Magdalena M. Baran
Z Achillionu poza morze…
Powietrze, choć gorące i żar sączy się z nieba, nie dławi. Wiatr od strony morza, co z każdej strony ląd zamyka, chłodny, leniwy, orzeźwiający. Wokół las, co murem nieprzebytym, ścieżkami porozcinanym niczym labirynt, od świata odcina, pozwala na wyobcowanie, w myślach zatopienie własnych, kontemplację mitu. Ścieżki dziś turystami przedeptane, posągi posłuszne do zdjęć pozują, gdy setnotysięczny fotografować się chce z bladym z przerażenia Achillesem, którego strzała Parysa w śmiertelną ugodziła piętę. Zastygły w bólu wiecznym, w walce o oddech odebrany celnością oka, daremnie grot wyrwać próbuje. Życie skamieniałe nie wraca, odjęte zbyt wcześnie. Życie oddane dobrowolnie – bo któż spróbuje po swojemu prząść nić, o którą troszczy się zaborcza panna Atropos.
Posągi greckie – bogowie, boginie, wieszczki zadumane, muzy pozaświatowe, młodzieńcy do sportowego gotujący się skoku, Hermes nogę do pałacowych ścian łańcuchem przywiązany – w ogrodzie wiedeńskiego porządku, co zielenią wybujały nie śmie kłamać przeszłości. Style odległe na pozór, łączą się nienagannie, choć setkami oddzielone stuleci, całość tworzą, jakby spod jednej wyszły ręki, co zasady pisała harmonii. Kolumn rzędy za arkadami kryją pałacowe sale, łagodne przejścia do cesarsko-królewskich sypialni, świątyń innej już wiary, co nie Posejdona o pomoc błaga, ale płaszczem Madonny roześmianej statek osłania od burzy. Lustra o ramach ciężkich, co czerń tylko żałobnych sukien odbijać miały, podczas gdy austriacka Cesarzowa, bielą alabastrowej rzeźby u wrót stojąca, w dal zapatrzona, ucieczki swojej na dalekie Korfu snuje historię. Dla mitu to czy ocalenia siebie? Życzliwiej, swobodniej, bezetykietowo niemal. Tu czeka życie prawdziwsze. Bogatsze. Własne. Bawarskiego dzieciństwa odzyskana swoboda, zdrowiem okupiona, śmiercią, smutkiem, co w micie, co w baśni, co w anonimowości znalazła nowy sposób wyrazu.
Obok łóżka w greckim podpatrzonego domu, biurka, na którym listów nikt nie pisał od dawna, obok przepychu Austrii, niemiecka surowość, morza umiłowanie, mapy, przyrządy, morskich „podbojów” plany, na kapitańskim krześle snute. Ordnung. Styl inny, ale nie mniej współbrzmiący ze swoistą magią Achillionu. Kamienie nagrzane sierpniowym słońcem wchodzącym dają schronienie, koją na chwil parę, zatrzymując uwagę na mozaikach, malunkach, zdobieniach, pałacowych bibelotach, pamiątkach po czasach, co dawno już minęły. Świetność nieprzemijalna zatrzymując na sobie uwagę, odsyła jednak dalej, ku wolności w samotni.
Miejsce osobne, poza czas rzucone, co koić smutek, ból, samotność miało. Co życie samemu sobie odebrane przez matkę postawione wśród tytanów, herosów, którzy Ananke posłuszni cierpliwie najwyższe ponosili ofiary. Wszak los pcha nas ku sobie, los pcha nas ku śmierci czy chwale, los pcha nas w miejsca od myśli odleglejsze, co dają ukojenie. W wybieraną wolność.
Na morze posąg ogromy spogląda, kolos z brązu o nogach glinianych – mit wojownika najdzielniejszego z dzielnych, co matce swej chwałę zawdzięczał niepokonanego, a roztargnieniu jej, zmysłów ułomności, słabość jedyną. Piętę. Słabości historia falami powraca, raz za razem, o brzeg z hukiem rozbijając się… niezrozumienia. Pustelnią więc nie sanatorium, jak reżyser chciał niegdyś, legendą, ucieczką pałac letni na od świata odgrodzonej wyspie, gdzie sny śni się inaczej, a opowieści o bohaterach szeptem wiatru, co w palm liściach, oleandrów barwnych płatkach, malw sudańskich kielichach gości, w świat się niosą. Póki imię trwa, pamięć nie ginie.
Miejsce:
Achillion – pochodzący z 1890 roku pałac, wybudowany na polecenie cesarzowej Austrii Elżbiety; Gastouri, Korfu, Grecja.
*Magdalena M. Baran, koordynator Instytutu Obywatelskiego, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Przygotowuje pracę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 85 (35/2010) z 24 sierpnia 2010 r.