Bartosz Biedrzycki
Narysowałem to miejsce
Są takie opowieści, które zostają w nas na całe życie. Piękne historie ukryte w przebraniu baśni, które poznajemy jako dzieci i ze zdziwieniem odkrywamy ponownie po latach, mając ich kilkanaście czy kilkadziesiąt. Zagłębiamy się wtedy w opowieść, ze zdziwieniem odkrywając ją na nowo, patrząc na nią innym, świeżym spojrzeniem, mając inny punkt widzenia, inne doświadczenia, przez które filtrujemy dobrze znany nam świat przedstawiony.
Bez wątpienia do takich historii należy najsłynniejsza książka francuskiego lotnika Antoine’a de Saint-Exupéry’ego o małym chłopcu, który w chłodzie pustynnej nocy patrzył w gwiazdy, z lękiem myśląc o efemerycznym kwiecie, który zostawił na swojej małej, odkrytej przez ubranego w śmieszny strój astronoma, planetce.
„Mały Książę” od czasu swojej pierwszej publikacji (rok przed owianą przez wiele lat tajemnicą śmiercią autora) rozbudzał wyobraźnię kolejnych pokoleń czytelników w każdym wieku. Słuchając tej niezwykłej baśni, najpierw czytanej mi przez matkę, wyobrażałem sobie małego panicza w butach z ostrogami i pelerynie wykopującego pędy straszliwych baobabów. Śmiałem się z naiwnej prostoty lisa, którego głęboka mądrość dotarła do mnie dopiero wiele lat później. Zastanawiałem się nad motywami Róży – kapryśnej, niezbyt mądrej istoty, której istnienie gdzieś w otchłani kosmosu było równie fascynujące co ulotne.
Z pewnością do oryginału książkowego sięgnę jeszcze wiele razy i sam chętnie tę przepiękną baśń przeczytam za chwilę swojej córce, która potrafi już z dziecięcą ciekawością śledzić co wieczór przygody literackich bohaterów Tove Jansson.
Chętnie wrócę do „Małego Księcia”, tym bardziej że właśnie wydawnictwo „Znak” wydało komiks, który można śmiało uznać za przełomowy. Wielki i piękny hołd dla geniuszu pisarza.
Joann Sfar, także w Polsce, gdzie wyszło niewiele jego albumów, cieszy się zasłużoną estymą. Trafny obserwator świata, świetny narrator, a przede wszystkim posługujący się nastrojową, oniryczną kreską ilustrator swoich opowieści, dał się poznać czytelnikom znad Wisły za sprawą takich historii jak „Kot Rabina”, „Mały świat Golema” czy nowelka ze zbioru „Japonia widziana oczami 20 autorów”. Tym razem francuski autor sięgnął do klasyki i przełożył na język komiksu „Małego Księcia”.
Translacja dzieła na inne medium jest zawsze przedsięwzięciem niezwykle trudnym i ryzykownym. Można wyliczyć wiele przykładów, szczególnie książek przenoszonych na ekran, gdzie nawet te uznane ekranizacje są często bardziej osobnymi dziełami niż adaptacjami literackiego oryginału. Podobnie jak przekłady – wierne, nie zawsze są piękne…
Pomysł stworzenia komiksu na podstawie opowieści Antoine’a de Saint-Exupéry’ego wydaje się tym bardziej karkołomny, że przecież każdy pamięta ilustracje z książki – jak można by zapomnieć planetę rozsadzoną korzeniami, pudełko z barankiem, klosz Róży czy niezwykłego, równie pokracznego co uroczego Lisa? Z nastawieniem pełnym rezerwy sięgnąłem więc po nowo wydany album.
Muszę przyznać, że pierwsze wrażenie jest pozytywne: świetny papier, doskonała jakość druku, do tego duży, albumowy format – rozmiar w wypadku dzieła wizualnego bądź co bądź znacząco wpływa na odbiór. Autor dokonał rzeczy karkołomnej, a jednocześnie w swojej prostocie genialnej. Sfar bowiem nie adaptował tekstu oryginalnego. Dokonując jedynie bardzo niewielu małych i zawsze uzasadnionych skrótów, wykorzystał tekst oryginalny. Słowa de Saint-Exupéry’ego posłużyły za narrację i dialogi w tej ilustrowanej wersji baśni. Nie mamy więc do czynienia z modyfikacją, a raczej z rozwinięciem, dopełnieniem. To, co było jedynie zasygnalizowane ilustracjami, zostało przedstawione drobiazgowo, odtworzone na podstawie tekstu, wyobrażone w całości. I jednocześnie wyobrażone na nowo.
Ilustracje Sfara są reinterpretacją. Czerpie on garściami z oryginalnych rysunków, ale przetwarza je po swojemu, nadając postaciom, przedmiotom i miejscom właściwy swojemu stylowi oniryczny sznyt, surrealistyczne piętno, znamię pochodzenia z magicznej, obcej krainy, do której Sfar zaprasza innych za pośrednictwem swoich komiksów.
Mamy więc Różę w nowej, całkiem antropomorficznej postaci, wiotką istotkę przypominającą kwietną wróżkę. Mamy w tym albumie całkiem nowego Lisa, wzorowanego mocno na oryginale, a jednak zupełnie innego, zaprojektowanego z innym zamysłem, innym błyskiem w oku. Mamy też coś, co zarówno mnie, jak i kilkoro moich znajomych, którzy sięgnęli po ten album, początkowo zaskoczyło – w komiksie pojawia się narrator. Człowieczek trochę nijaki, trochę nieciekawy, zupełnie nie-bohaterski, nie-romantyczny, nie-wspaniały pilot, ze smutkiem na zmęczonej twarzy, ale mimo pragnienia i katastrofalnej sytuacji uśmiechający się do zupełnie nowego Małego Księcia, niewinnego dziecka o wielkich, pełnych zdumienia i ciekawości oczach.
„Mały Książę” Sfara to komiks niezwykły, to pomost, przerzucony pomiędzy sztukami wizualnymi a literaturą, najwspanialszy przykład siły medium, które potrafi łączyć słowo z obrazem. Niezwykła przygoda nie tylko dla tych, którzy znają i cenią literacki pierwowzór. Śmiało może po niego sięgnąć także czytelnik, który książki de Saint-Exupéry’ego nie czytał – Sfar udowadnia tym dziełem swoją wielkość jako artysty, wyczucie, doskonały warsztat i intuicję. W rękach wybitnego twórcy coś, co miało wszelkie szanse okazać się spektakularną katastrofą, okazuje się spektakularnym osiągnięciem.
Komiks:
Joann Sfar (na podstawie książki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego), „Mały Książę”, scenariusz: Joann Sfar, rysunki: Joann Sfar, kolory: Brigitte Findakly, przeł. Jan Szwykowski, SIW Znak, Kraków 2009
* Bartosz Biedrzycki, specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 56 (6/2010) z 9 lutego 2010 r.