Radosław Łopiński

The Doors raz jeszcze

„The Doors – historia nieopowiedziana” w reżyserii Toma DiCilla jest kolejnym powrotem do historii zespołu The Doors. Nie jest to sfabularyzowana historia życia Jima Morrisona ani parapsychologiczny dokument o smutnym końcu kolejnej gwiazdy rocka, upojonej sukcesem, z którym nie może sobie poradzić. „Historia nieopowiedziana” – choć pozornie może się wydawać, że traktuje o całym zespole – skupia się na Morrisonie. Ktoś mógłby powiedzieć, że to mało oryginalne rozwiązanie, ale gdyby było inaczej, czy film ściągnąłby widzów do kin? Reżyser na szczęście wie, jaką historię chce opowiedzieć, trzyma się obranej drogi i omija pułapki zbędnych dygresji. Pierwszoplanową postacią jest Jim Morrison, a wyróżnienie pozostałych członków zespołu wynika przede wszystkim z chęci pokazania relacji w grupie. Przyznaję, że DiCillowi się to udało, a postać frontmana, choć dominuje, to nie przytłacza całego obrazu ani nie stwarza wrażenia, że pozostali członkowie zespołu to jedynie konieczny dodatek. Osobowości Raya Manzarka, Robby’ego Kriegera i Johna Densmore’a oraz ich znaczenie dla powstania i przetrwania fenomenu The Doors zostały wyraźnie nakreślone. Każdemu z muzyków oddano zasłużony hołd za stworzenie jednej z najważniejszych grup rockowych w dziejach muzyki. Na pierwszy plan wysuwa się jednak obraz Jima Morrisona, coraz silniej uzależnionego od alkoholu i narkotyków, poddanego przytłaczającej presji, wiecznie poszukującego i walczącego ze sobą, ale jednocześnie w zdumiewająco naturalny sposób dbającego o swój wizerunek.

Wyjątkowego charakteru nadają filmowi mało znane nagrania archiwalne, na których został oparty. Zręczny montaż sprawia wrażenie, że mamy do czynienia z filmem fabularnym. Brak w nim przerw na wypowiedzi historyków, znajomych, rodziny, które mając podnieść wiarygodność historii, nadają jej często posmak popularnonaukowego dokumentu przyrodniczego. Komentarz towarzyszący filmowi jest subtelnie wkomponowany w całość i stanowi płynne uzupełnienie muzyki. Nie wybija nas z muzycznego rytmu, a spokojny, beznamiętny głos Johnny’ego Deppa brzmi, jakby został wyciągnięty z epoki razem z archiwalnymi nagraniami. Autorowi udało się przygotować mocną i ciekawą historię, w której poszczególne zdarzenia zostają znakomicie zaakcentowane przez współcześnie nakręcone obrazy, co stwarza zwartą całość.

Film w jakiś sposób wpisuje się w szereg produkcji o ikonach muzyki rockowej, które powstały w ostatnich latach. Jednak w przeciwieństwie do nich składa się (w przytłaczającej części) z oryginalnych materiałów. Nie traci przy tym świeżości przekazu i daje możliwość odetchnięcia duchem tamtych wibrujących czasów buntu. Atmosfera epoki wydaje się wręcz namacalna. Reżyser prowadzi nas w przyzwoitym tempie od początku historii zespołu i jego muzyków, a kończy dość banalnie – utworem „The End”. Jednak to znakomity banał i trudno mieć jakiekolwiek pretensje o takie rozegranie.

Jak sam autor zaznacza na początku filmu, na podstawie niesłabnącej sprzedaży płyt można sądzić, że zespół nie traci na popularności, a fanów jego muzyki i głosu Jima Morrisona wciąż przybywa. Nie sposób jednak powiedzieć (wbrew polskiemu tłumaczeniu oryginalnego tytułu), że „The Doors – historia nieopowiedziana” to film szczególnie oryginalny, który odkryje przed nami nieznany obraz grupy lub skrywane przez lata ekscytujące wspomnienia. Naiwnością jednak byłoby sądzić, że tak będzie. Nie zawiedziemy się na wciąż poruszającej muzyce The Doors oraz znakomitym warsztacie i artystycznym zmyśle Toma DiCilla. Kolejny sposób opowiedzenia tej historii, skrojony przez wielbiciela zespołu, z pewnością znajdzie odbiorców. Po obejrzeniu uśmiechniemy się, gdy przypadkowo usłyszymy gdzieś na ulicy któryś z utworów Doorsów, a niektórzy znający słowa może nawet go zaśpiewają.

Film:

„The Doors – historia nieopowiedziana” (When You’re Strange)
Reżyseria: Tom DiCillo
Data premiery światowej: lipiec 2009
Data premiery polskiej: sierpień 2010
Dystrybutor: Best Film

„Kultura Liberalna” nr 82 (32/2010) z 3 sierpnia 2010 r.