Paweł Marczewski
Piknik na skraju Rublowki
Jak mówić o Rosji i pokazywać ją bez popadania w banał? Interpretacyjne tropy zostały już tak głęboko wydeptane, że zamieniły się w koleiny, w których grzęzną wszelkie próby przełamania stereotypowego myślenia na temat rządów Putina, społecznych kosztów pierestrojki czy fenomenu Nowych Ruskich. Dwie z owych kolein są szczególnie głębokie, choć przeorano je na zupełnie przeciwnych krańcach myślenia o Rosji. Pierwsza każe rozumieć ten rozległy kraj po prostu jako chętnego spadkobiercę idei imperialnej w jej najprzeróżniejszych wschodnich mutacjach od Iwana Groźnego po Stalina. Drugiej patronują Tiutczew i jego polski uczeń Mariusz Wilk. Zgodnie z tym szlakiem za imperialną fasadą ukrywają się przepastne egzystencjalne głębie. Samodzierżawie, stalinowski totalitaryzm są jedynie konstrukcjami wzniesionymi nad otchłanią rosyjskiego życia duchowego, z jego wadzeniem się z Bogiem, nihilizmem, szorstką tkliwością. Obie koleiny, choć przeciwstawne, paradoksalnie wiodą w tym samym kierunku – w stronę konstatacji, że Rosja jest krajem absolutnie wyjątkowym. Źródeł wyjątkowości upatruje się już to w odwiecznym autorytarnym charakterze Rosjan, już to w ich szczególnej, niepoddającej się racjonalnej analizie, wrażliwości. W obu przypadkach mniej lub bardziej implicite potwierdza się słuszność tezy o odwiecznych, niezmiennych cechach Rosji i jej mieszkańców, tym samym coraz głębiej grzęznąc w interpretacyjnych koleinach.
Dokumenty zgromadzone w kolekcji „Oblicza Rosji” wydanej przez Against Gravity, organizatora festiwalu Planete Doc Review, są dobrą podstawą do tego, aby spróbować przełamać te myślowe schematy. Oko dokumentalisty, skupione na konkrecie, na wybranej osobie, miejscu, problemie, jest szczególnie cennym sojusznikiem w próbach przezwyciężenia banału. Choć wydane w jednym pakiecie filmy opisują bardzo różne aspekty rosyjskiej rzeczywistości – raz to mają bohatera zbiorowego, jak mieszkańcy zarządzanej twardą ręką wsi Durakowo, innym razem usiłują oddać wewnętrzne życie jednego człowieka, zmarłego samobójczą śmiercią poety Borysa Ryżego – łączy je to, że pokazują swoich bohaterów i poszczególne problemy w określonym momencie historycznym, na precyzyjnie zarysowanym tle społecznym. Borys Ryży może być wyrazicielem uniwersalnych prawd, ale staje się nim dopiero dzięki szczególnie celnemu opisaniu pokoleniowych lęków; dzięki bolesnej świadomości, iż dorastając w czasach pierestrojki, znalazł się w miejscu „pomiędzy” komunizmem a kapitalizmem, z jednej strony niezrealizowanymi obietnicami równości i wolności, a z drugiej niezaspokojonymi aspiracjami do dobrobytu.
W filmach zgromadzonych w pakiecie „Oblicza Rosji” o wiecznych cechach rosyjskiej duszy mówią jedynie partyjni propagandyści. Powątpiewają w nią nawet mieszkańcy Durakowa, wsi-kolonii założonej przez Michała Fiodorowicza Morozowa, byłego spadochroniarza, który dzięki świetnym stosunkom z wojskiem i liderami prokremlowskiej partii Narodnaja Wola może zasadnie twierdzić, że jego wychowankowie (więźniowie?) mają otwarte wejście na salony sprawujących władzę. Rodziny z całej Rosji posyłają swoje dzieci Morozowowi, wierząc, że w Durakowie wpojone im zostanie przywiązanie do hierarchii, a jednocześnie nabiorą chęci, aby piąć się w niej coraz wyżej. Reżyserka Nino Kirtadze pokazuje, jak w „Durakowie, wiosce głupców” splatają się wpływy cerkwi, Kremla i wojska. Homoerotyczne rytuały drużestwa w postaci wspólnej kąpieli w saunie przypominają „Dzień oprycznika” Władimira Sorokina, zaś obchody Dnia Wojsk Desantowych, podczas których brzuchaci, podtatusiali wojacy nieustannie wznoszą toasty za bohaterstwo ledwie mieszcząc się w pasiastych, wojskowych koszulkach, przywodzą na myśl co bardziej zjadliwe fragmenty u Gogola.
