Grzegorz Brzozowski

Uśmiech Pol Pota, czyli złe sny dokumentalisty

Reportaż Petera Fröberga Idlinga nie jest kolejną relacją z „pól śmierci”, demaskującą grozę kambodżańskiego reżimu. Nie jest też traktatem oskarżycielskim ani nawet współczesną ekstremalną wyprawą do jądra ciemności w sercu egzotycznej dżungli. To raczej opowieść o samej ciemności – o tyle groźniejszej, że zdaje się ona z nami podróżować. Ciemności, w której można zabłądzić bez względu na to, gdzie się udamy. To rzecz o zbłądzeniu intelektualistów próbujących zrozumieć własne czasy – doświadczeniu, które staje się udziałem samego autora.

Głos Idlinga jest szczególnie ważny w momencie rozstrzygania prawdy o reżimie Czerwonych Khmerów: trwa jeszcze proces jego przywódców przed wspieranym przez ONZ międzynarodowym trybunałem.

Labirynt stylów

Reportaż Idlinga to opowieść imponująca pod względem stylistycznym. Autor tworzy panreporterski kolaż: przytacza fragmenty archiwalnych artykułów, audycji radiowych, filmów, baśni, a nawet własnych snów. Śmiało korzysta z wielogłosu świadków, czasami przypadkowych, czasami tych najwyżej postawionych w reżimie – stawiających mu zresztą największy opór. Budując swą opowieść, Idling potrafi skorzystać nawet z milczenia rozmówców, jak w wypadku okazanej przez Khieu Samphana znaczącej niechęci do wspominania reżimu, którego był prezydentem. Sama ideologia Khmerów podana jest wyłącznie przez slogany, wtykane co chwila w tok opowieści, niczym próba topornej indoktrynacji.

Za tym popisem formalnego kunsztu zdaje się kryć głęboka nieufność do oficjalnych, uładzonych narracji historycznych. Idling prześmiewa podręczniki z lat 70., pełne naiwnych opisów przyjaźni narodów. Który z języków okaże się zatem wystarczający do oddania prawdy o reżimie? Idling postanawia otworzyć się na bezpośrednie doświadczenie; wybrać się do kraju śladem wcześniejszych, także szwedzkich, podróżników. Czy jednak świadectwo własnych oczu, dołożone do wirtuozerskiej stylistycznej konstrukcji, wystarczy, by dotrzeć do sekretu osobowości Pol Pota i jego rzeczywistej roli w katastrofie Kambodży?

Kręte drogi Saloth Sara

Jednym z elementów konstrukcji Idlinga jest seria scenek z różnych etapów życia Saloth Sara (tak w rzeczywistości nazywał się Pol Pot). To sytuacje tym bardziej dramatyczne, że „prześwietlone historią”, oglądane z perspektywy całości biografii dyktatora. Z pozoru nieznaczne zdarzenia nabierają nieoczekiwanie wielkiej wagi. Wyprawa do powojennego Paryża i zakup kilku książek Kropotkina u nadsekwańskich bukinistów (mimo kiepskiej znajomości francuskiego) przyczynią się później do przeistoczenia nieśmiałego studenta w dyktatora. Przypadkowo napotkany w drzwiach kamienicy lokator stanie się jego prawą ręką, a ostatecznie – ostatnią ofiarą umierającego Pol Pota.

Zło stąpa w biografii przyszłego wodza drobnymi krokami. Trudno dociec, co mogło ostatecznie zaważyć o kierunku jego politycznych namiętności. Czy Saloth Sar wyrósł na rewolucyjne zwierzę polityczne wśród paryskich kawiarni, czy może na obozie wakacyjnym, przy budowie autostrady pod Zagrzebiem? A może zaważyło odrzucenie jego zalotów przez kochankę jednego z notabli systemu, który Czerwoni Khmerzy następnie obalili?

Losy Pol Pota to również historia walki o władzę, w którą uwikłanych jest znacznie więcej postaci: od Mao Tse-Tunga (głównej inspiracji polityki Pol Pota), przez Henry’ego Kissingera (który zdecydował o bombardowaniu Kambodży w ramach akcji przeciw Wietkongowi), po księcia Sihanouka – ubóstwianego przez lud i ujmującego zachodnie elity władcy Kambodży. Czy gdyby ten ostatni nie sfałszował wyborów i nie rozpoczął prześladowania maoistów, historia mogłaby potoczyć się inaczej?

Idling sugeruje, że dzieje tragedii Kambodży mają wielu autorów. By zbliżyć się do prawdy o niej, nie wystarczy osądzenie czołowych polityków odpowiedzialnych za ideę kolejnego nieudanego skoku do królestwa wolności. Nie uda się jej zrozumieć bez znajomości napięć polityki zagranicznej ówczesnych mocarstw, korupcji wcześniejszych kambodżańskich ustrojów czy poznania działania lokalnej administracji Khmerów, zawyżającej wyniki planów, by przypodobać się wodzowi.

