Krzysztof Iszkowski

Zapomniana biografia

Od dobrych kilkunastu lat książki o Janie Pawle II stanowią odrębny i dość znaczący segment polskiego rynku wydawniczego. Są w supermarketach i w Empikach, na dworcowych straganach i, oczywiście, w parafialnych księgarniach. Wspomnienia o Karolu Wojtyle i biografie polskiego papieża dostępne są w każdym formacie i w dowolnym standardzie – od tanich zeszytów „Nasz Papież” wydanych przez ponoć wolnomyślną największą gazetę codzienną po luksusowe albumy. Na tym tle uderza nieobecność w Polsce książki Johna Cornwella „The Pontiff in Winter”, wydanej w USA i w Wielkiej Brytanii na parę miesięcy przed końcem poprzedniego pontyfikatu i stanowiącej jedno z najważniejszych jego podsumowań. W przeciwieństwie do dominujących na rynku hagiografów, Cornwell opisuje poglądy i działalność Jana Pawła II z odpowiednią dla biografa dozą intelektualnej niezależności, czego wynikiem jest książka wobec papieża dość krytyczna, choć ciągle pisana z perspektywy empatycznie katolickiej.

Niestety, nawet ten umiarkowany krytycyzm został w Polsce uznany najwyraźniej za rzecz niedopuszczalną i w konsekwencji nikt jak do tej pory nie odważył się książki Cornwella przetłumaczyć i wydać. Dowodzi to słabości polskiego życia publicznego (po ponad dwudziestu latach od likwidacji cenzury ciągle mamy do czynienia z „białymi plamami”), a równocześnie przyczynia się do rosnącego niezrozumienia tego, jak jedna z czołowych postaci najnowszej polskiej historii (a wraz z nią znaczna część polskiej teraźniejszości) postrzegana jest w cywilizowanym świecie. Byłoby to być może zrozumiałe, gdyby Cornwell posunął się do obrażania papieża czy do wyśmiewania kogokolwiek z jego najbliższego otoczenia. Jednak nie: książka napisana jest w sposób elegancki, zawarta w niej krytyka daleka jest od francuskich karykatur przedstawiających kurię rzymską jako szajkę pedofilów, a Jana Pawła II jako zdziecinniałego oblecha, nad którym krąży rój much.

Niestety, okazuje się, że o ile na polskim rynku znajdzie się jeszcze nisza dla autorów określających Stanisława Dziwisza mianem „ubogiej wdowy po papieżu” (Fakty i Mity) oraz dla książek demaskujących spisek, który rzekomo doprowadził do śmierci Jana Pawła I i, w konsekwencji, wyniósł na Stolicę Piotrową krakowskiego kardynała (David Yallop), o tyle dla rzeczowej debaty miejsca już nie ma. Kto nie uważa religii za chorobę psychiczną, a wszystkich księży za zboczeńców, z definicji podziela poglądy głównego nurtu opinii, według której Karol Wojtyła był najwybitniejszym Polakiem wszechczasów, genialnym filozofem, wybitnym poetą i dramaturgiem.

Doprowadzenie do takiego stanu rzeczy to, w największym uogólnieniu, główny zarzut, jaki Cornwell stawia Janowi Pawłowi II: papież umocnił Kościół w postawie „wszystko albo nic”, zawęził przyznany wiernym zakres samodzielnego poszukiwania prawdy, a dodatkowo rozwinął kult własnej jednostki, wcześniej w papiestwie nieznany. Trwający ponad ćwierć wieku pontyfikat był okresem ograniczania dyskusji, narzucania papieskich poglądów teologom, autorytarnej polityki kadrowej (inaczej niż w dawniejszej historii papież osobiście zatwierdzał wszystkie nominacje biskupów) i idącej w ślad za nią centralizacji Kościoła. Oglądane na bieżąco to „zwarcie szeregów” wydawało się dowodem wzmocnienia instytucji, zwycięskiego zakończenia trwających przez większość XIX i XX wieku zmagań z modernizacją. Wrażenie to było tym silniejsze, że obdarzony wielką energią i charyzmą oraz niekwestionowaną inteligencją papież pociągał za sobą tłumy, budził respekt polityków i szacunek intelektualistów. Oparte na jednostce odrodzenie wielkiej instytucji nie mogło jednak być trwałe. Kościół katolicki w niebezpieczny sposób upodobnił się do sekty, a Jan Paweł II – lubujący się w masowych spektaklach z własnym udziałem i bez większego skrępowania odwołujący się do dogmatu o nieomylności papieży – do proroka, jakich często na czele sekt się spotyka.