O ile Michaił Fiodorowicz skrzętnie dba, aby narodowe i religijne frazesy nie schodziły mu z ust nawet podczas kąpieli w podgrzewanym basenie (jeszcze na chwilę przed zanurzeniem znajdzie czas, by odebrać telefon), to najzamożniejsi mieszkańcy strzeżonych osiedli wznoszonych dookoła Rublowki, szosy prowadzącej od murów Kremla aż po opłotki Moskwy, skoncentrowani są wyłącznie na zarabianiu i wydawaniu kolejnych tysięcy rubli. Znakomity dokument Irene Langeman „Rublowka”, nakręcony, jak informują twórcy, na przekór wysiłkom drogówki usiłującej za wszelką cenę pokrzyżować szyki reżyserce, jest portretem rosyjskiego społeczeństwa w mikroskali. Wokół Rublowki mieszkają zarówno sędziwi, emerytowani kołchoźnicy, których tradycyjne, drewniane domy są od czasu do czasu podpalane przez „nieznanych sprawców”, aby zrobić miejsce pod eleganckie osiedla, jak i Nowi Ruscy, właściciele firm budowlanych czy ekskluzywnych butików. Siłą filmu Langeman jest to, iż nie ograniczyła się wyłącznie do skontrastowania tych odległych światów, ale odmalowała pełne spektrum postaw i sytuacji życiowych mieszkańców. Przy Rublowce mieszka bowiem również rosyjska inteligencja, sławni muzycy, ekologicznie zorientowani architekci. Na poboczu najsłynniejszej rosyjskiej drogi jest miejsce dla ostentacyjnego bogactwa, stopniowo wypiera się stamtąd odziedziczoną po ZSRR biedę, ale wzniesiono tam również enklawy starego świata, namiastki dawnych artystycznych salonów. W końcu nawet Mścisław Rostropowicz nie zapomina, że to na poboczu Rublowki utrwaliły się jego przyjaźń i artystyczna współpraca z Szostakowiczem i nie omieszka pomiędzy licznymi koncertami wpaść na dzień lub dwa do swojej rezydencji, zbudowanej wcześniej i w lepszym guście niż osiedla nuworyszów.
Z dala od Rublowki, bo w położonym na Uralu Jekaterynburgu dorastał, pisał i popełnił samobójstwo Borys Ryży. Reżyserka Aliona van der Horst wspólnie z siostrą nieżyjącego poety wędruje po jednym z licznych blokowisk tego przemysłowego miasta, aby odnaleźć dawnych sąsiadów brata. Odwiedza grób Borysa na miejscowym cmentarzu, gdzie pod marmurowymi nagrobkami, na których zgodnie z rosyjską tradycją mafijną pieczołowicie ukazano nieboszczyków w odświętnych strojach, czasem nawet z samochodami, leżą niektórzy z jego dawnych szkolnych kolegów. „Borys Ryży – historia poety” jest nie tylko próbą wniknięcia w stan ducha człowieka obdarzonego wrażliwością tak głęboką, a jednocześnie żyjącego w tak chaotycznych czasach, że śmierć z własnej ręki wydaje się w jego przypadku właściwie nieunikniona. To również portret pokolenia i pewnej grupy społecznej, młodych ludzi wyrastających w miejscu, które nosi nazwę jak z „Pikniku na skraju drogi” braci Strugackich – Dzielnica Złomu.
