Radosław Łopiński

Przekraczanie granic – wstydliwa przypadłość

„Krótki podręcznik przekraczania granic” autorstwa Gezmenda Kapplaniego to niewielka pozycja Wydawnictwa Czarne. Gdybyśmy popadli w dyktatorską manię porządkowania i kategoryzowania, książkę tę moglibyśmy zaliczyć do literatury podróżniczej, a ściślej – do autobiograficznego reportażu podróżniczego. Przy czym podróż, o której w niej mowa, nie ogranicza się do jednej lub kilku wypraw zwieńczonych bagażem przygód, plikiem zdjęć przedstawiających zaginione plemię, które od tysięcy lat nigdzie się nie ruszyło, i być może kilku egzotycznych pamiątek. Nie jest nią także jakiś sportowy wyczyn, jak podejście tą, a nie inna stroną na znaczący szczyt, czy przepłynięcie trudnej trasy Sydney-Hobart w pudełku od zapałek.

Rzecz dotyczy znacznie trudniejszej wyprawy, bo nigdy niemającej końca, a odbywającej się zarówno w wymiarze geograficznym, jak i psychicznym. Gdzie po przejściu granicy państwowej rozpoczynają się ciągłe próby przekraczania niewidocznych granic kulturowych, psychologicznych i społecznych. Chodzi bowiem o emigrację w jej najtrudniejszym wymiarze – wyjazd za chlebem, nadziejami na ekonomicznie lepsze życie, przy towarzyszącej oprawie obozów dla niechcianych przybyszów, deportacji, wykonywania najpodlejszych prac, pogardliwego traktowania ze strony tubylców, wstydu i często porażki. W sumie coś, o czym mieszkaniec naszego kraju miał okazję przynajmniej słyszeć lub przeczytać. Bo, co by nie mówić, nasz naród zdobył w dziedzinie takich wycieczek niemałe doświadczenie, a sława jego jest tak wielka, że co niektóre kraje, w obawie przed tą unikalną wiedzą, wciąż nie chcą znieść obowiązku wizowego. Jednak książka nie traktuje o naszych współplemieńcach, co zresztą ma drugorzędne znaczenie. Bohaterem jest sam autor oraz inni poznani przez niego w trakcie podróży posiadacze albańskiego paszportu – ludzie, którzy w pierwszym etapie zdecydowali się dostać do Grecji, gospodarczego raju. Autor, pisząc ze swadą, inteligentnym dowcipem, ale i smutkiem, zaczyna swą opowieść jeszcze w odciętej od świata Albanii. Znajdziemy ironiczne opisy „najlepszego z krajów” Europy, gdzie budowane dla każdego mieszkańca schrony sprawiały, że doktryna miłości zwyciężała doktrynę wojny, dając schronienie kochankom. Przeczytamy też o nielegalnym przekraczaniu niby już otwartych granic, o dramatach rodzin i pojedynczych osób, których życie zamieniało się w horror,

Całość przedstawiona jest w formie fotografii dokumentalnej – krótkich, pojedynczych historii i zaobserwowanych zdarzeń, w które autor czasem nie chce albo nie może się zagłębiać. Jest w tym coś niepokojącego, bo po albańskim wstępie zaczynamy oczekiwać barwnej, emocjonującej przygody. Jednak im dłużej trwa podróż, im więcej gromadzi się zdarzeń, tym więcej pojawia się wątpliwości, a mniej emocji. Opisy wydają się wręcz wyprane z uczuć Kapplaniego i pozbawione głębi. Ale po chwili refleksji dotrze do nas, że tak naprawdę samo zdarzenie jest olbrzymim ładunkiem emocjonalnym. Prawdopodobnie gdybyśmy czytali reportaż z obcego dla autora środowiska czy zdarzeń, to – z uwagi na naszą potrzebę wewnętrznego komfortu czytania czegoś autentycznego – oczekiwalibyśmy oddania emocji otoczenia. Nie byłyby dla nas wystarczające choćby najbardziej zachwycające opisy. Jednak ze względu na autobiograficzny charakter „Krótkiego podręcznika …” czujemy się wręcz niestosownie, uświadamiając sobie taki brak książki. Ale czy rzeczywiście jest to brak, czy raczej niemy, bo oparty na własnym, niełatwym doświadczeniu, krzyk autentyczności?

Celem książki nie jest szczegółowy opis panujących stosunków społecznych, geografii czy miejscowych cudów architektury. To jakby podróż w przeszłość i w głąb samego siebie. Opowieść pokazuje, jak wraz z geograficzną wędrówką zmienia się psychika wędrowca. Przedstawia lęki, upokorzenie, drobne zwycięstwa i radości, kształtowanie się kompleksów, w których można znaleźć siłę, ale które zawsze pozostają kompleksami. Emigrant z biednego i rozjechanego dyktaturą kraju wyjeżdża, ale rzadko dociera do celu, pozostając w zawieszeniu. Nie może wrócić, bo już nie należy do tamtego świata, bo to byłby dowód porażki. Jednak w nowym miejscu nie jest u siebie, czuje się obcy, wytykany palcami, zawsze gorszy. Cel okazuje się jedynie horyzontem, a wyprawa po złote runo łatwo może się zamienić w walkę o egzystencję. Jednak wciąż kolejne rzesze opuszczają swoje ojczyzny w poszukiwaniu lepszego chleba. Są przecież tacy, którzy zwyciężyli i nie poddali się w przekraczaniu własnych granic.

Książka:

Gezmend Kapplani „Krótki podręcznik przekraczania granic”, przeł. Ewa Szyler-Lesiak, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2009

„Kultura Liberalna” nr 52 (2/2010) z dn. 12 stycznia 2010 r.