Cornwell oddaje sprawiedliwość bohaterowi swojej książki, zwracając uwagę na trudną sytuację, w jakiej znalazł się Kościół po II Soborze Watykańskim. Jan Paweł II zażegnał całkiem realną groźbę kolejnego rozłamu, podziału Kościoła na stosunkowo permisywne i intelektualnie wyrafinowane skrzydło postępowe oraz na kontestujących rzeczywistość konserwatystów. Problem został rozwiązany w sposób dość Orwellowski: papież używał z reguły soborowego języka, lecz gdy przychodziło do podjęcia decyzji, w większości wypadków stawał po stronie konserwatystów. Cornwell jest tą postawą rozczarowany i poświęca sporo miejsca wyjaśnieniom korzyści, jakie zniesienie celibatu, wprowadzenie kapłaństwa kobiet czy bardziej realistyczne podejście do ludzkiej seksualności mogłyby przynieść katolickiej wspólnocie. Tym, co go boli, jest jednak nie sam fakt, iż papież zablokował wszystkie powyższe zmiany, lecz sposób, w jaki to zrobił. Na przykład, wyświęcanie kobiet zostało uznane za niemożliwe w decyzji, którą opatrzono klauzulą nieomylności, co niepotrzebnie skrępowało ręce jego następcom.

Jan Paweł II wykazał się także uderzająco skromną jak na autorytet moralny zdolnością empatii. W jego reakcji na pedofilskie skandale z początków ostatniej dekady (ich skalę i destrukcyjny charakter Cornwell całkiem przekonująco przypisuje zhierarchizowanej i autorytarnej metodzie rządzenia) dominowała troska o wizerunek Kościoła, a nie współczucie ofiarom. W podobnie bezduszny sposób Wojtyłowy Watykan odnosił się do kobiet chorych na AIDS, z których wiele – wśród nich afrykańskie zakonnice wykorzystywane seksualnie przez księży – mogłoby uniknąć zarażenia, gdyby ich partnerzy stosowali tak potępiane przez Kościół prezerwatywy (twierdzenie, że antykoncepcja jest tak samo wielkim złem, co sprowadzanie śmiertelnego niebezpieczeństwa na własnych partnerów seksualnych, to jeden z podnoszonych w książce dowodów na totalitarną mentalność współczesnego Kościoła). Podsumowując: Jan Paweł II w o wiele większym stopniu kontynuował linię I Soboru Watykańskiego, który w 1870 roku ogłosił dogmat o papieskiej nieomylności i otworzył epokę biurokratycznej centralizacji Kościoła, niż późniejszego o niemal stulecie Vaticanum Secundum, który na wyzwania modernizacji udzielił krańcowo odmiennej odpowiedzi.

Bardzo interesujący dla polskiego czytelnika musi być jeden z ostatnich rozdziałów książki, w którym Cornwell dowodzi, że zakończenie trwającej od 1054 roku schizmy między katolicyzmem a prawosławiem było głównym celem, jaki Jan Paweł II postawił przed swoim pontyfikatem. Papieski plan opierał się na postrzeganiu Polski jako pomostu między Wschodem a Zachodem, a siebie samego – jako Słowianina, który przyprowadzi z powrotem zbłąkanych pobratymców na łono powszechnego Kościoła (jasnym wyrazem takiego zamiaru było gnieźnieńskie przemówienie papieża podczas jego pierwszej polskiej pielgrzymki w roku 1979).

Polityczne i historiozoficzne implikacje tej wizji trudno jest przecenić. Mosty, jak wiadomo, nie przynależą do żadnego brzegu, uznanie Polski za jeden z nich musiało wiązać się z kwestionowaniem jej pełnej i bezwarunkowej przynależności do Zachodu. W dominującej nad Wisła narracji Jan Paweł II, pogromca komunizmu i „najważniejszy Polak na świecie”, odbierany jest jako główny sprawca politycznego i cywilizacyjnego przesunięcia kraju na zachód, wyrwania go z rosyjskiej strefy wpływów i integracji ze demokratycznymi strukturami euroatlantyckimi.