Niewykluczone, że z Dzielnicy Złomu pochodzi któryś z krótko ostrzyżonych chłopców osadzonych w uralskim domu poprawczym ukazanym w dokumencie „W czterech ścianach” Alexandry Westmeier. Poprawczak przypomina Durakowo wpajanym na każdym kroku posłuszeństwem wobec hierarchii i porządku, ale nie ma tutaj żadnego Michaiła Fiodorowicza Morozowa. Choć jeden z wychowanków mówi, iż nie są sami ani przez chwilę, wiecznie obserwują ich opiekunowie/strażnicy, to niemal nigdy nie oglądamy twarzy nadzorców. Tu i ówdzie w kadrze pojawia się ręka strzygąca włosy niemal do gołej skóry lub podająca wodę ubranym odświętnie chórzystom. Choć wśród chłopców są mordercy, gwałciciele, a każdy z nich ma na koncie kradzieże, wszyscy grzecznie ścielą łóżka, szorują podłogi, z zawiązanymi równiutko muchami śpiewają ckliwe, żołnierskie pieśni. Płaczą za domem, ale jednocześnie twierdzą, że nie jest im tak źle, bo tutaj przynajmniej jedzą regularnie. Starają się nie myśleć, co z nimi będzie, kiedy odsiedzą zasądzone im wyroki. Borys Ryży uciekł przed wrogim światem w śmierć, mieszkańcy domu poprawczego uciekli przed nim mordując. Ponad 90 procent z nich wróci do przestępczego procederu, a więzienie dla nieletnich zamieni na zwykły zakład karny. Nie tylko dlatego, że nie znają innego sposobu na życie. Również dlatego, że życie poza czterema ścianami wydaje się nie do zniesienia.
Kolekcję „Oblicza Rosji” uzupełniają dwa krótkometrażowe filmy polskich twórców. „7 X Moskwa” Piotra Stasika w siedmiu ujęciach ukazuje różne twarze rosyjskiej metropolii: sunące w czerń ruchome schody metra, wypluwające z czeluści kolejne ludzkie kształty czy pozującą do zdjęcia ślubnego młodą parę. Znakomita „Elektryczka” Macieja Cuske to katalog ludzkich typów zebranych wśród pasażerów moskiewskich pociągów podmiejskich, w tym rozsławionej przez powieść Jerofiejewa relacji Moskwa-Pietuszki. Cuske w osiemnastominutowym filmie przechodzi od senności porannych godzin przez krótkie chwile radości wywołane przez zespół rozbawionych muzykantów po nerwowy, przesycony zmęczeniem pośpiech godzin wieczornych, kiedy wszyscy czym prędzej wracają do domu. Sugeruje, że za tymi zmęczonymi twarzami, niekiedy rozjaśnionymi półuśmiechem, w tych złożonych na czyimś ramieniu głowach głębi się nieprzebrane może emocji i codziennych, ludzkich dramatów.
Mimo całego bogactwa „Oblicza Rosji” nie dają całościowego obrazu rosyjskiej rzeczywistości i zapewne nawet do tak karkołomnego zadania nie pretendują. Choć w zestawie nie ma filmu słabego, cała kolekcja pozostawia wrażenie pewnego niedosytu. Uwaga widza rozbudzona świetnymi, skoncentrowanymi na bohaterach i problemach dokumentami domaga się więcej.
Brakuje mi w zestawie filmu, który pełniej pokazałby sytuację emigrantów z Azji Środkowej. Na dłużej pojawiają się jedynie w „Rublowce” w postaci gastarbeiterów, najbiedniejszych z biednych, zamieszkujących w kilkanaście osób niewielkie baraki, byleby tylko złapać następną sezonową pracę przy budowie kolejnego zamkniętego osiedla dla bogaczy. Ich twarze migają na chwilę w niektórych kadrach „Durakowa”, zazwyczaj na rusztowaniach okalających rezydencję-zamek Michaiła Fiodorowicza. Nie narzekają, z ich pracy utrzymują się w Tadżykistanie czy Uzbekistanie całe rodziny. Jeden z nich mówi z całą szczerością: „Nie cierpię tego, ale gdybym nie przyjeżdżał, nie miałbym nic”. Dla Zachodu Rosja pozostaje zacofaną gospodarką opierającą się wyłącznie na eksporcie surowców naturalnych, należy się z nią liczyć, ale nie ma za co jej szanować. Tymczasem dla mieszkańców Azji Środkowej jest ekonomicznym rajem, o wiele bliższym i bardziej namacalnym niż Unia Europejska czy Ameryka. To oni są pariasami współczesnej Rosji. W autobusach, marszrutkach, zastąpili za kierownicami byłych więźniów. Sprzątają ulice, budują domy. Z rzadka udaje im się otworzyć sklep. Wyśmiewany jest ich akcent, ich wierzenia religijne traktowane są podejrzliwie (w końcu to na ogół muzułmanie, tak jak Czeczeńcy).
