Marta Bucholc
Kupmy sobie człowieka
Benjamin Skinner, amerykański reporter specjalizujący się w problemach Afryki, Ameryki Łacińskiej i Środkowego Wschodu, poświęcił swój książkowy debiut (2008) problemowi niewolnictwa we współczesnym świecie. „A Crime So Monstrous: Face-to-Face with Modern Day Slavery” trafia do rąk polskiego czytelnika dzięki wydawnictwu Znak, które opatrzyło książkę drastyczną okładką, przedstawiającą wychudłe plecy zgarbionego mężczyzny, na których krwawe ślady bata układają się w słowo „ZBRODNIA”.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że „Zbrodnia” pod wieloma względami przypomina o dwa lata wcześniejszą „Gomorrę”. Technika pisarska jest zbliżona: opisy wydarzeń politycznych przeplatają się z malowniczymi planami krajobrazów przyrodniczych i społecznych oraz nieodmiennie drastycznymi zbliżeniami twarzy współczesnych niewolników. Różnice między dwiema książkami można by zapewne długo cieniować („Zbrodnia” jest na przykład bardziej naiwna i w porównaniu z wybitnie ponurą „Gomorrą” jest w niej w gruncie rzeczy dość dużo nadziei), ważniejsze jest jednak to, co je łączy, a mianowicie niedosyt, jaki wywołuje u czytelnika sposób postawienia głównego problemu.
„Zbrodnia” opowiada o niewolnikach definiowanych jako ludzie, którzy „są zmuszani siłą lub podstępem do pracy, za którą nie otrzymują wynagrodzenia poza tym, co jest potrzebne do utrzymania się przy życiu”. Kryteria te traktowane są bardzo rzeczowo, bez ekstrapolacji w duchu „No logo”, w efekcie więc niewolnicy, jak zastrzega sam autor, stanowią tylko jedną z wielu grup nieszczęśników, których opisuje w swojej książce.
Rzeczowość podejścia autora skutkuje niestety rozczarowująco płaskim ujęciem zjawiska niewolnictwa, zwłaszcza zaś jego źródeł. Uderzający jest szczególnie niemal kompletny brak płaszczyzny psychologicznej (poza opisami urazów psychicznych wynikających z doświadczenia niewolnictwa) i nieprzekonujące, wybiórcze interpretacje antropologiczne, przy rozległych i drobiazgowych opisach realiów historycznych i politycznych.
Oczywiście, da się to wyjaśnić właśnie metodą pisarską. Książka ma, jak się zdaje, działać przede wszystkim jak dokument, jak rozbudowany prozatorski fotoreportaż. Autor operuje niewielką liczbą środków stylistycznych, zdania są na ogół krótkie, celne i drobiazgowo opisują to, co widzi narrator przemieszczający się między Sudanem, Rumunią, Indiami, Stanami Zjednoczonymi, Ukrainą i Włochami śladem ludzi sprzedających ludzi. Nadmiar ruchu, obezwładniające bogactwo szczegółu, tempo narracji i trudna momentami do zniesienia brutalność beznamiętnego opisu sprawiają, że głębie analityczne byłyby wręcz nie na miejscu, ze stylistycznego punktu widzenia, rzecz jasna. Chodzi o fakt. Wartości, wzorce postaw, modele relacji międzyludzkich, światopoglądy funkcjonujące w kulturach, do których należą bohaterowie rozważań Skinnera, to nie są fakty. Fakty to polityka, wojna, kryzys, głód, śledztwo, proces sądowy, liczba ofiar, liczba szwów.
Czytelnik tej „tragedii ludzkiej” otrzymuje więc mnóstwo stypizowanych portretów prostytutek, robotników, służących, policjantów, polityków, nauczycieli, gospodyń domowych, ojców, matek, wplątanych w skomplikowane sieci podtrzymujące nowoczesne niewolnictwo. Za pomocą techniki scenek rodzajowych autor stara się nam uświadomić, że przez działanie lub zaniechanie, przez wiedzę lub głupotę wszyscy uczestniczymy w systemie, którego elementem jest niewolnictwo. To teza – jak sądzę – niewątpliwie prawdziwa, ale ma wadę podobną do wszystkich konstatacji sprowadzających zło do „wady systemu”. Czytelnik, którym wstrząsnęły opisy bestialskiego traktowania ludzi nie tylko w krajach rozwijających się, ogarniętych przez wojny lub nawiedzanych klęskami żywiołowymi, lecz także w Stanach Zjednoczonych, Holandii czy Wielkiej Brytanii, pragnie dowiedzieć się, co można zrobić. Co więcej, widać, że autor podziela tę potrzebę. Świadczy o tym epilog, w którym – przyznając się do bezsilności i wyrzutów sumienia z powodu losu napotkanych podczas swoich podróży niewolników – wyraża nadzieję, że jego książka stanie się dla wielu impulsem do zaangażowania.
Żeby jednak dać jakąkolwiek dobrą odpowiedź na pytanie, co zrobić z niewolnictwem, trzeba – jak sądzę – przemyśleć jego przyczyny. Zarówno te systemowe: nędzę, bezrobocie, wojnę, choroby, wyzysk postkolonialny, głębokie nierówności społeczne, jak i te bardziej złowrogie, a do systemowych w moim najgłębszym przekonaniu niesprowadzalne, które decydują o tym, że bogaci cywilizowani ludzie w Stanach Zjednoczonych nielegalnie przywożą sobie z Haiti nieletnią niewolnicę, którą latami katują, gwałcą i poniżają – bez choćby obawy przed karą.
Siłą rozważań Skinnera jest przedstawienie wszystkich odmian niewolnictwa we wszystkich stronach świata jako manifestacji tego samego faktu społecznego i ukazanie, jak wynikają z siebie wzajemnie, warunkują się i wzmacniają różne aspekty zniewolenia (wykorzystywanie seksualne, wyzysk ekonomiczny, przemoc fizyczna, ograniczenie możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym, lekceważenie zagrożeń dla zdrowia, wreszcie zaś – o czym Skinner pisze skądinąd stosunkowo najmniej – brak możliwości zaspokajania potrzeb duchowych). Taki sposób postawienia sprawy może nas uwrażliwić na efekt równi pochyłej, który nieuchronnie występuje wszędzie tam, gdzie osłabnie czujność i pojawi się irracjonalne poczucie wyższości względem drugiego człowieka. Z tego powodu warto sięgnąć po „Zbrodnię” i odważnie poszukać w sobie tego czegoś, co sprawia, że ludzie kupują ludzi. Jeśli zaś spróbujemy wyjść poza ciasne kryteria definicyjne niewolnictwa stosowane przez Skinnera i poszukać transakcji sprzedaży mniej oczywistych, niż te przez niego opisywane, być może lektura ta zaprowadzi nas o wiele dalej, niż życzyłby sobie jej autor.
Książka:
Benjamin Skinner, „Zbrodnia”, przeł. Jacek Konieczny, Znak 2010.
* Marta Bucholc, doktor socjologii, członek Redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 90 (40/2010) z 28 września 2010 r.