Radosław Łopiński
Emocjonalna jednoznaczność. „Wszystko co kocham”
Znakomicie nakręcona historia o emocjach młodych ludzi wchodzących w dorosłość na początku lat 80. W zasadzie na tym można by skończyć opis i recenzję. Po tym pierwszym zdaniu wiemy już wystarczająco dużo o filmie i możemy liczyć na przyjemną rozrywkę z miłym, marzycielskim i nostalgicznym odczuciem w stylu: „ja też tak czułem” albo „Ach! Że też nie umiałem tak przeżywać”. Mimo wszystko jednak nie potrafię poprzestać na tym jednym zdaniu. Przede wszystkim dlatego, że film nie przestaje natrętnie powracać swoimi obrazami i nachalnym pytaniem, dlaczego ogląda się go tak sympatycznie?
To prosta opowieść, z której nie starano się uczynić swoistego patchworku historyczno-społeczno-polityczno-obyczajowego mającego bawić, wychowywać i kształcić kolejne pokolenia. Autorzy wybrali jeden temat, który konsekwentnie dominuje w całym filmie. Reszta to ciekawe urozmaicenia, dobre tło sprawiające, że fabuła staje się atrakcyjniejsza i bardziej barwna. Do tego udało się zapewnić wartką akcję, co w kinie europejskim, a zwłaszcza obyczajowym, jest nie lada wyczynem.
Film opowiada o Janku (postać fenomenalnie stworzona przez Mateusza Kościukiewicza) i jego przyjaciołach w wieku maturalnym, grających w wolnym czasie w założonym przez siebie zespole punk-rockowym. W fabule przeplatają się intensywna pierwsza miłość, spełnione fantazje na temat pięknej, starszej sąsiadki, puste wybrzeże Bałtyku, wiatr we włosach, słońce i czyste, wykrzyczane emocje. Bohaterowie żyją i cieszą się tym. Są w wieku, gdy wszystko jest albo dobre albo złe albo nieważne. Uczucia nie są jeszcze pokiereszowane trudnymi doświadczeniami. To chwila w życiu, gdy wszystko zdaje się być proste i zależne od naszej woli. Czasem nawet aż drażni, że sfilmowane życie jest tak zwyczajnie bezproblemowe. Ciekawy i zdystansowany ojciec (świetny Andrzej Chyra), który będąc oficerem wojska w czasie stanu wojennego, zachowuje się przyzwoicie, wyrozumiała i otwarta matka, spokój w domu, przyjaciele i ładna, fajna dziewczyna. A to, że system jest taki a nie inny to jedynie zastana i oswojona rzeczywistość, która dopiero zaczyna się powoli wkradać w dość beztroskie życie bohaterów. Oczywiście jest też czarny charakter, ale nie jest on szczególnie demoniczny. Ot, zwykła świnia, która, jak to w życiu bywa, znajdzie się zawsze. Całość przy świetnie dopasowanych dźwiękach dynamicznej muzyki. Ale w tym ostatnim wypadku mogę nie być obiektywny, bo do tych brzmień mam słabość.
Zdecydowanie nie jest to film o egzystencjalnych cierpieniach, trudnej sytuacji Polski, chorym systemie politycznym i niesprawiedliwości społecznej. Ale czy musi? Efekt pokazuje nam, że nie. Film dowodzi, że także z banalnej historii o dorastaniu można zrobić znakomite, żywiołowe kino, pełne pozytywnych emocji, z naturalnymi dialogami. Nie bez powodu w pierwszym zdaniu nie wskazałem, gdzie rozgrywa się akcja, ponieważ nie ma to istotnego znaczenia. Historia jest uniwersalna, a żołnierze przy koksownikach, od których można zdobyć papierosy, to chwilowe tło.
A na marginesie warto wspomnieć, że „Wszystko co kocham” został zakwalifikowany do konkursu głównego 26. Festiwalu Filmowego Sundance!
Film:
„Wszystko co kocham”
Reż. Jacek Borcuch
2009
„Kultura Liberalna” nr 57 (7/2010) z 16 lutego 2010 r.