Łukasz Kowalczyk
Jak Brutus został prorokiem
Audiard miał garść Cezarów w kieszeni, nawet gdyby „Prorok” okazał się kiepski. Problematyka tego filmu dała mu taką pool position w wyścigach po europejskie nagrody, że już na starcie blisko był mety. Szczególnie, jeśli meta jest we Francji.
Niedostatki francuskiego systemu penitencjarnego (demoralizacja zamiast resocjalizacji), korupcja, opresyjne państwo, trudny los ubogiej arabskiej mniejszości, problem analfabetyzmu i zalety edukacji, wilczy kapitalizm, wreszcie agresja w stosunku do gejów i ostracyzm wobec konserwatywnych muzułmanów. Wszystko to, splecione w historii gangsterskiej pełnej krwi, narkotyków i okrucieństwa, stanowiło gwarancję sukcesów także w Cannes.
Na szczęście dla nas, szarych polskich widzów, film ten jest – niezależnie od powyższego – świetny. Stanowi spójny i oszczędny wizualnie przekaz pozostawiający odbiorcy przestrzeń dla własnych dopowiedzeń, z niewydumaną, ale i niebanalna fabułą. Audiard (toutes proportiones gardées) powtórzył sztukę radzieckich reżyserów lat 20. XX wieku. Zrobił film podszyty ideologią i przeznaczony dla masowego odbiorcy, ale jednocześnie formalnie wysmakowany, oryginalnie reinterpretujący religijne symbole i nienachalny w wymowie.
Do więzienia trafia na sześć lat 19-letni Malik – penitencjarny nowicjusz, Arab, wychowanek domu poprawczego i analfabeta. Jest bierny, nieśmiały i przerażony sytuacją. Jednym słowem: wiemy, że chłopak będzie miał ciężko… W zakładzie (jak i poza nim) rządzi korsykańska mafia. Cesar, jej szef, budzący równy respekt po obu stronach muru, zauważywszy nowoprzybyłego, wyznacza mu zadanie. Malik ma zdobyć zaufanie i zaszlachtować niewygodnego Korsykanom człowieka. W razie wykonania zadania może liczyć na protekcję.
Kontynuacja jest bliska filmom Martina Scorsese. Kamera cały czas podąża za Malikiem, a on radzi sobie coraz lepiej. Nie może uciec przed okrucieństwem i nie ma siły z nim walczyć, więc się w nim zanurza. Staje się coraz silniejszy i coraz bardziej bezwzględny. Łącząc tak pożądane w mafijno-więziennej dyplomacji cechy, jak pokora, wytrwałość, milkliwość, inteligencja, bezideowość i odwaga, uzyska wreszcie upragnione bezpieczeństwo, a nawet będzie mógł sobie pozwolić na luksus nielojalności i zemsty.
Najciekawszą nicią tego wątku jest to, jak społeczną alienację i labilną tożsamość Malik przekuwa z wad w zalety. Bratając się z Korsykanami, zaprzecza etniczno-kulturowej solidarności, traci zaufanie pobratymców, a dla mafiosów pozostaje obcym, pariasem. Ale potrafi własną obcość uczynić podwaliną respektu innych, a w zantagonizowanym środowisku brak oczywistych przyjaciół oznacza też brak oczywistych wrogów.
Są w tym filmie drobiazgi, które przemawiają do mnie bardziej niż socjologiczne rozprawki. O statusie więźnia decyduje na przykład jakość i styl jego ubioru prezentowanego na więziennym wybiegu. Państwowy drelich skazuje na niebyt. Czyż można, zobaczywszy to, nie podziwiać kraju, w którym dyktatura mody wespół z burżuazyjną dumą nie dały się zglajszachtować totalitaryzmowi nawet w jego symbolicznym gnieździe – w więzieniu?
Ale najbardziej interesująca jest gra symbolami. Gdy Malik próbuje umieścić w swoich ustach, kalecząc się, żyletkę, którą podstępnie zabije, trudno nie widzieć w tym anty-komunii przyjmowanej przez osobę tak oddaloną od Prawdy, jak to tylko możliwe. Gdy na szosie przed pędzącym samochodem, w którym zaraz Malika zastrzelą, nadbiegają znikąd łanie, składając się w ofierze i wybawiając go od śmierci, konotacje też są jasne. Tym bardziej, że Malik zna te zwierzęta ze swoich snów i wie dokładnie, kiedy się pojawią. Wreszcie moment, gdy postać człowieka, którego Malik w więzieniu zamordował, zostaje z Malikiem w celi, by być jego powiernikiem i doradcą oraz opowiedzieć mu o Proroku z Księgi, też trudno traktować jako przypadkowy, formalny zabieg. Tym bardziej, że w scenie, gdy Malik słyszy boże słowo, postać ta goreje żywym (choć dyskretnym) ogniem.
Tytuł filmu jest wyrazisty i kompletnie niezwiązany ani z systemem penitencjarnym, ani z walorami duchowymi głównego bohatera. Prorok to usta boga. Cezar (czyli ten, komu będąc w więzieniu świata, musisz oddać to, co jego) nie potrzebuje proroków. Potrzebuje „oczu i uszu” i taką rolę ostatecznie wyznacza Malikowi. Ale to nie jest wektor, w którym może działać prorok. Zawsze z góry na dół, nigdy odwrotnie. Malik nie może więc pozostać we władzy Cezara, musi szukać innej siły.
Trudno mi powiedzieć, czy Malik znajdzie bóstwo, które przygarnie go jako proroka. Mam nadzieję, że nie. Bo bardzo nie chciałbym uwierzyć w istnienie boga, którego prorokiem jest Malik.
Film:
„Prorok” (Un prophète)
Reż. Jacques Audiard
Francja, Włochy 2009
* Łukasz Kowalczyk, radca prawny, członek Redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 73 (23/2010) z 1 czerwca 2010 r.