Katarzyna Suchcicka
Bądźcie sobie dorośli!
W opisach ogrodu marchewka i pietruszka pysznią się tutaj strzępiastymi liśćmi, szczypior sterczy sztywno, a liście buraczków płoną rumieńcem. Zostają zauważone i opisane w dynamicznym krótkim zdaniu, jakby w przelocie. Nic w „Taji z Jaśminowej” ze żmudy życia, jak to jest np. w „Dzieciach z Bullerbyn”, gdzie – również siedmioletnia – Lisa, a także Britta, Anna, Olle, Lasse i Bosse pielą grządki za drobne öre, sprzedają wiśnie na skraju drogi, w prażącym słońcu i kurzu. Mała Taja z książki Adriany Szymańskiej jest estetką i arystokratką w świecie widzialnym – zauważa go, ale przetwarza na swój wyłączny sposób, i na tym polega zasadnicza różnica między nią a bohaterkami Astrid Lindgren. Szymańska wielką część swego postrzegania oddaje imaginacji.
Ale o tym za chwilę. Wyobraźnia jest tutaj bowiem oparta na twardych, ziemskich podstawach. Rzeczywistość jest potraktowana bardzo poważnie. Nie spotkamy się z żadnym wykrzywieniem, modnym zaprzeczeniem estetyce, dostrzegalnym choćby w dzisiejszej popkulturze, np. w postaci Shreka. Szacunek za to, że, gdy w naszym współczesnym świecie króluje anticuteness – gdzie nie istnieją bariery, a kryteria rozjeżdżają się na wszystkie strony – tutaj wszystko stabilnie trwa. Co piękne, zostaje piękne – czarnopióre kosy, kolorowe sikory i inne ptaszki, jak:
„taki śliczny, brązowy z jaśniejszym brzuszkiem, i na tym jasnym miał plamki…
– W kształcie płomyków – kończy Dziadek.
– Właśnie. Czy wiesz, jaki to ptak?
– Tak, Taju. To drozd.”
Takiego dziadka brakuje mi na co dzień! Niedawno, idąc na spacer, kiedy już dolegliwe stały się przechadzki wśród nieznanych mi bliżej drzew, z niewiadomym ptactwem kląskającym po krzakach, sięgnęłam po „Przyrodnik Polityki”, pomysłowo wydany kilka lat temu przez ten tygodnik, pod tytułem „Inteligent na spacerze”. Łaknęłam tej wiedzy i powagi w jej traktowaniu w szkolnej czy rodzinnej edukacji. Na temat natury, na temat tego wszystkiego, co nas otacza, rano budzi – „wrzaskliwe szpaki”! – i nienazwane rośnie na skraju lasu. Adriana Szymańska bystro uzupełnia te braki w sposób doskonalszy niż podręcznik czy publicystyka, bo w formie literackiej. Wyrastają nam przed oczami jak żywe kępy klonów, wysokich sosen i brzóz – opisy mają jednak swoją rolę, nie tylko urodę, stąd zaciekawiają. Jak u Mickiewicza, w słynnym opisie sadu w Księdze II „Pana Tadeusza”: „cyprysy jarzyn”, których „liście i woń służą grzędom za obronę”. Klony u Szymańskiej to np. „dom skrzeczącej sroki”, pod kwietnymi baldachimami dzikiego bzu kryje się w odprężającym cieniu Dziadek Filip, a wędrujące muchy, żuki i komary złowieszczo zwiastują zwrot akcji. Ale coś jeszcze wynika tu z przyrody: z niej rodzą się w imaginacji Taji zjawy, fantasmagorie, postacie barwne i zadziwiające.
W łopianach i liściach rabarbaru mieszkają bowiem Dziwany, stwory pełzające po ziemi w słońcu, czeznące w cieniu. Ze światła biorą się też słoneczne Zjawinki – Tęczynki i Świetliki, które na pajęczynie odprawiają prawdziwy Cirque du Soleil. Są jeszcze Pipiptutki, Słyszadła domowe, ale najzabawniejsze ze wszystkich kreacji to Galopki, powstałe z uderzeń deszczu o dach. I jednym z nich – maleńkim konikiem jak ze szkła – opiekuje się Taja, podlewając go wodą, aby żył.
