Joanna Klimczyk

Emancypacja przez konwersację


W początkach XVII wieku francuska arystokracja odkrywa nowy świat. Choć może się wydawać, że między Kościołem i Tronem – między depozytariuszami życia przyszłego i strażnikami doczesnego – nie ma już wolnej przestrzeni, znalazła się sfera, której władza jednych i drugich już nie obejmuje. A przynajmniej, mimo usilnych starań obu tych instytucji, nie udało się nad nią przejąć całkowitej kontroli. Tą przestrzenią jest życie towarzyskie, monde, „towarzystwo”, socjeta.

Jest to świat, w którym rządzą dobre maniery. Za ich pomocą szlachta odseparowuje się od „stanu trzeciego”, coraz śmielej wkraczającego w dziedziny zarezerwowane dotychczas dla wysoko urodzonych, takie jak wojsko, administracja państwowa czy sądownictwo. Arystokracja zostaje zepchnięta na obrzeża tych instytucji. Zaczynają się rodzić zjawiska wysublimowania i wysubtelnienia stosunków międzyludzkich, tworzenia coraz bardziej skomplikowanych i zawiłych form towarzyskich pozwalających odróżnić „swoich” od pozostałych. Wreszcie – doskonali się sztuka konwersacji, bez której powyższe nie byłoby po prostu możliwe.

Ta nowa sfera mieści się w pół drogi między oficjalną przestrzenią dworu a ściśle prywatną domeną rodowej siedziby. W jednej i drugiej dominują mężczyźni. Dwór jest ściśle podporządkowany królowi, a kobiety wykluczone z dziedziczenia tronu i sprawowania funkcji politycznych. W przestrzeni prywatnej pełnia władzy należy do głowy rodziny, a kobiety nie mają prawa głosu. Tymczasem sfera życia towarzyskiego otwiera się przed nimi jako przestrzeń jeszcze niezagospodarowana, do której na razie nikt nie rości sobie pretensji. Kobietom pozwolono przejąć kontrolę nad obszarem życia towarzyskiego, ponieważ świat męskich wartości, na których opierał się etos arystokracji, znajdował się w głębokim kryzysie. Jednak nawet to niewielkie ustępstwo na ich rzecz jest dość dwuznaczne: kobiety zaczynają odgrywać ważną rolę w życiu towarzyskim, przede wszystkim jako obiekt hołdów mężczyzn. Ta sytuacja utrzyma się przez cały złoty wiek konwersacji – od czasów Madame de Longueville po epokę pani de Staël – i nie jest jasne, czy kobiety były obiektem hołdów mężczyzn z powodu swojej wybitności, czy też właśnie te oznaki czci czynią je wybitnymi.

Tak czy inaczej, zyskują swoje odrębne miejsce w życiu społecznym, a salony tworzone i animowane właśnie przez nie stają się ośrodkami życia towarzyskiego. To w nich kształtuje się gusta literackie, tworzy mody i style, formuje koterie, a nawet spiskuje. To wszystko dzięki konwersacji, którą uprawia się również dla niej samej, a umiejętność prowadzenia subtelnej i aluzyjnej rozmowy stanowi bilet wstępu do towarzystwa i warunek uznania w świecie. Arbitrami są w tej sferze kobiety.

Znaczenie konwersacji nie ogranicza się jednak do czysto towarzyskiej (w dzisiejszym sensie) pogawędki. W kraju, w którym właściwie nie istnieją instytucje przedstawicielskie, salonowa konwersacja jest jednym z niewielu kanałów formułowania i kształtowania opinii politycznych odbiegających od oficjalnej ideologii królewskiego absolutyzmu i gallikańskiego katolicyzmu. Ich zarodki rozsiewają przedstawiciele mieszczaństwa, których „świat” dopuszcza do siebie przede wszystkim dla ich walorów towarzyskich. W ich przypadku kobiety znów odgrywają szczególną rolę – mecenasek, protektorek, a przede wszystkim instancji dopuszczającej do socjety.

Książka Benedetty Craveri, córki Benedetto Croce, mimo znacznej objętości, nie jest typową akademicką „cegłą”. Autorka nie zapomina, że głównym przedmiotem jest eleganckie słowo i swoich czytelników traktuje z równie wielka galanterią, jak salonowe Madames.

Książka:

Benedetta Craveri, „Złoty wiek konwersacji”, przełożyli Joanna Ugniewska i Krzysztof Żaboklicki, Warszawa 2010, Oficyna Naukowa.

* Joanna Klimczyk, doktor filozofii, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 88 (38/2010) z 14 września 2010 r.