Magdalena M. Baran
Gdy pamięć nie płata figli
Ponad 2700 kamiennych bloków chłonie ciepło słońca. Nie są sobie równe, jedne górują nad drugimi, inne zaś zdają się ginąć w cieniu tych, które minęłam przed chwilą. Między ciasnym, klaustrofobicznym, izolującym od świata i siebie nawzajem, pełnym przerw i zagadek murem prowadzi droga. I ona nierówna, w górę, to znów w dół prowadząca, prosta jednak, wiodąca ku wyjściu z tego kamiennego lasu. Gdzieś, po doświadczeniu dogłębnej samotności, ciszy śmierci, zatrzymania nad czymś więcej niż „zdarzeniem w czasie”, czeka świat. U progu drogi rozwrzeszczane dzieci, półnagie panny opalające się na najniższych płytach, wycieczka, której przewodnik tłumaczy, jak się nie zgubić. Przecież zawsze jest jakieś wyjście? Pod stopami wciąż leży pamięć o dawnych lokatorach tego miejsca, kancelarii Trzeciej Rzeszy i znajdującym się kilka poziomów niżej bunkrze Goebbelsa.
Każda z tablic, tak przecież przypominających macewy żydowskich kirkutów, podobna. Cięta równo, wedle tej samej, a przecież na miliony losów tłumaczonej historii śmierci, cierpienia, utraty, lęku, zagłady. Każda bezimienna, choć z każdej imion niezapisanych można by czytać tysiące. Każda opowiada historię, los Narodu, horror tych, co przeżyć nie mieli prawa. Twarze ich, jakby zaburzyć miały tę historię upiornej, rozgrzanej słońcem, to znów smaganej wiatrem i deszczem ciszy, zamknięto w podziemiu. Tu, pośrodku placu-pomnika, popatrzeć możemy w twarze, zobaczyć, że za 2751 odpornymi na graffiti tablicami stoją imiona ludzi, którym przeżyć nie było dane. I znów, podobnie jak tablice, każda z nich stanowi wezwanie, by pozwolić żyć. W pamięci pozostają kontrastujące ze sobą obrazy – zanurzone w milczeniu bezczasu miasto, choć lepiej może powiedzieć pomnikowe getto pamięci, a poza jego murami zgiełk, pośpiech, pęd wciąż na nowo budującego się Berlina.
Nieopodal inna, starsza, a bliźniacza przecież opowieść o pamięci. Ruchliwe Unter den Linden prowadzi do wrót pomnika poległych. O tylu już wspominał – o poległych w wojnach napoleońskich, w Wielkiej Wojnie… Dziś, po raz kolejny przekształcony, czci ofiary wojny i tyranii. W środku, w wyizolowanej ze zgiełkliwego miasta ciszy, w pustej przestrzeni oświetlonej jedynie podobnym rzymskiemu Panteonowi świetlikiem w dachu, dwie postacie. Matka trzymająca na kolanach ciało syna. Ona skulona, jakby na wzór piety, a przecież tak dalece inna. Oboje bezimienni, zamykający w sobie imiona tylu synów i matek, tylu śmierci, które upamiętniono w tym alegorycznym, ostatnim uścisku. W rozpaczy? W bezsilności? W niemej skardze? „Tu już nie ma bólu, jest refleksja (…) To stara, samotna kobieta” – pisała w swym dzienniku Kollwitz.
Nocą cisza potęguje się, a cała groza historii zdaje się powracać, gdy mrużymy oczy, by przeczytać umieszczone u wejścia do pomnika słowa. „Upamiętniamy ludy, które ucierpiały podczas wojny. Upamiętniamy ich obywateli, którzy byli prześladowani i stracili życie. Upamiętniamy poległych podczas wojny. Upamiętniamy niewinnych, którzy zginęli podczas wojny i ze względu na jej konsekwencje w swej ojczyźnie, w więzieniu lub na wygnaniu. Upamiętniamy miliony zamordowanych Żydów. Upamiętniamy zamordowanych Sinti i Romów. Upamiętniamy wszystkich tych, którzy zginęli z powodu swego pochodzenia, homoseksualizmu, z powodu swej choroby czy słabości. Upamiętniamy wszystkich, którzy zostali zabici, którym odmówiono prawa do życia. Upamiętniamy ludzi, którzy musieli zginąć ze względu na swe przekonania religijne czy polityczne. Upamiętniamy wszystkich tych, którzy stali się ofiarami tyranii i zginęli niewinnie. Upamiętniamy kobiety i mężczyzn, którzy poświęcili swoje życie, aby przeciwstawić się tyranii. Oddajemy hołd wszystkim tym, którzy woleli zginąć, niż przeciwstawić się własnemu sumieniu. Upamiętniamy kobiety i mężczyzn, którzy byli prześladowani i mordowani za swój opór wobec totalitarnej dyktatury po roku 1945”. Tu pamięć nie płata figli.
Obiekty:
Peter Eisenman, Pomnik Ofiar Holokaustu, Berlin.
Friedrich Schinkl, Neue Wache, Pomnik ku czci ofiar wojny i tyranii, Berlin.
Käthe Kollwitz, Matka z martwym synem (Mutter mit totem Sohn, 1937), Neue Wache, Berlin.
* Magdalena M. Baran, doktorantka filozofii, redaktor kwartalnika „Res Publica Nowa”, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 70 (20/2010) z 11 maja 2010 r.