Sylwia Wachowska
Nora Audrey Tautou
Potem był plakat. Bo bilety pojawiły się przez pomyłkę. Mały komputerowy psikus. W poszukiwaniu argumentów, że jednak nic nie dzieje się bez przyczyny natknęłam się na sympatycznie wyglądającego polarnego niedźwiedzia. Szeroki uśmiech obdartego ze skóry zwierzęcia w żaden sposób nie mógł w mojej wyobraźni dołączyć do Ibsenowskiej „Nory”, której miał być wizytówką. Wkrótce okazało się, że przypadkowo zakupione bilety są na wagę złota, główną rolę gra bowiem Audrey Tautou. Zagadkowe połączenie pięknej Amelii z rozdziawioną paszczą myśliwskiego trofeum?
Niedźwiedź okazał się być dywanem. Dumnie zdobił nudny, mieszczański pokój z sofą i odpowiednio zakurzonym pianinem przyklejonym do zgniłozielonej tapety.
Ciemno, buro i jakoś nieswojo. Nieuświadomione przyzwyczajenie do minimalistycznych scenografii znienacka dało o sobie znać. I ten irytujący, dudniący huk zamaszyście otwieranych i zamykanych drzwi. I bieganina, przez scenę, za sceną, z powrotem i jeszcze raz, i w poprzek. W środku Nora (Audrey Tautou) zdumiewająco nie pasująca do tych mieszczańskich, przedekorowanych dekoracji. Ściśle skrępowana wysmakowaną suknią, nie mogąc się swobodnie poruszać bohatersko pokonuje nienaturalnie wysoko umieszczone progi – jakby za każdym razem startowała w kolejnych zawodach. Że jest tu obca wiemy od samego początku, kiedy w ostrym świetle, w filmowej stopklatce, stoi przez chwile uśmiechając się nieruchomo jak wystawowa lalka. Mówi innym językiem, konsekwentnie, nawet szeptem, wykrzykując kolejne kwestie. Paradoksalnie przypomina bohaterkę niemego filmu, starającą się walczyć z nieubłaganą ciszą dialogów.
Murnau był dla reżysera „Domu Lalki” niewątpliwie jedną z istotnych inspiracji. Wampiryczny makijaż aktorów, widoczny nawet u dzieci, chorobliwa nadpobudliwość bohaterów i osaczający Norę pozór domowego ogniska przywodzą na myśl „Nosferatu – symfonie grozy”. Ale przecież Nora nie jest niewinną, delikatną kobietą uwiedzioną hipnotycznym wdziękiem Maxa Schrecka. Zaskakująco dosłowna i zbyt prosta interpretacja tytułu pozbawia dzieło Ibsena wielości znaczeń. W zaproponowanym widzom prostym scenicznym obrazku nie ma szans na doszukiwanie się złożonych interpretacji. I tak jak Audrey Tautou została poniekąd uwięziona w postaci Amelii tak paryska Nora zamknięta została wbrew sobie w mocno wypreparowanej i nieuczciwej względem autora jednowymiarowej historii Michela Fau.
Spektakl:
Henryk Ibsen, „Dom lalki”, („Maison de Poupée“), reż. Michel Fau,
Théâtre de la Madeleine, Paryż
* Sylwia Wachowska, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.