Magdalena M. Baran

„MRU?” – czyli o „Weselu hrabiego Orgaza” słów parę

Składanka obrazków jakby już znanych, kalkomania, uparte przybijanie powtarzalnych pomysłów własnych, potęgujących wyobcowanie, ciężarem muzyki osiadające na zmysłach, wołające o ucieczkę. Chaos czy równo szyty, planowo z własnych kolorowych szmatek docinany patchwork. Dźwięków kakofonia, po której ułamek następuje ciszy. Zagubienie tu pozorne, zrozumiałe niestety tylko dla nielicznej garstki czytelników znakomitej powieści Jaworskiego. Rytm kroków wystukiwany na szachownicy podłogi, nieustanna rozgrywka, głuchy odgłos ciał spadających na ring, gdzie Antychryst walczy z Prochrystem, nietzscheańskie natchnienia, taniec jakby chocholi, zaklęciami brzmiące modlitwy, medytacje chichotliwe… Czy i w chaosie wszystko ma swoje miejsce?

Dancing Przedśmiertny, swoisty danse macabre w oberży Cervantesa zadumy pamiętającej, targowiskiem idei, dusz sprzedajnością kusi, gdy w świecie „Sprzedaje, kto nie ma towaru, kupują, którym brak pieniędzy. Nic w niczym ugrzęzło i kręci się w kółko, zbawczego oczekując jutra. Rozdział nastąpił człowieka od mózgu, czego skutkiem jest nędza powszechna”. Nędza owa wytańczyć się musi – w obłędzie, w roztupaniu, w misteriach rozbuchanych, co dławią oblicza religii, co w służbę – jedną za drugą – zaprzęgać ją każą.

Kardynał życiem w ramach swych zastanych znudzony, dymem spowity jak płaszczem, z Kotem się układa, kusiciela niemal wężowego zeń czyniąc. Głos koci szorstki, rozsądkiem grzeszyć zaczyna, gdy w handlu pieszczotę Evarysty nad wierność zaufaną przedkłada. Kropkę w zdaniu każdym rozmyślnym „Mru!” stawia, logiką grzesząc mocniej niż niejeden z ludzi. Zza ram portretu mina pokerowa, co karty rozdaje w tej dziwacznej rozgrywce, co wyroki feruje, narrację półgębkiem snując, ocenia jednych, w dłoniach wychudłych dzierżąc stery historii.

W religiach tymczasem bałagan wielki, zamęt, co spleenem dławiony początków dwóch już wieków. Bramin lewitujący z chińskim mistrzem duchowym na idee licytują się, by po chwili neologizmów tłum głosem cichym, z przypisów książkowych wyrwanym, dopowiadać. Wbrew zapowiadanym intencjom autorów na scenie nie pojawia się jednak dramat religijny, idee znikają pod przesadzoną dziwnością, klarowność zapisana w zagmatwaniu powieści Jaworskiego na wierzch nie wypływa. Gubi się, podobnie jak zagubieni na scenie aktorzy, którzy wraz z widzami zdają się czasem nie nadążać za reżyserską wizją Klaty. Aktor ze słowem nie nadąża. Z szaleństwa obu wyczytać daje się jedno, tak oczywiste przecież, że świata bez ofiar naprawić się nie da.

Havemeyer, co z Bogiem rozprawia, którego nie zna, a z którym „tak dobrze rozmawiać po cichu, bo On wszystko słyszy”, ofiarą przemianowany w Orgaza. Tu „zaprzeczenia wiary może być wiarą”. Kryzys zmysły plącze. Krok do ołtarza, gdzie wyczekana… Ona. Nie słodyczą jednak Everysta. Miast wesela scena przejścia, wyboru, poświęcenia. Szesnastowiecznej mistyki podglądanie przez szybkę. I oto rozumie już Havemeyer, z błazeńskiego, miłostki poduszkowo roztańczonej, wyrwany świata, że wesele jego zamienia się w teatralny, w szczegółach przez El Greco wyreżyserowany pogrzeb. Niebo otwiera się. Weselnicy naprędce zmieniają kostiumy, kryzy przywdziewają, świece nadtrumienne łapią w dłonie. I oto mamy ożywiony, niby z „hiperdramatycznej” wyrwany sztuki – „Pogrzeb hrabiego Orgaza”. Tylko gdzie ten Jaworski? Jakiego dziś „zbawianie” świata?

Spektakl:

„Wesele hrabiego Orgaza”, Teatr Stary im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, reżyseria Jan Klata (premiera 11 czerwca 2010).

* Magdalena M. Baran – koordynator Instytutu Obywatelskiego, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.

„Kultura Liberalna” nr 76 (25/2010) z 22 czerwca 2010 r.