Gdzie zatem tkwi prawda o reżimie Kampuczy? Czy pytanie o winę można rozstrzygnąć bez znajomości chociażby dokładnej liczby ofiar, których nazwiska „mogłyby wypełnić prawie 13 i pół tysiąca stron takich jak ta albo 34 książki takich rozmiarów jak ta”? Ile czynników należy uwzględnić, które z nich można zrozumieć?

Idling nie udziela łatwych odpowiedzi. „Cisza w krajobrazie. Nieobecność ruchu. Tam, za horyzontem, przekręcił się klucz i powoli, z mozołem, mechanizm poszedł w ruch”. Autor decyduje się skupić na wątku mu najbliższym – pytaniu o część odpowiedzialności za tragedię Kambodży, jaka spoczywa na zachodnich intelektualistach. Również na nim samym.

Uwikłanie lekkomyślnego umysłu

Rola zachodnich intelektualistów zaznaczyła się nie tylko w paryskich doświadczeniach grupki przyszłych władców Kampuczy. Znacznie bardziej porusza Idlinga wątek „pewnej szwedzkiej podróży przez Kambodżę Czerwonych Khmerów”. To historia o wyprawie grupki szwedzkich intelektualistów, przedstawicieli Towarzystwa Przyjaźni Szwedzko-Kampuczańskiej (w tym pisarza Johna Myrdala), do kraju Pol Pota w 1978 roku. Efektami tej „podróży przez masowy mord” okazał się opatrzony optymistycznym, autorytarnym komentarzem film dokumentalny, książka oraz płyta z kambodżańską muzyką rewolucyjną. „Kampucza wygląda jak Kambodża. Żadnych śladów piekła, które powinno się wyczuwać gdzieś tam, tuż obok, zaraz za”.

Lista łatwowiernych jest jednak dłuższa, wykracza poza grupę samych uczestników wyprawy. W niewinność Kampuczy uwierzyła chociażby Birgitta Dahl, przewodnicząca szwedzkiego parlamentu, czy Noam Chomsky, który ze sceptycyzmem odrzucił zeznania świadków-uciekinierów z Kambodży na rzecz oficjalnych komunikatów reżimu. Jak mogło do tego dojść? Czy postaci te okazały się ofiarami zimnowojennego dylematu – wyboru między dwoma mocarstwami – który próbowali rozwiązać przez solidaryzowanie się z krajami Trzeciego Świata? Czy też chodzi o trwalszy syndrom lekkomyślności zachodnich intelektualistów, wodzonych na pokuszenie przez totalitarne systemy?

I na te pytania Idling unika jednoznacznych odpowiedzi. Dla niego samego przykład jego uwiedzionych poprzedników staje się przede wszystkim podstawą do podania w wątpliwość własnej ostrości widzenia. Na jakiego rodzaju niesprawiedliwość może być sam obecnie niewrażliwy? Jak za kilkadziesiąt lat zostanie oceniona jego podróż do współczesnej Kambodży? Idling wylicza szereg możliwych zarzutów, jakie mogą nas czekać od przyszłych pokoleń: kwestie światowego głodu, niewolnictwa seksualnego czy konfliktu w Tybecie.

Niesprawiedliwość może mieć zresztą znacznie bardziej banalne oblicze, pojawiać się niemal niezauważona. Dobrym przykładem jest scenka ze współczesnego Phnom Penh, stolicy nieopanowanej korupcji i motoryzacyjnej anarchii. Dziewczynka w szkolnym mundurku z trudem podnosi się z ulicy po zderzeniu z luksusowym jeepem, jej rower miażdżony jest pod kołami obojętnego kierowcy, żaden z przechodniów nie reaguje. Idling, także szwedzki podróżnik w Kambodży, próbuje niejako odpokutować pochopność ocen swych poprzedników. Sam częściej przyznaje się do bezradności, niż ucieka się do łatwych recept, częściej błądzi, niż eksploruje. Uśmiech Pol Pota pozostaje niezgłębiony, wymyka się prostym opisom. Wisi nad współczesnym dokumentalistą jak wyrzut i wyzwanie.

Książka:

Peter Fröberg Idling, „Uśmiech Pol Pota (o pewnej szwedzkiej podróży przez Kambodżę Czerwonych Khmerów)”, Wydawnictwo Czarne, 2010.

* Grzegorz Brzozowski, członek redakcji „Kultury Liberalnej”. Doktorant w Instytucie Socjologii UW, student kursu dokumentalnego w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy.

„Kultura Liberalna” nr 97 (47/2010) z 16 listopada 2010 r.