Agnieszka Wądołowska

W poszukiwaniu tożsamości

Skrajne opozycje. „Paranoicy i pszczelarze”. Rozśpiewani, rozkrzyczani, rozbawieni. I ci, którzy robią swoje. Pełni patosu, martyrologii, symboli narodowych i rozbuchanego patriotyzmu. I ci, który robią swoje. Jedni lezą w oczy i uszy, przebierają się, odgrywają akcje pod Arsenałem, handlują memorabiliami, fetują powstania, żądają ekshumacji Generała. Dla nich wszystkie „polskie drogi prowadzą do Rzymu”. Drudzy robią swoje, a poznajemy ich ze spokojnie odczytywanych krótkich, prawdziwych notek biograficznych. Aktorzy przywołują ich postaci na scenę przyklejanymi na szybach zdjęciami realnych osób. Tworzą kolaż, mniej czy bardziej, zadowolonych z życia Polaków – obywateli świata i Europy. Cały tłum postaci, choć tylko kilku aktorów. Każdy z tych dwóch światów ma przypisaną inną formę i konwencję. Paranoikom przypada skecz, błazenada, pastisz. Pszczelarzom dostała się poważna konwencja monologów, notek biograficznych. Już sama forma otwarcie sugeruje, kogo należy brać poważnie.

Teatr Ósmego Dnia proponuje opisanie polskiej rzeczywistości przy pomocy fanatyków taplających się w polityce historycznej, żyjących chwałą moralnych zwycięstw przeszłości i pogodnych obywateli nieskrępowanych potrzebą mitu czy wiecznej chwały, ale spokojnie prowadzących swój pług przez codzienność. Jedni w tył. Drudzy w przód. Całość dość toporna. Rysowane grubą kreską czarno-białe role. Pieniacze kolekcjonują wojenne gadżety, a zrównoważeni obywatele cieszą się życiem. Brakuje na tej skali półcieni, stanów pośrednich. Jednak mimo uproszczenia, ogromnym atutem spektaklu jest to, że próbuje bezpośrednio, bez metafor i wydumanej symboliki, dobrać się do współczesnej polskiej tożsamości, że szuka konkretnej odpowiedzi, na pytanie, kim dziś jesteśmy, nawet jeżeli zaznacza tylko dwa skrajne punkty odniesienia. Przedstawiając prawdziwe historie, Teatr Ósmego Dnia stworzył swoisty sceniczny reportaż, spróbował przystawić balzakowskie lustro, w którym miało się przejrzeć polskie „dziś”. Przy współczesnym zainteresowaniu reportażem, biografią, wspomnieniami, wydaje się, że istnieje ogromna potrzeba na realistyczne opisywanie znanej nam przestrzeni. Szkoda tylko, że w tym „ósemkowym” zwierciadle wykrystalizowały się jedynie dwa typy, a nie bogata, tak charakterystyczna dla dziewiętnastowiecznych przedstawień, paleta postaci.

Pulpit. Za nim młody człowiek. Młody narrator „Małej narracji”. Prelegent. Odczytujący. Czyta rytmicznie. Głos przechodzi od melorecytacji do mantry. Intonacja nie klasyfikuje wypowiadanego tekstu. Praktycznie nie rusza się przez całe przedstawienie. Co jakiś czas odwraca tylko głowę w kierunku ekranu, który wizualizacjami dopełnia jego wypowiedzi. Kluczowe słowa, cytaty z „O pewności” Wittgensteina, nagrania występów współczesnych performerów, zdjęcia dziadka – hrabiego Dzieduszyckiego. Wszystkie wyświetlane materiały ogniskują się w nieruchomej prawie postaci narratora. Emocje wyprojektowane na ekran. Zostaje hipnotyczno-niepokojąca melorecytacja jak w „Lipcu” Wyrypajewa. Słowa i obrazy. Brak klasycznie rozumianej akcji scenicznej, ruchu, mimiki, kostiumu, scenografii. Teatr odarty. Autoterapia. Autoekspresja. Autorefleksja. „Mała narracja” jest wyznaniem o poszukiwaniu źródeł własnej tożsamości.

