Karolina Wigura

Z rutyną i irytacją… wprost w ramiona nowoczesności

Niegdyś, ilekroć padało słowo „codzienność”, przychodziła do głowy monotonia. „Dziś to, co wczoraj; jutro to, co dziś. Dzień podzielony na klatki parominutowe, godzinne czy parogodzinne, do wypełnienia znajomymi zajęciami (dodawało się nierzadko: do znudzenia znajomymi) […]. Zajęciami odmierzanymi przez budzik, dźwięki pobudki czy capstrzyku, syrenę fabryczną, dzwonek na lekcję lub na przerwę […]” – pisze Zygmunt Bauman*. Dawna nowoczesność to powtarzalność. I nuda.

Pytanie o charakter i wyjątkowość nowoczesności tkwi w samym sercu tradycji socjologicznej. Namysł badaczy zaowocował diagnozami i nazwami, które nie tylko zyskały popularność w świecie naukowym, ale też uczyniły z autorów intelektualnych celebrytów: „płynne czasy”, nowoczesność „późna” lub „wysoka”, „ponowoczesność”. Potrzeba uchwycenia szybko zmieniającego się – tuż za naszymi oknami – świata domaga się bezustannej refleksji. Nic dziwnego więc, że publikacji na ten temat nie brakuje od dziesięcioleci. Ostatnio czasie ukazała się na ten temat ciekawa książka hamburskiego socjologa Jana Philippa Reemtsmy, „Vertrauen und Gewalt” (Zaufanie i przemoc). Reemtsma tłumaczy naszą epokę, prezentując ją jako nierozerwalny związek tych dwóch kategorii.

***

Wróćmy jeszcze na chwilę do Baumana. Autor „Nowoczesności i Zagłady” uważa, że „nowa” nowoczesność różni się od „dawnej”. Jego zdaniem, najbliższy nam czas przyniósł koniec przewidywalności. Rozpad świata na paciorki jednorazowych, niepowiązanych ze sobą epizodów. Przeszłość i przyszłość nie mają już ze sobą związku. Rutyna znalazła się w strzępach.

Można mieć co do tego pewne wątpliwości. Czyż nie jest tak, że pierwszą rzeczą, jaką robimy po przebudzeniu, jest przesunięcie palcem wskazującym po czytniku linii papilarnych niewielkiego laptopa? Kiedy zwolniony gigabajtami danych procesor uruchomi wreszcie znienawidzoną Vistę, pierwszym programem, który włączymy, będzie program pocztowy. Pierwszą stroną internetową – Facebook. Albo którykolwiek inny portal społecznościowy. W drodze do pracy posłuchamy tych samych piosenek z iPoda. A potem aż do wieczora nasz czas wypełni ciąg znajomych czynności. Podróż do pracy – praca – jedzenie – podróż z pracy. Rytuały popołudniowe i wieczorne. Sen. Gdzie jest miejsce na śmierć rutyny w tym przenudnym cyklu?

Bauman przeczuwa jednak, że dominującym uczuciem, stanowiącym wręcz o tożsamości nowoczesnego mieszkańca Zachodu, jest niepokój. A może wręcz irytacja. Tak dochodzimy do podstawowego tematu rozważań Jana Philippa Reemtsmy.

***

Ogromną, liczącą ponad pięćset stron pracę, prezentującą nie tylko charakter najbliższej nam nowoczesności, ale również korzenie epoki, w której się znajdujemy, a którą Reemtsma datuje od około XVII wieku, rozpoczyna nawiązanie do Adolfa Eichmanna. Co ma to wspólnego z nowoczesnością i codziennością? Według Reemtsmy, bardzo wiele.

Czytając nie tylko o Eichmannie, ale i o Auschwitz i innych zbrodniach niemieckich w XX wieku bardzo chętnie zadajemy pytanie Hannah Arendt. „Jak to możliwe, że normalni ojcowie rodzin mogli coś takiego czynić, gdy wychodzili z domów”? Przyzwyczailiśmy się już tak bardzo do tego pytania – pisze socjolog z Hamburga – że zapomnieliśmy o obowiązku właściwego definiowania pojęć. Cóż właściwe znaczy „normalny”? Może to znaczyć: normalny w sensie przyjętej w psychiatrii normy. Albo: typowy, przeciętny. Może wreszcie znaczyć: taki, jak ja czy ty. Eichmann i inni SS-mani nie byli normalni w tym ostatnim sensie – uważa Reemtsma. Dziś zupełnie inne zachowania i model ojca rodziny uważamy za normalne.

Właściwa odpowiedź na pytanie Arendt brzmi zatem: „Jest to możliwe, ponieważ zmieniła się norma normalności, którą się posługujemy”. A stąd już bardzo blisko do pytania: jak mogła tak szybko, tak radykalnie się zmienić? Według Reemtsmy powodem, dla którego było to możliwe, jest specyficzna cecha naszej epoki. Zagadkowość jej szybkich przemian i wielości twarzy wynika z tego, że w samym jej sednie współistnieją dwa pierwiastki. Przemoc tak wielka, że nie jesteśmy jej w stanie nawet adekwatnie nazwać – i zaufanie, pozorny spokój liberalnego porządku. Tę zagadkowość chętnie przemilczamy, skłaniając się zwykle tylko ku jednemu z tych pierwiastków. I tu tkwi przyczyna, dla której odczuwamy bezustanny niepokój – albo nawet irytację – w życiu codziennym.

Reemtsmy ujęcie nowoczesności, a także rozważania Baumana są niewątpliwie ciekawe. Nie biorą jednak pod uwagę pewnego dodatkowego czynnika. Wziąć też nie mogą, bowiem ich autorzy, jak się zdaje, wychodzą z podobnego założenia: że właściwa diagnoza nowoczesności jest tylko jedna. Objawiająca się w owym założeniu silna subiektywność ich spojrzeń jest szczególnie zastanawiająca. Oto być może najmniej przemijającą cechą nowoczesności jest, że każde pokolenie (Bauman i Reemtsma należą przecież do różnych pokoleń) musi zdefiniować nowoczesność na nowo. I każde uważa właśnie swoją diagnozę za najwłaściwszą.

I zapewne taka właśnie ona jest. Definiowanie nowoczesności to bowiem rzecz prawdziwie intymna. Niezależnie od tego, czy w ciągu jednego pokolenia dochodzi do rewolucji w kształcie rękawów kobiecych sukni, czy w rozprzestrzenianiu się informacji, mówimy zawsze – ostatecznie – o świecie za szybą naszego okna. I naszym własnym sposobie na jego oswojenie.

Książka:

Jan Philipp Reemtsma, „Vertrauen und Gewalt. Versuch über eine besondere Konstellation der Moderne”, Pantheon, Hamburg 2009.

* Cytat za: Zygmunt Bauman, „Niecodzienność nasza codzienna…”, w: „Barwy codzienności. Analiza socjologiczna”, red. Małgorzata Bogunia-Borowska, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2009, s. 77.


** Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarz. Redaktor „Kultury Liberalnej”.