Kult papieża, połączony z generalnie pozytywną opinią o doświadczonej okcydentalizacji, wywołują w Polakach wrażenie, iż dobroczynne skutki dla kraju były zamierzone. Rzecz jest jednak bardziej skomplikowana. Przemówienie gnieźnieńskie zawierało wyraźne wątki słowianofilskie (choć to jego autor, a nie car, miał odegrać rolę przywódcy Słowiańszczyzny), tak samo zresztą jak propagowany przez papieża kult częstochowskiej ikony. Jan Paweł II był również dość krytycznie nastawiony do zachodniego kapitalizmu, emancypacyjnego liberalizmu i demokracji, czemu dał wyraz miedzy innymi podczas pierwszej pielgrzymki w III Rzeczypospolitej, kiedy przestrzegał rodaków przed pokusami konsumpcjonizmu i zagrożeniami związanymi z modernizacją. Dziesięć lat później papieskie wątpliwości co do słuszności obranej przez Polskę drogi na zachód znalazły odbicie w pokrętnej postawie polskiego episkopatu wobec członkostwa w UE. Sam Jan Paweł II zdobył się na zawoalowaną zachętę do głosowania „tak” w referendum akcesyjnym w 2003 roku dopiero po długich i upokarzających zabiegach ówczesnego rządu i dopiero wtedy, gdy zorientował się, że paroletnie próby kokietowania Władimira Putina, od którego oczekiwał zaproszenia do Rosji, nie przyniosą rezultatu.

Orientacja polskiej przyszłości na bliską współpracę z Rosją przywodzi oczywiście skojarzenia z programem politycznym narodowej demokracji, ale przypisywanie papieżowi endeckich sympatii byłoby nadinterpretacją. Dla endeków Rosja była mniejszym złem, strukturalnie słabym partnerem, którego Polacy mogliby wykorzystać dla własnego rozwoju. Jakkolwiek trafne lub mylne były kalkulacje Romana Dmowskiego, kierował się on polskim interesem, a Rosję i Rosjan traktował instrumentalnie – podobnie zresztą, jak, przynajmniej w młodości, katolicyzm. Inaczej Jan Paweł II, który podchodził do sprawy tak samo, jak całe wcześniejsze pokolenia kościelnych decydentów, od jezuitów doradzających Zygmuntowi III Wazie począwszy: liczył się przede wszystkim interes Kościoła. W konsekwencji, odwojowanie dla Rzymu milionów prawosławnych dusz było celem, obalenie komunizmu – środkiem, a Polska tylko narzędziem.

To, że nie było nam dane na własnej skórze przekonać się, w jaki sposób polski pomost połączyć miał wschodnie i zachodnie chrześcijaństwo, zawdzięczamy według Cornwella małej atrakcyjności papieskiej oferty zażegnania schizmy. Ściągnąwszy cugle poluzowane przez II Sobór Watykański i skupiwszy w swoim ręku de facto absolutną władzę nad Kościołem, Jan Paweł II oczekiwał od Cerkwi bezwarunkowego podporządkowania, nie mając w zamian nic do zaoferowania. Stanowisko Cerkwi wobec celibatu czy antykoncepcji jest, jak przekonuje Cornwell, o wiele bardziej „życiowe” niż linia, jaką przyjął Kościół katolicki pod rządami Jana Pawła II. Cerkiew jest także mniej scentralizowana i bardziej demokratyczna. W tych warunkach szanse na instytucjonalne porozumienie musiały być niewielkie, a jedynym atutem papieża pozostawała osobista charyzma. Ta zadziałać mogła jednak tylko w kontakcie z tłumami, rzecz, na którą ani Cerkiew, ani rosyjski rząd nie chciały pozwolić. Pielgrzymka do Rosji pozostała więc nieziszczonym marzeniem papieża, choć i tak należy wątpić, by mogła ona wywołać równie wielkie poruszenie jak to, które było udziałem Polaków w roku 1979.

Ostatnie lata przyniosły zmierzch specyficznie polskiej kategorii „autorytetów moralnych”, której istnienie świadczyło bardziej o niedojrzałości i antyliberalnych odruchach społeczeństwa („autorytet” i „autorytaryzm” mają przecież wspólny źródłosłów) niż o jego moralnej i ideowej spójności. Niektóre autorytety zostały obalone po zaciętej walce, inne skompromitowały się same. Zamiast nich mamy dziś fascynujące biografie, portrety ludzi o wielkich zasługach i wielu przymiotach, lecz obarczonych – jak wszyscy – wadami i popełniających błędy. W spiżowej kategorii ludzi bez skazy został tylko Jan Paweł II. Najwyższy czas zabrać się również za ten temat.

Książka:

John Cornwell, „The Pontiff in Winter”, Doubleday 2004

* Krzysztof Iszkowski, socjolog i ekonomista.

„Kultura Liberalna” nr 74 (24/2010) z 8 czerwca 2010 r.