Karolina Wigura

Wymyśl to! „Incepcja” Christophera Nolana

Zapewne wiele osób zadawało sobie w przeszłości pytanie, jaka jest tajemnica naprawdę dobrych pomysłów. Idei tak wybitnych, że aż zmieniających rzeczywistość. A także – jak to się dzieje, że niektóre idee ulegają przedawnieniu i są zastępowane przez inne, a inne – bardzo nieliczne – pozostają aktualne przez wiele następnych pokoleń. Christopher Nolan proponuje w swoim najnowszym filmie własną odpowiedź na te, jak się mogło wydawać raczej akademickie, pytania.

Szajka złodziei podświadomości, bohaterowie „Incepcji”, nie musi włamywać się do rzeczywistego skarbca, bo idealny skok zaplanowała… we śnie. W świecie, o którym opowiada film, najlepiej opłacanymi specjalistami są ci, którzy potrafią, używając spreparowanych marzeń sennych, wydobyć z głów geniuszy biznesu ich pomysły, oryginalne idee, a następnie skopiować je lub wydobyć ich słabe punkty, tak, by doprowadzić konkurentów do upadku. Nieliczni, bardzo wybitni z nich, potrafią także dokonać czegoś więcej: zaszczepić innym, w celach zamówionych przez mocodawcę, własne pomysły. Dokonać incepcji.

Historyjka z poziomu mikro wydaje się elementem szerszej refleksji Nolana. Ludzka kultura jest efektem rywalizacji idei, w najszerszym sensie tego słowa. Idee powstają, są zaszczepiane w umysłach nie tylko pojedynczych ludzi, ale i całych mas, i zmieniają rzeczywistość społeczną. Powstanie technik, które pozwoliłyby na skuteczne zaszczepianie nowych idei w sposób zaplanowany, byłoby prawdziwym przełomem.

Fabularny respons Nolana jest ciekawy, ale nie satysfakcjonujący. I to nie tylko dlatego, że film, pod względem formalnym zrobiony rzetelnie, nie ma błysku wybitności. Obfitość cytatów z historii kina oczywiście robi wrażenie – oglądamy opuszczoną plażę z „Planety Małp”, łoże śmierci z „Odysei kosmicznej 2001”, powietrzne walki z „Matrixa”. Jednak nawiązania, podobnie zresztą jak fantastyczne efekty specjalne, nie zostały połączone dostatecznie przykuwającą uwagę akcją ani też z galopem intelektualnych treści. W dodatku cytaty z koncepcji filozoficznych, czy psychologicznych, takich jak psychoanaliza Freuda, są doprawdy groteskowe – przykładem armia uzbrojonych po zęby jegomości, którzy mają symbolizować „broniącą się podświadomość”. Jeśli tak obficie korzystamy z historii X muzy, to dlaczego Leonarda di Caprio nie atakuje zmultiplikowany Woody Allen – przebrany za plemnik w filmie „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale boicie się zapytać”?

Ale żarty na bok. Forma jest zasadnicza dla zrozumienia, co właściwie dolega pozornie błyskotliwej odpowiedzi reżysera. „Nigdy nie kopiuj w całości tego, co już znasz. Używaj tylko fragmentów i składaj je we własną całość” – mówi jeden z bohaterów filmu i „Incepcja” została w 100 procentach nakręcona w zgodzie z tą zasadą. Teraz widać już może wyraźniej, że odpowiedź Nolana na pytanie o tajemnicę twórczości jest odpowiedzią zdolnego rzemieślnika, pozbawionego jednak daru tworzenia oryginalnych dzieł. Film oparty został na fałszywym założeniu, że aby z ideą sobie poradzić, należy ją poznać i następnie skopiować lub doprowadzić do rozpadu. A także, że tworzenie nowych idei jest oparte o korzystanie ze starych. Cóż, trudno o większą pomyłkę. Kopiowanie, czy może raczej, jak wyobraża sobie Nolan, kompilowanie skopiowanych elementów, w dłuższej perspektywie skazane jest na porażkę. Ten, który koncentruje się na kopiowaniu i kompilacji, zatrzymuje się na materiale, z którego korzysta. Efekt jest prowizoryczny. Jedynym sposobem na wygranie z ideą, jest zastąpienie jej inną. Własną.

Tu powstaje oczywiście szereg niewygodnych pytań, szczególnie nieprzyjemnych dla ewentualnych sponsorów nowych prac. Skąd wiadomo, że całkowicie oryginalna idea będzie wystarczająco wybitna? Są także pytania, chętnie zadawane przez filozofów: skąd wiadomo, do czego taka idea doprowadzi? Czy to prawda, zapytajmy dramatycznie za Karlem Popperem, że myślenie Platona zawierała zalążki totalitaryzmu, a Nietzschego – ideologii rasy panów? A może rację ma znawca cynizmu naszej epoki, Peter Sloterdijk, który o filozofach pisze jako o designerach trendu; osobach, które co najwyżej wyczuwają i wyrażają nadchodzący początek nowej epoki, ale bez których intelektualna moda wykrystalizowałaby się i tak?

Nolan wydaje się nazbyt pewnym siebie rzemieślnikiem. Szkoda. Czyż dopiero z niepewności nie narodziły się przed chwilą najciekawsze pytania? Zderzenie osobowości twórcy z jego czasami rzadko, bardzo rzadko, przynosi pomysł, który ma szansę przetrwać całe stulecia. Znacznie przerastając proste hasło, które leżało u początku: wymyśl to!

„Kultura Liberalna” nr 83 (33/2010) z 10 sierpnia 2010 r.