Magdalena M. Baran

Patrząc z przerażeniem

„Patrząc” właśnie, bo przecież nie „Czytając”, gdy codzienne, poranne kręcenie głową na niewiele więcej pozwala (aż głowa boli od nadmiaru bzdury). „Wertując” poranną prasę lokalną, w poszukiwaniu konkretów, informacji, czegoś więcej niż kolejny sensacyjny wątek, którym z pierwszej strony szacowny dziennik krzyczy, gromi, strach sieje i zamęt. „Patrząc” właśnie wzrokiem przebiegam po nagłówkach, co oddech odbierają tysiącom nieświadomych obywateli, dla których szacowny dziennik to wyrocznia niemal, główne źródło informacji wiarygodnych i sprawdzonych, przyjaciel wieloletni, towarzysz pierwszej czarnej kawy, autobusowego tłoku, drugiego śniadania w przerwie pracy.

Świtem bombardują mnie wieści kasandryczne o galopującym kryzysie, cenach chleba, co nie z powodu suszy, powodzi czy gradobicia, ale z bliżej nieokreślonej (lub rzekomo wynikającej z fatalnego prowadzenia krajowej gospodarki) przyczyny osiągnąć mają niebotyczne wręcz rozmiary („Zboża nie ma. Mąka drożeje”). Patrzę więc rankiem na horror galopującego VAT-u, co wedle lokalnych dziennikarzy nie ma żadnego uzasadnienia (lub ma – i tu winny, dosłownie winny, znów miałby być rząd) i miast wyjaśniać przyczyny, łagodzić nastroje czy po dziennikarsku pytać dociekliwie, straszyć nim trzeba („VAT-em po kieszeni” i „Będzie drożej, czyli sejmowa awantura o wyższy VAT”). Wizja ruiny własnego domu prześladować może nawet nocą, gdy zamknięte pod zasłoną powiek gałki oczne już wydają się śledzić prasowe tytuły następnego poranka. Bo znów zakrzyknąć może ów dziennik, iż (z przyczyn „wiadomych”) „Za 3 miesiące możemy zostać bez gazu. Ceny wzrosną”. I to wszystko tylko w pięć kolejnych dni. Brak tylko, że „larum grają, nieprzyjaciel w granicach…” – choć i to, przy odrobinie złej woli, dalibyśmy radę „wypatrzeć”. Usta nerwowo pochłaniają kanapkę, kawa z krwią ze złości się gotuje, bo co tak naprawdę nas czeka?

Tłuką się po głowie zmęczonej myśli naiwne o dziennikarskiej obiektywności, ba, rzetelności choćby, co sprawiedliwość odda nawet krytykowanej stronie. Co zważy, zmierzy, zapyta kogo trzeba, a gdy konieczność taka zajdzie uczyć się zechce. Patrząc więc na nagłówki, bo w pośpiechu wielu jedynie to czyni, można mieć wrażenie, iż statek zwany Polską ma się gorzej niż źle, a los Titanica jest mu coraz bliższy. I znikąd wyjścia, znikąd pomocy. Posuwając czarnowidztwo do granic wyobraźni, można domyślać się szybkich przeliczeń domowych budżetów, kalkulacji, podniesionych głosów czy wreszcie przynajmniej lekkiej nerwicy. Czarny piątek czy czarny poniedziałek – lepiej rzec czarny tydzień… albo posłać całe pismackie towarzystwo do wszystkich diabłów. Na szczęście jedziemy na wakacje.

Ufff… Oddech niedzielny, gdy gazet nie kupuję, gdy świt wakacyjny wita kolejnym odcinkiem nieśmiertelnego Rudego z załogą. Powtórkowe „Patrząc” zdrowsze, relaksacyjne, historie w głowie przypominające te z czasów, gdy było się dzieckiem. W cichości ducha liczę tylko, że choć słusznie wieszczka Troi przepowiedziała upadek, to pismaków naszych wróżbiarstwo lichszego gatunku, a złowróżbność w sezonie ogórkowym jakby mniej się liczy. Wolę więc dla „Patrząc” – na przyszłość – inne zapisywać obrazy.

* Magdalena M. Baran, koordynator Instytutu Obywatelskiego, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Przygotowuje pracę doktorską z filozofii polityki.

„Kultura Liberalna” nr 83 (33/2010) z 10 sierpnia 2010 r.