Czasy po wprowadzeniu stanu wojennego raczej nie sprzyjały powstawaniu w polskiej muzyce jazzowej zjawisk przełomowych, a i sam tytuł płyty wydaje się autoironicznie informować, że chodzi bardziej o granie dla zabicia nudy, nie zaś o postępową działalność artystyczną. Określenie „najciekawsza” wypada więc taktownie i ostrożnie, a przypomnijmy sobie, że to właśnie muzycy tego tria współtworzyli w latach 70. (w różnych konstelacjach) ambitne projekty Zbigniewa Namysłowskiego („Kujaviak goes Funky”, „Winobranie”) i Tomasza Stańki („Balladyna”, „Twet”). W roku 1984 świadomie odżegnują się od awangardy, odpoczywają od eksperymentów i wracają na ubity grunt straight-ahead jazzu. Z pewnością nie poszukują nowych dróg.

Zapewne niektórych wprawi w zakłopotanie dźwięk organów Karolaka, przywodzący na myśl aranżacje Andrzeja Korzyńskiego do filmu „Akademia Pana Kleksa”. Barwy te musiały zestarzeć się już w latach 80., trudno znaleźć przykłady ich późniejszego wykorzystania – nawet w polskiej muzyce rozrywkowej. Sądzić jednak można, że po ćwierćwieczu taka egzotyka może być już czymś więcej niż tylko pożywką dla pobłażliwej nostalgii.

Ostatecznie jednak kwestia wyboru barw syntezatorowych staje się tutaj drugorzędna. Karolak wyprawia cuda z wydawałoby się żałośnie bezdusznymi dźwiękami klawiszy i nawet nadużywanie pitch-bendera nie szkodzi temu wrażeniu. Gęste aranże mają prawdziwą dramaturgię, kipią pomysłami, a chwilami brzmią jak gotowa aranżacja bigbandowa z głosami rozpisanymi już na poszczególne sekcje (o mistrzostwie Karolaka niech świadczy i to, że przy całym bogactwie faktury gra jednocześnie linie basowe).

Najciekawiej wypada jednak zestawienie klawiszy z charyzmatycznym, brzmiącym glissandami i przedęciami saksofonem Szukalskiego. Bartkowski bezbłędnie spina te żywioły bardzo dyskretną i precyzyjną grą na perkusji. Połączenie syntetyków z drewnem sprawdza się nawet w balladzie „Gem”, w której po ekspozycji melancholijnego tematu znajduje się miejsce na hard-swingujący popis gry Szukalskiego. Zresztą to właśnie Szukalski nadaje w największym stopniu duszy temu nagraniu i uświadamia mi, że żaden z późniejszych saksofonistów tenorowych w Polsce nie potrafił wypracować tak potężnej barwy i frazy. Jest ona natychmiast rozpoznawalna w nagraniu, nawet wtedy, gdy gra na barytonie (utwór „Pass into Silence” znalazł się dopiero na wydanej w 2006 roku reedycji tej płyty). Szukalski z triem gra wręcz soulowo, choć dodajmy, że nastrój kompozycji ze stylem tym nie ma wiele wspólnego. To miejscami muzyka, która nastrojem bardziej pasowałaby do filmu Szulkina czy Bajona niż do klubu jazzowego; część kompozycji to zresztą swobodne wariacje muzyki teatralnej Stanisława Radwana. Jeśli jeszcze dodać, że stylistycznie to jednak nie tylko straight-ahead jazz, ale także zabawa rockowym („Double-B”), a nawet funkowym rytmem („Trata-Tata”), okaże się, że mimo skromnego składu i egzotycznego instrumentarium jest to wciąż ciekawe nagranie. Arcyciekawe.

Nagranie:

TIME KILLERS, Karolak, Szukalski. Bartkowski,
CD
Helicon 1985 / Polskie Nagrania 2006