Wydawnictwo Hanami ma dobre wyczucie we wprowadzaniu na polski rynek nowych japońskich autorów. Taniguchi zyskał sobie duże grono fanów, Asano spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Sądzę, że Daisuke Igarashi, którego zbiór opowiadań pojawił się Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi ma szansę powtórzyć ten sukces.
„Pitu Pitu” – bo o tym albumie mowa – to zbiór krótkich (często kilkunasto- lub wręcz kilkustronicowych) nowelek komiksowych, mocno inspirowanych folklorem. Na 250 stronach autor wprowadza czytelnika w swoistą japońską „strefę mroku”, konfrontuje swoich bohaterów z niezwykłymi, na co dzień ukrytymi przed wzrokiem istotami, zjawiskami, duchami, stworzeniami. Sprzedawczyni żywych syren, mężczyzna mumifikujący zwierzęta, chłopak tkający materiały z włosów – galeria ludzkich bohaterów, którzy niemal bezwiednie, prawie mimowolnie zanurzają się w świat prastarej magii i ludowego folkloru tego wyspiarskiego narodu.
Dzieci, zbierające serca gwiazd, które spadły z nieba; chłopak, którego jednym z satelitów jest konewka, kobieta śpiewająca w wielkim chórze głosów, z którego powstaje tęcza… Igarashi opowiada swoje nowelki niemal leniwie, spokojnie, jakby od niechcenia uchylając rąbka rozgrywających się tuż pod powierzchnią rzeczywistości tajemnic. Jego bohaterowie, obeznani z ludowymi opowieściami, spokojnie odnajdują się w tym świecie – dziwią się umiarkowanie, akceptują wydarzenia, dostosowują się do ich rytmu i pozwalają się nieść prądom tych sennych kolei losu.
Niestety, czytelnik europejski może mieć trochę mniej przyjemności – o ile jeszcze sporo z nas wie, że Kappę najłatwiej rozbroić kłaniając mu się, oraz, że lisy potrafią zmieniać kształty i czarować, to wiele odniesień pozostaje niejasnych lub zupełnie nieodgadnionych. Do czego odwoływać się może opowieść o trzech dziewczynach nocujących w lodówce? Skąd pomysł na nowelkę o mężczyźnie, który odleciał po zjedzeniu żywego ptaka? Czy to tylko niepohamowana, abstrakcyjna wyobraźnia mangaki, czy też umykają nam jakieś legendy?
Nawet jednak, jeśli przy czytaniu coś przegapiłem, nie miałem poczucia straty. Same opowieści są tak niesamowite, przesycone dziwaczną magią, abstrakcyjne, miejscami groteskowe; czytając, czułem się znów jak dzieciak, który wierzy w setki zupełnie głupich przesądów – dzięki sprawnemu warsztatowi twórcy manga mnie kompletnie wciągnęła.
Graficznie Igarashi nie tworzy może nowej jakości, ale z pewnością jest to świetna robota. Płynnie przechodzi od kreski mocno realistycznej, do niemal karykaturalnej. Przypomina chwilami Gilberta Hernandeza – mistrza realizmu magicznego; niektóre opowieści przywodzą na myśl rysunki Taiyo Matsumoto ze słynnej serii „Tekkinkonkreet”; wszystko to jest trochę mroczne, trochę niesamowite, jak prace Mizukiego Shigeru. Lekką, ulotną kreską autor kreśli magiczne stwory, zwierzęta obdarzone przez ludowe podania specjalnymi mocami oraz ludzi którzy przypadkiem zaplątali się w tę obcą dla nich, ale nie nieprzyjazną domenę.
Cała ta folklorystyczna, czarodziejska menażeria wylewa się z kart tego komiksu w sposób absolutnie zachwycający. A jeszcze lepsze jest to, że to tylko pierwszy z dwóch tomów, bo „Pitu pitu”, mimo pozornie durnego tytułu, to prawdziwa przyjemność – dla wytrawnego fana komiksu, dla miłośnika folkloru, dla osoby zainteresowanej Japonią. Wbrew tytułowi, ten album to duża rzecz.
Pitu pitu, tom I, scenariusz i rysunki: Daisuke Igarashi, przeł. Radosław Bolałek, Hanami, 2010
* Bartek Biedrzycki, specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 91 (41/2010) z 5 października 2010 r.