Bartek Biedrzycki

I stworzył Crumb komiks. I widział, że dobrze. O „Księdze Genesis” Roberta Crumba

Robert Crumb, amerykański twórca komiksowy, jest w pewien sposób postacią paradoksalną. Z jednej strony jest niezaprzeczalną sławą i osobowością wielkiego formatu, z drugiej zaś cała jego komiksowa twórczość rozgrywała się zawsze z boku głównego nurtu. Uważany jest za ojca komiksowego undergroundu, który dzięki swoim pracom w latach 70. natchnął całe nowe pokolenie niezależnych artystów. O silnej inspiracji jego twórczością mówią chociażby Los Bros Hernandez. Do największych osiągnięć Crumba bez wątpienia należą „Keep on truckin’” i takie postacie, jak Devil Girl, Kot Fritz czy Pan Naturalny. Z tymi dwoma ostatnimi polski czytelnik miał zresztą okazję się zapoznać.

Komiksy Crumba narysowane są charakterystycznym, ciężkim – jakby celowo topornym – stylem. Koresponduje on znakomicie z tematyką jego prac, które skłaniają się silnie ku satyrze społecznej, kontestacji i krytyce kultury popularnej.

W połowie kończącej się dekady Robert Crumb rozpoczął pracę nad projektem dość niezwykłym. Sięgnął bowiem po Stary Testament, a konkretnie po Księgę Genesis. Można by się oczywiście spierać, czy komiksowa Biblia to coś nowego, ale – jak zresztą sam Crumb zauważa w przedmowie do swojej wersji – dotychczasowe adaptacje były tym właśnie: adaptacjami. Dotyczy to również komiksów publikowanych w Polsce – Biblia była w nich raczej pomysłem przewodnim, który fabularyzowano, aby uczynić religijne teksty łatwiej przyswajalnymi.

W przypadku wydanej właśnie w Polsce „Księgi Genesis” mamy do czynienia z zupełnie odmiennym podejściem. Autor, przygotowując się do prac nad komiksem, sięgnął do najstarszych dostępnych tekstów, szukając inspiracji w oryginalnych wersjach językowych. Z mozołem i pietyzmem zilustrował całą gigantyczną starotestamentową historię bez żadnych zmian i poprawek – dosłownie traktując tekst przedchrześcijańskiego mitu jako kanwę monumentalnej powieści graficznej.

Jest to, z pewnością, rzecz trudna w odbiorze, nie tylko dla laika. Większości z nas Genesis kojarzy się z mitem o stworzeniu świata (podanym zresztą w Księdze dwukrotnie, na co uwagę zwraca Crumb w odautorskich notatkach na końcu tomu). Komiks obejmuje całość, aż do śmierci Józefa w Egipcie, prezentując z detalami straszliwe koleje losu Kaina i jego spadkobierców, potop i mrożące krew w żyłach wydarzenia podczas wielkiego głodu w Egipcie. Stworzenie tej opowieści musiało być pracą benedyktyńską, szczególnie jeśli chodzi o odtworzenie obrazu świata starożytnego. Autor zresztą niebanalnie komentuje etap przygotowawczy. We wzmiankowanych już notkach odautorskich podejmuje też ciekawy trop synkretyczności starotestamentowych mitów, będących w istocie amalgamatem wcześniejszych legend i podań. Szczególną uwagę poświęca wątkom matriarchalnym, które zachowały się w niektórych postaciach i wydarzeniach. Warto zapoznać się z tymi spostrzeżeniami, a także, być może, sięgnąć po inne podobne pozycje, jak analityczna „Historia Boga” Karen Armstrong.

Polskie wydanie „Księgi Genesis” wyszło nakładem Wydawnictwa Literackiego. Ta krakowska oficyna powstała w początkach lat 50. i specjalizuje się głównie w literaturze pięknej i poezji, chociaż nie wyłącznie. Z tej „stajni” pochodzi m.in. Jacek Dukaj, słynny współczesny twórca fantastyczny.

Edytorzy z WL podeszli najwyraźniej do „Księgi Genesis” z namysłem i pomysłem. Przede wszystkim skorzystali nie z aktualnego i popularnego tłumaczenia Starego Testamentu, lecz sięgnęli po nieco archaiczny – za to dużo ciekawszy – przekład Izaaka Cylkowa, pochodzący sprzed ponad stu lat. Tym zabiegiem idealnie wpisali się w oryginalny koncept Crumba – sięgnięcia do tekstów pierwotnych.

Tłumaczenie Cylkowa odbiega od popularnej wersji Biblii Tysiąclecia. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to nazwy i imiona, stopniowo też uważny czytelnik odkrywa inne drobne różnice. Ten zabieg zdejmuje z „Księgi” przytłaczające początkowo odium dzieła religijnego i ustanawia dystans między powieścią graficzną Crumba jako samoistnym tworem a jego literackim pierwowzorem. W ten sposób, mimo dokonania dosłownej translacji z języka literatury na język opowieści sekwencyjnej, podobnej do tej, której dokonał Sfar ilustrując przepięknie „Małego Księcia”, osiągnął autor nową jakość.

Warto też zwrócić uwagę na staranność edytorską i jakość wydania. Duży format komiksu został doceniony twardą oprawą, która ułatwia wygodne czytanie. Dobry papier i świetna jakość druku pozwoliły na idealne odtworzenie oryginalnych ilustracji, pozwalając odbiorcy cieszyć się każdym detalem specyficznej kreski Crumba.

„Księga Genesis” to bez wątpienia dzieło trudne. Warto podejść do niej z dystansem, zarówno ze względu na silnie religijny charakter oryginalnego tekstu, jak i na charakterystyczny styl graficzny autora. Bez wątpienia jednak jest to lektura pasjonująca i wciągająca.

Może z wyjątkiem chwil, kiedy wyliczane są rodowody wszystkich plemion Izraela, ciągnących się całymi stronami i pokoleniami.

Komiks:

Robert Crumb, „Księga Genesis”, Wydawnictwo Literackie 2010.

* Bartek Biedrzycki, członek redakcji „Kultury Liberalnej”. Specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów.

„Kultura Liberalna” nr 97 (47/2010) z 16 listopada 2010 r.