Joanna Klimczyk

Parowóz i cygaro

Ten, kogo nie ogarnia lekkie podniecenie, gdy wsiada do pociągu, delektując się myślą o tym, że za chwilę ruszy i że wszystko, co zdarzyło się przed momentem, zostawi za sobą – nie zrozumie projektu autora książki „Wielki bazar kolejowy”. Paul Theroux zrobił to, o czym, marzy (jak mniemam) wielu z nas, miłośników transportu kolejowego, ale niewielu decyduje się swój plan wcielić w życie – „wsiadł do pociągu byle jakiego” i rozpoczął czteromiesięczną podróż przez Azję. Na dodatek zrobił coś, o czym – jak podejrzewam – nieraz pomyślał fan podróży koleją, lecz raczej się na to nie odważył (zgaduję, że głównie z lenistwa), a mianowicie spisał poczynione w trakcie wyprawy obserwacje, aby następnie je wydać. Przy okazji zarabiając na tym całkiem sporo, nie mówiąc już o rozgłosie. Jednak tym, co w zwolenniku pociągowych wojaży wzbudza największą zazdrość, jest styl, w jakim to uczynił.

Paul Theroux przed władowaniem się do pociągu, pamiętał, że w bagażu podróżnika nie może zabraknąć dwóch rzeczy – tytoniu i alkoholu. Krótko mówiąc, Theroux ze wszystkimi tego konsekwencjami dowiódł prawdziwości zasady, że człowiek rusza w świat nie po to, żeby go poznać, lecz po to, żeby zmierzyć się z samym sobą, dbając przy tym, aby to mierzenie sił nie było nazbyt bolesne i przebiegło we w miarę komfortowych warunkach. Theroux, jak sam we wstępie wyznaje, zapragnął odbyć podróż taką, z jakiej relacji nigdy nie udało mu się przeczytać. Ani turystyczną wycieczkę, ani estetyczną eskapadę, ani też socjologiczno-antropologiczną wyprawę. Podróż, w której podróżnik się zatraca, jednocześnie pozostając tym, kim był, zanim z pełną świadomością podjął decyzję o telepaniu się koleją po świecie. Co w wypadku Theroux, Europejczyka z krwi, kości, manier i przyzwyczajeń, oznacza m.in. że za wszelką cenę (czytaj: łapówkę) i tam, gdzie to możliwe, zapewnia sobie jednoosobowy przedział albo przynajmniej podróż „lepszą” klasą, gdzie nie trzeba nieustannie przebywać wśród śmierdzących tubylców czy niedożywionych i wyniszczonych życiem współpasażerów. Nie będąc typem „brata-łaty”, lecz miłującym święty spokój obieżyświatem, Theroux nie dba o nawiązywanie krótkotrwałych znajomości, zbyt dobrze wiedząc, jak często kilkuminutowa wymiana zdań kończy się wciągnięciem w długą i na ogół męczącą psychoterapię interlokutora. Natrętów ignoruje lub (gdy to nie działa) odstrasza drobną złośliwością. Kontakt nawiązuje w dwóch przypadkach: gdy ktoś go zaintryguje bądź gdy nie ma innego wyjścia i tylko do czasu, gdy uda mu się wydostać z „towarzyskiej” opresji.

Theroux-podróżnik to samotnik, który najlepiej się czuje, przyglądając się z dystansu przygodnie napotkanym ludziom na dworcach i w hotelach. Ze szczególną celnością portretuje ludzi Zachodu, którzy pielgrzymując na Wschód, próbują „odnaleźć siebie”.

W notatkach, dygresjach, obserwacjach Theroux jest europejska ironia i melancholia. Złośliwość i skłonność do uprzedzeń. Kontrolowana otwartość na to, co inne, i egoizm utrudniający kompromis. Wreszcie zachwyt, który niejednokrotnie przeradza się w znudzenie. I dlatego naprawdę nie ma znaczenia, że zapiski Theroux powstały ponad trzydzieści lat temu.

Książka:

Paul Theroux, „Wielki bazar kolejowy. Pociągiem przez Azję”, przeł. Magdalena Budzińska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010

* Joanna Klimczyk, doktor filozofii.

„Kultura Liberalna” nr 83 (33/2010) z 10 sierpnia 2010 r.