Niemal całkowity brak emigrantów zarobkowych w „Obliczach Rosji” zbiega się również z obrazem kraju jako kulturowego monolitu. Tak jakby problemy Rosji były wyłącznie problemami jej ruskiej większości. Znamienne, że twórcy wszystkich zgromadzonych w zestawie filmów nie przekraczają granicy Uralu, nie docierają nad Bajkał lub na Syberię, do tamtejszych ludów, dla których Moskwa leży równie daleko, jak Berlin czy Paryż dla mieszkańca jekaterynburskiej Dzielnicy Złomu.
Trudno też z któregokolwiek dokumentu zamieszczonego w „Obliczach Rosji” wywnioskować, że jest to kraj żyjący od lat w cieniu wojny na Kaukazie. Jeden z byłych wychowanków domu poprawczego mówi w filmie „W czterech ścianach”, że rozpocznie karierę „wojennego człowieka”. Poza samobójstwem lub więzieniem Rosja oferuje tym obywatelom, którzy nie mogą odnaleźć się w nowej rzeczywistości, jeszcze jedną drogę ucieczki – do baz wojskowych na Kaukazie. Frontową rzeczywistość Czeczenii opisywali dziennikarze, czasem płacąc za to życiem jak Anna Politkowska. Pokazywano ją w kinie fabularnym – czasem krytycznie („Jeniec” Aleksieja Uczitiela, „Aleksandra” Alexandra Sokurowa), innym razem jako szkołę twardych, męskich cnót, kultywowanych na przekór hipokryzji Zachodu („Wojna” Aleksieja Bałabanowa). Wyzwaniem dla dokumentalistów byłoby pokazanie, w jaki sposób Kaukaz przekształca Rosję od wewnątrz, w jaki sposób rozboje na ulicach Groznego zmieniają Moskwian czy mieszkańców Jekaterynburga, jak wpływają na ich codzienne życie.
Rosja wielokulturowa, borykająca się z problemami asymilacji i uznania praw mniejszości oraz ekonomicznego wyzysku imigrantów zarobkowych, okazuje się nie mieć wiele wspólnego z odwieczną Mateczką Rosją, której filarami były zawsze władza (cara lub pierwszego sekretarza) i wiara (w Boga lub ideologię komunistyczną). Targana wewnętrznymi konfliktami, niepewna własnej tożsamości Rosja okazuje się być wcale nie tak wyjątkowa, jak chcieliby interpretatorzy poruszający się utartymi koleinami. O wiele bliżej jej do Europy, która nie radzi sobie z kolejnymi falami migracji, czy Ameryki również żyjącej w cieniu odległej wojny. Choć te paralele mają swe źródło w palących problemach, paradoksalnie otwierają pole do porozumienia między Wschodem a Zachodem. Dokumentaliści mogą mieć swój udział w tym, aby to porozumienie nie odbyło się pod prostackimi hasłami „wojny z terroryzmem” lub „obrony tożsamości narodowej”.
Filmy:
Kolekcja „Oblicza Rosji”:
„Durakowo, wioska głupców”, reż. Nino Kirtadze
„W czterech ścianach”, reż. Alexandra Westmeier
„Borys Ryży – historia poety”, reż. Aliona van der Horst
„Rublowka”, reż. Irene Langeman
„7 x Moskwa”, reż. Piotr Stasik
„Elektryczka”, reż. Maciej Cuske
Wydawnictwo Against Gravity, 2009
* Paweł Marczewski, historyk idei, socjolog. Doktorant w Instytucie Socjologii UW. Członek redakcji „Przeglądu Politycznego” oraz redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 1 (51) / 2010 z dn. 5 stycznia 2010 r.