Dodajmy, że nie chodzi tu o tradycję ściśle lokalną, ale o pewien idiom „muzyki korzeni”, globalnie postrzegany jako całkiem fajny (ang. cool) i budujący nastrój o zabarwieniu artystycznym. Idiom ów łatwo może wymknąć się zbyt ścisłej definicji. Jego dźwiękowych akolitów poznamy jednak bez trudu po pewnych cechach szczególnych, takich jak zamiłowanie do miękkiego swingowania, mamrotanie à la bossa nova, cieniowanie à la tango, skale żydowsko-bałkańsko-cygańskie i domniemany – bądź rzeczywisty – bandoneon na drugim planie. Ciekawe, że ów dobronastrojowy muzyczny letarg (hiszp. siesta) oddziałuje także na gatunki, zdawałoby się, oddzielone od rzeczywistości hermetyczną ścianą konwencji – mam tu na myśli czcigodną klasykę.
Przykład owego oddziaływania znaleźć można na ostatniej płycie Magdaleny Koženy „Lettere Amorose” w postaci utworu „Caravanda Ciacona” Luisa de Briçeño, nagranego przez zespół Private Musicke pod kierunkiem Pierre’a Pitzla. Grupa bazuje rzeczywiście na owym „tradycyjnym” brzmieniu przetransponowanym na czysto akustyczny skład instrumentów powszechnie postrzeganych jako klasyczne.
W książeczce do albumu Koženà tłumaczy, że chce wrócić do czasów, gdy nie było oficjalnego podziału na klasykę i rozrywkę, a wszystkich inspirowały te same melodie. Udaje jej się to znakomicie. Zestawu piosenkarskich hitów epok minionych (piosenkarskich: bo jest melodyjnie i krótko, jak na liście przebojów) słucha się z przyjemnością. Czeska śpiewaczka składa swym albumem barokowy ukłon współczesnej kulturze muzycznej globalnej wioski. Czyni to z wielkim wdziękiem, a to mało komu się udaje.
Płyta:
„Lettere Amorose”
Magdalena Koženà mezzosopran
Private Musicke
Pierre Pitzl dyrygent
Deutsche Grammophon 2010