W monologu/wykładzie Wojtka Ziemilskiego historia zyskuje wymiar osobisty, rzuca cień na jego dziecięce wspomnienia i najbliższego człowieka. To z gazet Ziemilski dowiedział się, że jego dziadek, hrabia Dzieduszycki, Tunio, ten, który wywabił go ze świata własnego, dziecięcego języka i nauczył alfabetu, był współpracownikiem SB. Paradoks. Hrabia sadzając sobie wnuka na kolanach, nauczył go czytać. Po latach to z lektury pracy dorosły już Ziemilski pozna druzgocącą prawdę o dziadku. Bliski, kochany człowiek okazał się mieć też drugą stronę – swój rewers, chciałby się powiedzieć używając tytułu filmu Lankosza. Dylematy i kontrowersje związane ze współpracą z SB oraz współczesnym tropieniem tropiących przez IPN stają się nagle dla Wojtka elementem oceny własnego dziadka, jak i reinterpretacją własnej tożsamości. Zamęt. Żal. Pretensje. Niezrozumienie. Pomazana płyta nagrobna.

Obok opowieści o tożsamości historycznej Ziemilski snuje narrację o świadomości ciała, o oszukiwaniach i eksperymentach postmodernistycznych choreografów/performerów takich jak Jérôme Bel czy Xavier Le Roy. Wyznaczanie granic transformacji ciała ludzkiego, zabawy perspektywą i punktami odniesienia. Mieszanie kodów kulturowych i przewartościowanie rozumienia cielesności. Ciało staję się podmiotem. W „Unfinished Man” oglądamy człowieka z ukrytą głową – chodzi raz na rękach, raz na nogach. Przewraca się. Ziemilski jak przewodnik po muzeum, za pomocą filmów z youtube’a wyświetlanych na dużym ekranie, oprowadza po świecie subiektywnych artystycznych fascynacji, dokumentuje kształtowanie się swojej artystycznej tożsamości.

Narrator szuka punktu odniesienia czy może pewności z tytułu dzieła Wittgensteina. Szuka w kwestionujących normy myślenia przedsięwzięciach artystycznych, jak również w języku, w procesie nazywania. Jednak już otwierająca spektakl kwestia imienia narratora, wartościowanie różnych form i zdrobnień, pokazuje niezdolność języka do zamknięcia fragmentu rzeczywistości w literach. Z drugiej strony pojawia się też opowieść o wpływie języka, o tym, jak imię narratora ewoluowało w czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych, i jak ewoluował on sam równolegle z lingwistycznym przekształceniami. Autonarracja, metanarracja. Analogicznie do prób śledzenia własnego imienia, narrator tropi proces powstawania tytułu przedstawienia. Ciągłe transformacje. Ciągłe śledzenie. Ciągłe obsesyjne wręcz szukanie początku i źródła.

„Paranoicy i pszczelarze” i „Mała narracja”. Dwie autorskie sztuki. Dwa różne sposoby poszukiwania współczesnej tożsamości. Teatr Ósmego Dnia, alternatywno-eksperymentalny zespół, obchodzi swoje 45. urodziny. Ziemilski, młody człowiek-orkiestra, artysta wizualny, reżyser, aktor, ma 33 lata. W odstępie zaledwie dwóch dni, 18 i 20 marca 2010, można było je obejrzeć w warszawskim CSW i na Dniach Otwartych Teatru Studio. Zaskakująco podobne elementy formy. Zarówno aktorzy Ósmego Dnia, jak i Ziemilski w dużej mierze dają działać słowu i prostym obrazom. Co więcej, nie chcą tworzyć iluzji czy złudzeń, historie czerpią z realnych przeżyć własnych oraz ludzi, którzy zgodzili się przedstawić publicznie swoje życie. Narracje zakorzenione są w namacalnej rzeczywistości wycinków prasowych, biogramów i zapisów przedstawień. Dwa wcielenia dokumentu teatralnego. Dwie odsłony teatru dokumentu. Dwa zupełnie różne sposoby poszukiwania tożsamości.

Spektakle:

Wojtek Ziemilski, „Mała Narracja”, premiera: 20 marca 2010 r., Teatr Studio, Warszawa
„Paranoicy i pszczelarze”, Teatr Ósmego Dnia, 15 marca 2010 r., CSW, Warszawa

*Agnieszka Wądołowska, absolwentka filologii angielskiej UW.

„Kultura Liberalna” nr 63 (13/2010) z 30 marca 2010 r.