Artur Celiński

Kryminalne historie Janiny Duszejko. O „Prowadź swój pług przez kości umarłych” Olgi Tokarczuk

Nowa książka Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych” została wydana ponad miesiąc temu. Ze zrozumiałych względów cieszy się dużym zainteresowaniem czytelników i krytyków, którzy zdążyli już opublikować dosyć dużą liczbę recenzji. W znakomitej większości są one pozytywne i oceniają tę książkę przynajmniej jako dobrą. Ja tak nie uważam. Tokarczuk bardzo wysoko zawiesiła sobie poprzeczkę i tym razem nie udało się jej przeskoczyć. Jej nowa książka jest niestety rozczarowująca. Nie udało mi się przeczytać jej jednym tchem, nie wracałem do niej również tak chętnie jak np. do „Biegunów”. No i w pewnym momencie przestało mnie interesować, kto popełniał wszystkie te zbrodnie.

„Prowadź swój pług przez kości umarłych” jest kryminałem, choć w jego pastiszowej formie. Chciałoby się, żeby w sytuacji gdy pojawia się trup i związana z nim zagadka, jej rozwiązanie było jednym z najciekawszych elementów historii. Tak się jednak nie dzieje. Brakuje tu pasjonującego śledztwa. Pojawiają się kolejne zbrodnie i postacie, które zaczynają odgrywać istotne role. Nie przybywa natomiast nowych elementów. Do czasu gdy wszystko staje się jasne, tropy nie urywają się ani razu, nie zaskakuje żaden nowy fakt – okoliczność, która wywróciłaby wszystko do góry nogami i niczym pstryczek w czytelniczy nos kazałaby mi jeszcze raz przemyśleć wszystkie elementy układanki. Rozwój sytuacji widzę zaś tylko za sprawą głównej bohaterki i narratorki – Janiny Duszejko, emerytowanej nauczycielki, lokalnej aktywistki-ekscentryczki, kierującej całą swoją energię na rzeczy, którymi nie interesuje się nikt inny w jej mikroświecie, i których przeważnie nie chce nawet zrozumieć. Mam więc przed oczyma tylko teorię zemsty, jakiej na swoich prześladowcach dokonują leśne zwierzęta. Nie ma realnego dialogu z innymi, mniej lub bardziej poważnymi teoriami, których zresztą nie pojawia się zbyt dużo. W ostateczności więc odkrycie tajemnicy morderstw nie daje mi żadnej satysfakcji. Nawet jeśli użyta do tego konstrukcja jest zaskakująca.

W tym sensie przyjęta forma kryminału ustępuje miejsca portretowi społeczności i jej poglądów. Tokarczuk wybrała sobie prowincjonalne miasteczko w Dolinie Kłodzkiej, przy granicy z Czechami, i postawiła jego mieszkańców wobec takich kwestii jak stosunek do zwierząt i zadawanego im cierpienia. Dla głównej bohaterki powieści sposób, w jaki traktuje się zwierzęta, mówi dużo o ludziach. Duszejko zarzuca innym brak zrozumienia, obojętność na okrucieństwa, jakie zadaje się zwierzętom, oraz hipokryzję, jaka się wówczas ukazuje. W jej relacjach z resztą mieszkańców daje się zauważyć również krytykę specyficznej tolerancji, która nie wnikając w przyczyny danego poglądu, każe dostosować się do standardów. To, jak się wydaje, zwrócenie uwagi na bezrefleksyjność, której obecność powoduje, że pytanie o sens zadawanego cierpienia musi pozostać bez zadawalającej odpowiedzi. Cieszę się, że Tokarczuk napisała o tym książkę. Szkoda jednak, że dała się w niej wypowiedzieć tylko Duszejce – wszystkie kontrowersyjne poglądy wprowadzane są za pomocą jej osoby. A zestawienie logiki myślenia głównej bohaterki z przekonaniami zwykłych mieszkańców nadaje jej nienaturalną wyrazistość. Bardzo łatwo jest jednak pokazać niezwykłość jakichś poglądów przez sportretowanie ich na tle tradycyjnych wartości i opinii. Tokarczuk przenosi swoją bohaterkę na prowincję, w której najważniejszą rolę pełnią proste autorytety – ksiądz, komendant, lokalny biznesmen, prezes koła grzybiarzy. Trudno spodziewać się, że Duszejko, która sama siebie alienuje w swoim trudno dostępnym domu, będzie rozumiana przez resztę społeczeństwa. Tokarczuk ustami swojej bohaterki zadaje ważne pytania, ale szanse na poważną odpowiedź daje tylko jej. Reszta postaci wzywana jest do tablicy w odpowiednim momencie prowadzonej przez Tokarczuk lekcji. Nie ma tu szansy na to, żeby czytelnik mógł skonfrontować swoje poglądy – bohaterowie „Prowadź…” nie prowadzą głębokich dyskusji, w czasie których mogłaby się dokonać jakakolwiek ewolucja.

Tokarczuk już przyzwyczaiła czytelników, że daje głos tym, którzy normalnie nie są słuchani. Trzeba jednak zauważyć, że lekceważący stosunek świata do Duszejko, jest przez nią odwzajemniany z taką samą siłą. „Prowadź swój pług przez kości umarłych” jest z tego powodu powieścią jednowymiarową. Trudno jest podróżować po tej książce, co zawsze mi się w prozie Tokarczuk tak podobało. Nie ciągnie mnie, żeby odkrywać nowe znaczenia i wątki. Nie mam niestety poczucia, że za kolejnym rogiem znajdę coś innego, jakąś nową tajemnicę, za której wyjaśnieniem podążam i które mi wciąż umyka.

Książka:

Olga Tokarczuk, „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009

* Artur Celiński, zastępca wydawcy kwartalnika „Res Publica Nowa”. Stale współpracuje z  „Kulturą Liberalną”.

„Kultura Liberalna” nr 53 (3/2010) z dn. 19 stycznia 2010 r.