mocno osadzony w Warszawie lat 50. I tu już wyjaśnia się, dlaczego właściwie mężczyzn nie ma, chociaż w filmie nigdzie nie jest to explicite powiedziane.

Po drugie – gra kolorów. To, że film jest w całości czarno-biały, jest nie mniej znaczące niż czerwienie Almodóvara. Mieszając fabułę z kronikami filmowymi, Lankosz buduje obraz Warszawy minionej, nie jako przeszłej, lecz namacalnie obecnej. Wchodzimy w tę Warszawę, jakbyśmy sami szli dzisiaj tamtą Marszałkowską. I nie ma w tym ani nostalgii (która zawsze rodzi się z dystansu historycznego), ani sztuczności. Dużą rolę odgrywa muzyka – Lankosz uzupełnia stare obrazy muzyką współczesną, dzięki czemu unika efektu kroniki filmowej.

Po trzecie wreszcie – wątek zabójstwa. Zamiast molestowania seksualnego – ubecja. Tutaj dochodzimy do najbardziej niebezpiecznego wątku fabuły, ze względu na który należy się Lankoszowi okrzyk: chapeau bas! Nic nie byłoby bowiem prostsze, niż w tym momencie zepsuć film, nadmiernie go polityzując, wchodząc w rozliczenia i dylematy etyczne. Film Lankosza nie opiera się jednak ani na rozważaniach moralnych, ani problemach filozoficznych. Od wielu polskich filmów z motywem ubeka różni się tym, czym różni się mądra kobieta od złego publicysty. Niepewna siebie, zakompleksiona Sabina w kluczowym momencie jest jak Antygona – wie dokładnie, co ma zrobić i robi to zarówno spokojnie, jak i skutecznie. Nie traci przy tym ani zimnej krwi, ani współczucia (przeprasza konającego, że trucizna potrzebuje tak dużo czasu). Usuwanie trupa odbywa się z tą samą naturalnością i niefilozoficzną troską, z jaką kobiety ucierają sernik.

Agata Buzek, Krystyna Janda i Anna Polony grają brawurowo, tworząc postaci wyraziste, ale nie przerysowane. Film umiejętnie gra z nawiązaniami, mieszcząc w sobie i Tyrmanda, i „Człowieka z marmuru”. A dyskretny symbol – rewers boleśnie i na nic połykanej monety – mieści w sobie więcej niż tomiszcza z IPN.

Filmy:

„Rewers”, reżyseria: Borys Lankosz, 2009.
„Volver”, reżyseria: Pedro Almodóvar, 2006.

* Joanna Kusiak, doktorantka Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, pisze rozprawę doktorską nt. „Druga rewolucja postsocjalistycznej metropolii. Materialistyczna analiza przemian tożsamości miast Europy Środkowo-Wschodniej na przykładzie Tirany, Warszawy i Berlina”. Współzałożycielka i prezes Stowarzyszenia DuoPolis, członkini zespołu „Kultury Liberalnej”.