Magdalena M. Baran
Ballady o kobiecości
Blada niby śmierć we własnej osobie, „Monroe” (1996) o ustach wydętych, rybich jakby, z dna rojeń sennych wymrukiwać już „Happy Birthday Mr. President…” nie zdoła. W kobieco-niekobiecym zamknięta malunku, co ikoniczność jej zdaje się zamazywać. Ramy zbyt ciasne, toporne zbyt, niedopasowane, nie na nią szyte. Nieopodal bajka przewrotna o współczesnym Kopciuszku („Obieranie ziemniaków” 2001). Nóż błyska poruszając się miarowo, cierpliwy automat kobiecych rąk obraca w palcach kształt codziennej pracy, umęczonym wzrokiem spoglądając na pokój zasypany ziemniaków. Ile ich jeszcze, nim codzienności Kopciuszek na jeden choć wyrwie się bal. Podobne jej „Kobiety czyszczące ryby” (1969) – barwne, w chusty zawinięte, od łba do ogona, od ogona aż po łeb rybie brzuchy rozcinające. Wnętrzności wypływają, rybi smród dławi nieznośnie… A wszystko wokół niby baśń barwą pisane, w której babuszki szczęśliwego pierścienia w rybich wnętrznościach szukać skore. Trud jednak znajdują, znój codzienny, o bajaniu zapomnienie.
Obrazy przesuwają się przed oczami. Z bogactwa snującej się przez cały ubiegły wiek opowieści wyłaniają się coraz to nowe figury. Socrealizm, co z kobiet na traktory posłanych uczynił siłaczki, a na obrazach wielkich budów zmieniał w murarskie mistrzynie, co płci brzydkiej równe. Bezpłciowość w natarciu. Równo tu wszystkie kanciaste, słońcem spalone, błyszczące od potu, po chwili przeistaczające się w równo przystrzyżone okularnice w niedzielnych sukienkach z organdyny. Jak robotnice, kobiety-niekobiety, takie same. Identyczne one, jakby z jednej linii fabrycznej dla ideologicznej czystości państwa cięte. Dalej kobieta inna, prywatna.
Kolejne dekady – otwartością i przemianą znaczone – inne piszą historie. Widzenie wraz ze światem ewoluuje. Dotykając nagości, subtelnych widzeń piękna, opisując relacje, związki, mniej czy bardziej tradycyjne role kobiet, po okresie zapomnienia przywracając kobietom ich własne imiona, zwracają tożsamość. I pytać łatwiej, czy sztuka może/musi być piękna, czy macierzyństwo musi oznaczać rezygnację i izolację, czy łatwej „z nim”, czy może „z nią”. Gest przytulenia już nie braterski, dłoń do góry uniesiona w pieść się nie zaciska, nie sięga po cegłę czy kielnię. Pyta… o samą siebie. Budzi się refleksja i samoświadomość. Już nie anonimowa robotnica, ale każda „ja”, każda kolejna o innej twarzy, nazwana i wołana po imieniu. Bo jaka jest, gdy wyjdzie poza ramy, gdy przekroczy stereotyp, gdy na chwilę chociaż ciśnie ten nóż miedzy bajki, i dla siebie samej stanie się kobietą. Stereotyp podlega dyskusji, religijne zaszufladkowanie wymyka się podporządkowaniu. Przemianie ulega nie tylko sam obraz, przekaz, ale i „transmitujące” go medium. Sztuka przekracza malarską ramę, postument rzeźbiarza, fotograficzną kliszę i niesie się w świat na taśmie czy w performansach. Czasem zyskuje abstrakcyjne, jakby z najgłębszych zakamarków myśli wyczytane odbicie. Inny to czas. Czy naprawdę prostszy?
Wystawa:
„Płeć? Sprawdzam! Kobiecość i męskość w sztuce Europy Wschodniej”
Zachęta, Warszawa, 19 marca – 13 czerwca 2010 r.
* Magdalena M. Baran, koordynator Instytutu Obywatelskiego, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Przygotowuje pracę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 74 (24/2010) z 8 czerwca 2010 r.