Katarzyna Kazimierowska
Skazani na magmę
Agnieszka Graff w swojej ostatniej książce dokonuje dwóch istotnych rzeczy. Z jednej strony dokonuje podsumowania osiągnięć „społeczeństwa obywatelskiego” z ostatnich dwudziestu lat czy też ich braku, z drugiej opisuje własne refleksje na temat feminizmu, Kościoła, trzeciego sektora i kobiet. I robi to dobrze. Niestety, obawiam się, że ta książka nie trafi w te ręce, w które powinna. Piszę o „Magmie” zupełnie niebezinteresownie, bo trzy główne poruszane w książce Graff wątki – a także kilka pobocznych – dotyczą mnie bezpośrednio.
Po pierwsze patriarchat i mylnie rozumiany interes nas wszystkich
Graff pokazuje sposób myślenia Polaków, który pozostaje w niezmiennej formie od czasów PRL. W roku 1980 w Polsce działa się historia, wszyscy, niezależnie od poglądów, wykształcenia, wyznania byliśmy razem dla sprawy. Patrzyliśmy globalnie, przez interes narodu. W takich chwilach na jednostki nie ma miejsca. Niestety, jak pokazuje Graff, to myślenie zostało nam do dziś. Dlatego też, gdy w 1992 roku ruch na rzecz prawa do aborcji zebrał ponad milion podpisów, petycja została zignorowana przez Sejm. Dlatego parada równości, czy budowa meczetu zagraża naszej narodowej tożsamości: bo ktoś ośmiela się wyłamać i pragnąć inaczej – albo nawet gorzej! – pragnąć więcej. Dlatego ostatecznie, w dniu obchodów Porozumień Sierpniowych, prezydent Komorowski mówi o jedności i jednym narodzie. Zgodnie z powszechnie rozumianym interesem narodu, to Polska i Polacy mają stać się siłą. Dlatego nie ma co zajmować się, na przykład, interesami mniejszości seksualnych i religijnych. Cięcie.
Po drugie, ngoizacja, czyli biurokracja w trzecim sektorze
Jako nieetatowy, choć regularny, pracownik fundacji i stowarzyszeń, muszę zgodzić się z autorką „Świata bez kobiet”. Nadzieja pokładana w organizacjach pozarządowych, w ich misji oddolnej aktywizacji społeczeństwa, które dzięki temu stanie się społeczeństwem obywatelskim – cóż, legła w gruzach. Nie muszę pisać o smutnej rzeczywistości, tworzonych w duchu szczytnych idei, fundacji czy stowarzyszeń, które, by móc pracować bez przerw i skutecznie (np. przeciwstawiać się absurdom miejskiej polityki), potrzebują ludzi; by móc utrzymać ludzi, potrzebują pieniędzy; by zdobyć pieniądze, potrzebują grantów, a te biorą od… państwa; by sprostać wymogom grantów, przestawiają się na pracę projektową; realizując kolejne projekty, wydają pieniądze, więc potrzebują nowych zadań; w tym czasie, dla sprawniejszego pozyskiwania pieniędzy, w coraz mniejszym stopniu komunikują swoją misję światu. Mam jedno pytanie: komu to służy? Jeśli ktoś nie wie, odsyłam do książki Graff. NGOsy miały być alternatywą dla władzy, a stały się uzależnionym od państwowego budżetu psem na krótkim łańcuchu. Cięcie.
Po trzecie, seks
Nie będę pisać o złudzie bycia wolną, wyzwoloną, świadomą swoich potrzeb, feminizującą kobietą. Świetne podsumowanie drogi od nie-kobiecej rewolucji do dzisiejszego marazmu w traktowaniu kobiet w domu i miejscu pracy znajdziecie w „Magmie”, która od tej pory będzie tkwić w mojej głowie. Być może warto poszerzyć tę analizę o zjawisko pozornej ewolucji i popularyzacji takich słów, jak emancypacja, kobiecość, feminizm, molestowanie etc. i zastanowić się nad skutkami, jakie to za sobą niesie. Z utopijnych (nawet dziś) wizji kobiet u władzy naśmiewano się w „Seksmisji” i przestrzegano „W sieci”. A teraz mamy coś zupełnie nowego, co nazwali sami mężczyźni, jakby nas ubiegając – mamy kryzys męskości! Co to znaczy? Przekazanie pałeczki kobietom? Nie, to obniżenie – pozorne – poprzeczki. To wymuszenie na kobietach większej aktywności w sferach, w których do niedawna nie miały prawa dominować, jak flirt, łóżko, seks – bo teraz, jak wiemy z kobiecych pism i seriali, to kobieta ma przejąć inicjatywę, musi zdobyć faceta, a po zdobyciu nadal o niego zabiegać, więcej, musi wykazywać się inicjatywą także w sferach finansów, domowego ogniska i nowoczesnego partnerstwa w związku. Pokazując nowe pola działania, skutecznie odwraca się uwagę kobiet od dziedzin, w których dążą do zmiany: szklanego sufitu w pracy i na uczelni, molestowania seksualnego w miejscu pracy, wreszcie przemocy psychicznej czy emocjonalnej w związku. Cięcie.
Mam wrażenie, że Graff powtarza myśli już wielokrotnie przez siebie wypowiedziane: na temat seksizmu, „upupiania” feministek, lekceważenia kobiet, zgubnej w skutkach instytucjonalizacji NGOsów, czy strachu przed mniejszościami i tyranii władzy większości. To wszystko przeczytałam już w jej wcześniejszych książkach i artykułach. Ale to nie ma znaczenia, bo owe smutne prawdy trzeba nam nieustannie powtarzać zamiast wieczornego paciorka i modlić się, by nie zostały opacznie zrozumiane i by docierały codziennie do nowej duszyczki, której chociaż na chwilę otworzą oczy.
Ale to dopiero początek. Bo idąc dalej, po próbach zrozumienia, o co tu chodzi, trzeba postawić pytanie: i co dalej z tą wiedzą zrobić? Od czego zacząć? Liczę na prosty instruktaż, chcę oddolnych, spontanicznych spotkań, podczas których wymyślimy, jak wprowadzać na trwałe zmiany – zarówno w myśleniu, jak i w działaniu. Bo niestety, kłopot czy też kłopoty, o których pisze Agnieszka Graff, nie są kwestią pokoleniową. Czas i nowe trendy mogą jedynie lepiej przypudrować magmę, w której tkwimy. Myślę sobie, że skoro grizzly moms w USA radośnie gromadzą się przeciw Obamie, wezwane przez bojową Sarah Palin, to czy my nie możemy się zebrać – nie tyle przeciw, ile dla nas samych, dla naszych facetów, rodziców i dzieci? Kłopot pewnie nie zniknie, ale może stanie się mniej uciążliwy, jeśli wszyscy będziemy o nim pamiętać. Jeśli nie, zostaniemy z chlupoczącą magmą w butach.
Książka:
Agnieszka Graff, Magma i inne próby zrozumienia, o co tu chodzi, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2010.
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Cwiszn”, redaktorka RPN, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 86 (36/2010) z 31 sierpnia 2010 r.