Czemu to właściwie służy i czym miałoby zaciekawić dzieci, a czasem i dorosłych? Owszem, ciekawie jest puścić znów luzem wyobraźnię, ale te wszystkie wymysły oraz tęsknota za lasem, wolnością, ogrodem są projekcją wybijania się na niepodległość, dorastania Taji do własnej i tylko własnej osobowości. Pippi Langstrumpf – żeby przywołać żeńską ikonę niezależności światowej literatury dziecięcej – żyła całkiem sama w wielkim domu i mogła robić, co jej się żywnie podobało: spać z nogami na poduszce, robić wielkie naleśniki oraz na dodatek wyśmiać w szkole tabliczkę mnożenia. Taja zaś musi wyczyniać brewerie, krzyczeć i wymuszać to, czego pragnie, żyje bowiem z mamą, z babcią i z tatą, i to w obliczu rychłego zagrożenia – przeprowadzki do miasta, do bloku, który postrzega jako niewolę. Przed tą wielką zmianą czuje ogromny lęk, bo to przecież podetnie korzenie jej świata. A ona nie chce z niego rezygnować. I musi walczyć o swoją wolność.
Dziadek Filip, przysposobiony do roli dziadka, jest w tej książce osobą przypuszczoną do konfidencji. On wie więcej i to od niego Taja dowie się, że trzeba szukać po prostu swego Rdenia – ocalającego, w różnych okolicznościach, marzenia. Trochę jak z Pollyanny, prawda? Marzenie zastępujące kiepską rzeczywistość musi zawsze istnieć w naszej głowie, nawet za cenę uznania go za herezję i bycia posądzonym o dziecinność. Taja wykrzyczy: „Już nic wam więcej nie powiem. Bądźcie sobie dorośli. I wiedzcie swoje. Ja wiem wszystko inaczej. I Dziadek Filip też”.
W takiej zdeterminowanej postaci Taja z Jaśminowej przypomina mi upominającą się o białą magię „Malutką Czarownicę” autorstwa Otfrieda Preusslera, walczącą z sitwą czarownic o uznanie swej wyjątkowości. W „Taji z Jaśminowej” walka idzie o odejście od stereotypu patrzenia na rzeczywistość, „bycia dorosłym”, czyli rozsądnym, czyli zrezygnowanym.
Kto może tak upominać się o pełnię istnienia? Któż inny, jak nie poetka! Siedem lat temu Adriana Szymańska napisała w swoim wierszu (bo jest także, a raczej przede wszystkim, poetką):
„(…) mam Cię w garści wróblu,
wieczna tajemnico, podczas gdy tłuste gołębie
oczywistości spacerują bezkarnie po dachu
Jesteś o mój wróblu, odnawiającą się wciąż
tęsknotą za poznaniem doskonałym…” („in terra”)
W „Taji…”, wydanej po raz pierwszy przed 22 laty, a teraz wznowionej, poznanie wydaje się więcej niż doskonałe, niestereotypowe i na pewno, nie „oczywiste”. Trzeba nastawić swoje zmysły na inną percepcję, bo tu jest po prostu bogato. To świat – prawie „wszechświat” – dla odbiorców silnych, nie uchylających się od wielości barw, dźwięków, kształtów, kreacji, wybiegających poza pospolitą logikę. Percepcja jest wzmożona i nie każdy może podołać, pobiec za bystrą i spragnioną wrażeń Tają, zapewne przyszłą poetką. Ale na pewno mogą to śmiało uczynić odważni, marzyciele – dzieci czy dorośli. Ten świat chowa tajemnicę i warto po nią sięgnąć, nie ograniczając się w żadnym wypadku do kategorii takich jak dorosłość. Autorka, bystra, zachłanna na świat narratorka, wykazała się dużą samowiedzą, gdy w wierszu „Ach świat”, późniejszym od „Taji z Jaśminowej” o osiem lat napisała:
„Ach, świat: ogromna świetlista klatka
dla bestii, którą jestem.” („Requiem z ptakami”)
Książka:
Adriana Szymańska, „Taja z Jaśminowej”, W.A.B. 2010.
* Katarzyna Suchcicka, poetka, krytyk literacki i filmowy, autorka filmów dokumentalnych. Obecnie pracuje dla TVP Kultura. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 93 (43/2010) z 19 października 2010 r.