Sebastian Wichłacz
Królik à la homo sovieticus
W Polsce za komuny krążyła humorystyczna zagadka: „Wymień dwa państwa w Europie zaczynające się na literę »e«”? Prawidłowa odpowiedź brzmiała: „Enerde” (NRD) i „Erefen” (RFN). Dwudziesta rocznica upadku komunizmu kieruje uwagę twórców między innymi na powojenne perypetie Niemiec ordynarnie podzielonych murem. Bartosz Konopka akcję swojego dokumentu umieszcza na łące Placu Poczdamskiego zamieszkanej przez króliki uwięzione tam podwójnym murem oddzielającym Berlin Zachodni od Berlina Wschodniego. Jednym słowem: „Królik po berlińsku”.
Obraz zrealizowany w konwencji dokumentu przyrodniczego, z komentarzem Krystyny Czubówny przybliża perspektywę ludzką i zwierzęcą codziennej egzystencji systemu totalitarnego. Nowatorstwo zawarte jest w porównaniu zwierzęcia do człowieka, bo człowieka do zwierzęcia w kinie porównuje się o wiele częściej. Smaku dodaje fakt, że królik podobno płochliwy jest na tyle, iż zdarza mu się zasypiać z otwartymi oczami, jakby czegoś cały czas się bał.
Produkcja znalazła się w gronie ośmiu filmów kandydujących do tegorocznego „Oscara” za najlepszy dokument krótkometrażowy. Recenzje wzrastają do wielkości patetycznych peanów. Marta Brzezińska na portalu FilmWeb pisze: „mimo tego że są małe, puchate i bardzo płochliwe, dźwigają na grzbietach ciężar metafory tak wielki, że wydają się co najmniej tak majestatyczne jak kamienne lwy na Trafalgar Square”. Andrzej Wajda spuszcza z tonu: „Patrzyłem na ten film ze zwyczajną akceptacją. Czasami nam, reżyserom filmów fabularnych opadają ręce i widzimy, że tego się nie da zrobić z aktorami. Nie widzę takich aktorów jak te króliki”. W rzeczy samej sukces już jest.
Poruszająca narracja, nad którą pracował Michał Ogórek, rysuje kształt króliczej społeczności. Okazuje się, że króliki były tam od lat. Mogły sobie hasać tu i tam, jak każdy inny królik na świecie. Pewnego dnia ktoś postawił na ich łące podwójny mur, który uniemożliwił swobodne poruszanie, tworząc z ich dotychczasowego domu niekończący się korytarz. Uzbrojeni w konieczną ostrożność, nasi mali bohaterowie początkowo byli nieufni. Z czasem zaistniała sytuacja wzbudziła ich ciekawość. W końcu króliki oswoiły się ze swoim miejscem, poczuły się bezpiecznie, pomyślały, że zamknięto je tam dla ich dobra. Sytuacja wynaturzyła królika, zabiła jego wrodzoną czujność. Z powodu ograniczonego kontaktu z resztą świata króliki nie miały nic ciekawego do roboty. Zaczęły się rozmnażać. Jedna królicza mama rodzi nawet pięć razy w roku do dwunastu młodych w jednym miocie. Miały to, czego pragnęły. I tak nie miały na nic wpływu. Na ich łące wysiewana jest trawa tylko jednego rodzaju, ale dla nich była ona cały czas smaczna. Można powiedzieć, że dopadła je apatia i bierność. Ale czy króliki doceniają warunki, jakie im stworzono? Niektóre z nich robiły podkopy pod fundamentem muru i przechodziły na stronę zachodnią, zjadając resztki po turystach. Do niektórych strzelano z powodu ucieczek, jak też dlatego, że było ich po prostu zbyt wiele. Postanowiono uszczelnić mur, ale niektóre króliki nie wiedziały, że to dla ich dobra i nadal uciekały. Gospodarz łąki był zawiedzony ucieczkami królików. Użyto żrących chemikaliów. Epidemia wisiała w powietrzu. W końcu wybuchła i była tak silnym wstrząsem dla królików i dla gospodarza łąki, że mur upadł. W murze powstały wyłomy i mnóstwo dziur. Teraz swobodnie można było poruszać się nawet wcześniej wykopanymi tunelami. Ciekawość okazała się silniejsza od strachu przed opuszczeniem dawnej enklawy. Króliki zobaczyły rzeczy, które dla innych królików na świecie były czymś zupełnie naturalnym. Te, które przeżyły, nauczyły się nowych warunków życia. Ale w nowym świecie nie ma dla wszystkich miejsca. Wiele z królików tęskniło za dawną łąką.
Królicza opowieść wymownie koresponduje ze światem totalitaryzmu komunistycznego nie tylko ówczesnych Niemiec. Jednostka ludzka staje się klientem systemu. Postawę homo sovieticus opisał w Rosji Aleksandr Zinowiew, a w Polsce Józef Tischner. W każdym kraju bloku wschodniego znajdują się tacy, którzy na swój sposób popierają system totalitarny – jedni dlatego, bo są zastraszeni, inni z własnej woli. Odnajdują się w nowej rzeczywistości, mają pracę i poczucie własnej wartości, realizują swoje marzenia i mają swoje aspiracje. System tępi w nich instynkt krytyczny przez zniewolenie intelektualnie. To ludzie jednowymiarowi, bez umiejętności spojrzenia na siebie z dystansu. Do nieposłusznych czasami strzela się jak do królików.
Doświadczenie Muru i Żelaznej Kurtyny – totalitaryzmu w ogóle – pozostaje na lata nie tylko wśród ludzi. Wędrujące dziś swobodnie po europejskich lasach, jelenie zawracają lub idą wzdłuż linii, na której znajdowała się kiedyś granica między Europą Wschodnią i Zachodnią. Nikt tego nie potrafi wytłumaczyć. Wiele osób z sentymentem wspomina okres komunizmu, tak jak nasze króliki swą łąkę. To rozdarcie w filmie jest cały czas obecne. Sam autor mówi, że opowiada z jednej strony o chęci wolności każdej istoty, a z drugiej o potrzebie bezpieczeństwa, jaką pozornie dawał system.
Historia nie dla wszystkich królików w filmie kończy się dobrze. Po zburzeniu Muru okazało się, że jest ich zbyt wiele. Prasa niemiecka pisała: „Jastrzębie z Tiergarten dobiorą się do królików!”. Poniekąd tak się stało, bo królik jest przecież niemieckim przysmakiem. Padły ofiarą konsumpcji, podobnie jak jej ofiarą padł człowiek posttotalitarny. Te, które przetrwały, z trudem przystosowują się do otoczenia.
Kilka lat temu wędrując alejką centrum handlowego, spotkałem siedzącego na ławce bezdomnego łapczywie konsumującego parówkę. Zbliżyłem się i chyba zbyt odważnie zapytałem:
– A bułka gdzie?
Na to on odpowiedział:
– Spokojnie. Nie wszystko na raz!
Nam pozostaje czekać na Oscara za „Królika…”. A nóż widelec się uda.
Film:
„Królik po berlińsku” (Rabbit à la Berlin; Mauerhase)
Reż.: Bartosz Konopka
Data polskiej premiery: 4 grudnia 2009 r.
* Sebastian Wichłacz, psycholog, psychoterapeuta.