Magdalena M. Baran
Szkic do czwartej Piety
Nie dźwigniesz Matko swego Syna
Ja nie oddzielę Go od skały
Już nie mam zresztą dłut
Proch się o Niego upomina
A tak jest ciężkie Jego ciało
Jak ciężki bywa trup
Jacek Kaczmarski, „Stary Michał Anioł
i Pieta Rondanini”
Maria o dwóch twarzach. Pierwsza wyraźna, zafrasowana Mater Dolorosa, starsza niż oblicze znane z Piety Watykańskiej. Symbol młodości wiecznej odwiązany od swego dziewczęctwa, kobiecy, z życiem zżyty, cierpieniem znaczony. Twarz ku niebu odwrócona… z oczekiwaniem czy skargą? Właściwie pół twarzy, odkąd dłuto starego Michała Anioła odkryć musiało, iż blok kamienny inną kryje tajemnicę, obraz inny, co na świat wydobyć trzeba. I oto twarzy pół. Tuż pod nią, jakby pod maską ukryta twarz druga. Bez wyrazu jeszcze, jakby szkic do wiecznie kończonego naszą wyobraźnia portretu, twarz zmarszczkami uderzeń dłuta naznaczona, niewygładzona, niedopisana. Prawdziwsze może oblicze chwili rozpaczy, co nawet w nadziei, wierze, co góry przenosić miała, cierpieniem znaczy do końca dni. Trwa, pozornie tylko niedokończona, świadcząc o poszukiwaniu geniusza.
Maria bezpalca, ciało ciężkie stojącej podtrzymać trudno. Wysuwa się, obsuwa, siłą jej czy siłą własną ziemi się trzyma, by raz kolejny nie upaść. Bezwładne pozornie, jakby ostatkiem ukrytych gdzieś sił nie pozwala kobiecie pogrążyć się w rozpaczy. Byle nie upadła, płaczem zanosić się nie musiała, głowy sypać prochem ziemi w rozpaczy nie trzeba. Wszak po męce czas już niedługi. Trzy krótkie dni, po których życie się wyjaśni. A przecież stać tak będzie, w pozycji innym pietom obcej, nawet do końca świata. Nie jak Madonna, której radość zwiastowano, miecz co duszę przeniknie prorokowano, co w sercu rozważała, drżała, kochała… Nie jak Madonna. Jak Matka.
Ciało syna nieopisane. Nogi gotowe, ukończone, gładkie, silne, z zarysami poszczególnych mięśni. Stężałe po drodze trzydziestotrzyletniej, po drodze na Golgotę, po męce. Śmiercią nabiegłe. Ręce… Pierwsza, nie wiedzieć czemu, pozostawiona z poprzedniej jeszcze wersji, z poprzedniego pomysłu, z innego czucia i śnienia kamienia. Pozostałe ręce dłutem biczowane, do tyłu opadłe w bezsile, gdzie skrywa je kamienna szata matki. Ciało nieposłuszne jeszcze artyście, co z czasem przegrał, w bloku białym szukając śladów boskiej męki. Bo dłoń, w starości, służyć już nie chce. Czas więc dla innych. Marmur posłuszny pracy wieloletniej, choć drwić się nieco zdaje ze starego mistrza, tajemnic swoich skąpi, przez lat czternaście niejako na raty je odkrywa, powierza. Byle nie odsłonić zbyt wiele, pozostać w chwili niedopowiedzenia, zawieszenia, gdzie śmierć więcej nada mu sensu niż kolejny odłupany kawałek kamienia, wygładzanie, wykańczanie… Inna o cierpieniu pamięć tego kamienia.
Praca krok po kroku. Wiara talentu w kamień silniejsza niż śmierć artysty, który ponad wszystko zdawał się ukochać niedokończone, niedopieszczone dzieło. Najznamienitsze? Szkic pełen tajemnic, do których klucze, opowieści, odpowiedzi musimy dopisać sobie sami. Warsztat starego Michała Anioła otwarty, wyczekujący byśmy w kamieniu dostrzegli odwieczne ścieżki nieopisywalnego cierpienia, miłości, rozpaczy i skargi.
Rzeźba:
Michelangelo Buonarroti, „Pietá Rondanini” (marmur, 1564, dzieło uznawane za niedokończone), Castello Sforzesco, Mediolan.
* Magdalena M. Baran, koordynator Instytutu Obywatelskiego, stale współpracuje z Kulturą Liberalną. Przygotowuje pracę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 98 (48/2010) z 23 listopada 2010 r.