Ruta Śpiewak
Tak trudno nadrobić braki w tradycji. Słowo o kapitale społecznym
Tak wiele mówi się w Polsce o znaczeniu kapitału społecznego, o tym, że jest on impulsem dla rozwoju gospodarczego, poprawy jakości życia. Dowodzili tego Putnam, Coleman i wielu innych. Sama uczestniczę w badaniach programu LEADER, którego jednym z kluczowych celów jest podnoszenie poziomu kapitału społecznego na polskiej wsi. Instynktownie czułam, że zaufanie, współpraca, uczestnictwo w różnych inicjatywach są tym, co czyni życie łatwiejszym, przyjaźniejszym i – co ważne – wspomaga rozwój gospodarczy. W praktyce jednak widziałam niewiele przejawów owego słynnego kapitału społecznego, aż pewnego dnia zawitałam do małego, pięknego miasteczka akademickiego w USA. Mieszkając tam, zobaczyłam, że to, o czym tyle się pisze, czego się szuka, próbuje mierzyć, wspierać i budować, tam po prostu jest. I to od dawna. Ludzie sobie nawzajem ufają, instytucje ufają obywatelom, a mieszkańcy chętnie działają wspólnie. Czasem ich działania są poświęcone rzeczom zupełnie prozaicznym, a czasem naprawdę wielkiej wagi.
Zaraz po przyjeździe do miasteczka wrzuciłam pieniądze do złego parkometru i dostałam mandat za brak opłaty za parkowanie. Poszłam do urzędu miasta i powiedziałam, jak się rzecz ma, że się pomyliłam. Gdy po złożeniu oświadczenia, bez świadków, zdjęć i innych form udowadniania mojej niewinności, anulowano mi mandat, byłam bardzo zdziwiona. Pytałam amerykańskich znajomych, jak to możliwe; oni, zaskoczeni moim pytaniem, odpowiadali, że przecież gdybym była winna, to bym nie poszła upominać się o swoje. Gdy otrzymaliśmy bardzo dużą i cenną przesyłkę, a nie było nas w domu, listonosz przykleił wielką kartkę na drzwiach, że przesyłkę zostawił w garażu, choć garaż mógł otworzyć każdy. Wielka paka czekała na nas w kilka godzin później tam, gdzie ją zostawił. Wiele razy w ogródku, który nie miał żadnego płotu, zostawiałam rower, wózek, zabawki. Kiedy musieliśmy przepisać rachunek za prąd na swoje nazwisko, wystarczył jeden telefon do elektrowni. Sytuacji, kiedy widziałam, że ludzie sobie wzajemnie ufają, a dane słowo stanowi wartość również w sytuacjach biznesowych, było wiele. Zaufanie i dobra wola powodują, że oszczędza się czas, pieniądze i po prostu łatwiej się żyje. Wynikające z zaufania poczucie bezpieczeństwa i wzajemnej życzliwości są z pewnością impulsem rozwojowym. Brak krat, płotów, bram i innych form odgradzania się od innych nie tylko dobrze wpływa na estetykę, ale też wzajemne relacje.
Czy to, że te sytuacje mnie dziwią, wynika z tego, że urodziłam się w kraju, dla którego historia nie była łaskawa, dlatego, że jesteśmy biedniejsi? Dlaczego nie uśmiechamy się do siebie w autobusie, tylko syczymy na siebie? Dlaczego dla ekspedientki w sklepie wszystko jest problemem? Dlaczego tam zaczepiano mnie na ulicy, by powiedzieć mi, że mam śliczne dzieci, a tu po to, by powiedzieć, że źle je ubieram i one marzną? Będąc tam, zdałam sobie sprawę, że wychowałam się w świecie, w którym muszę być ciągle ostrożna i na każdym kroku, szczególnie w kontaktach z urzędami i władzą, udowadniać swoja niewinność.
Czy wystarczy, że wzrośnie poziom naszej zamożności, byśmy stali się bardziej serdeczni dla siebie, a mniej podejrzliwi? Wiem: lata tradycji, którą chwalił już Tocqueville, zobowiązują. Dysproporcje finansowe między Polską a USA są duże, ale czy tylko to leży u podstaw naszej codzienności nacechowanej wrogością i budowaniem coraz wyższych murów?
Tam nie można składać papierów na studia bez wykazania, że działa się społecznie, że robi się coś dla innych, że interesuje się również sprawami pozaszkolnymi. I myślę, że to właśnie przez szkolę i przedszkola możemy zacząć coś zmieniać. Niech wartością, równie ważną jak nauka języków obcych, będzie edukacja do zaufania, do działania. Uczmy – nawet zmuszajmy – dzieci, by robiły coś razem, na rzecz swojej okolicy, biednych, nawet w błahych sprawach. Uczmy, że uśmiech i dobre słowo otwierają wiele drzwi, mogą zmienić rzeczywistość. Ośmieszany amerykański brak wiedzy o geografii i świecie łatwo uzupełnić – o wiele łatwiej niż naszą wrogość, niechęć do obcych i ogólne społeczne lenistwo.
* Ruta Śpiewak, socjolog.
„Kultura Liberalna” nr 101 (51/2010) z 14 grudnia 2010 r.