Paweł Timofiejuk
Komiks, na który wszyscy czekają!
Tak to już w Polsce jest, że mimo braku rynku komiksowego z prawdziwego zdarzenia, istnieje na nim jedna pozycja, na którą wszyscy czekają. W ostatnich latach – po tym, jak dogoniliśmy oryginalny cykl publikacji – czekają mniej więcej raz do roku. I to nie tylko ci czytujący komiksy na co dzień, ale także masy przygodnych czytelników. Tak, tak, mówię o Thorgalu.
Tym razem przyszło nam jednak czekać aż dwa lata. Były to dwa lata głodu i posuchy – bez ukochanego komiksu Polaków, bez naszej niepolskiej narodowej dumy – czekania na to, by zobaczyć znowu Mistrza w akcji i pławić się w rysunkach Rosińskiego. Wielu użytkowników forów komiksowych z radością będzie mogło w końcu znów napisać parę stron komentarzy na forach, na temat. Tym razem jednak dostaliśmy podwójną dawkę Thorgala, a właściwie tandem – Thorgala i Kriss de Valnor.

Natomiast sam Rosiński będzie dalej eksperymentował z malowaniem głównej serii, co moim zdaniem, wbrew twierdzeniu innych, ma znacznie większy wpływ na jej odbiór niż scenariusz. A jako że ręki na Mistrza podnieść nie wolno, to doszukujemy się mankamentów w poczynaniach scenarzysty – Sente winny jest tylko tego, że tchnął powiew świeżości w serię, którą van Hamme chciał zamordować. Tandem Sente/Rosiński sprawdza się jak najbardziej, a to dlatego, że Thorgal nie jest już tym młodzieńcem sprzed kilkunastu tomów, którego gnało ku przygodzie. Bardziej jawi się jako dojrzały ojciec – jak większość czytelników serii – a ten młodzieńczy pęd za przygodą ma reprezentować mocne wejście postaci syna, Jolana. Niestety to równoległe zestawienie przygód obu postaci i zachowanie dotychczasowej objętości poszczególnych tomów sprawia, że wydają się one rozwlekłe i wyrywają nas z lektury w najciekawszym momencie, w samym środku wydarzeń. A tego czytelnik nie lubi i przez to psioczy.

O treści obu tomów nie ma co mówić, bo każdy zapozna się z nią sam, ale warto wspomnieć o humorystyczno-propoagandowym dymku ze strony 34, który wprowadza nas w klimat Unii Europejskiej na łamach tego średniowiecznego komiksu. Cóż, nawet tutaj integracja wywiera wpływ na treść opowieści.
Thorgal to seria, która stanowi o bycie komiksu w powszechnej świadomości odbiorców kultury w Polsce. Dlatego też wielu na niego czeka i cieszy się jak dzieci z nowych tomów. Warto więc po obecnej lekturze uzbroić się w kolejną porcję cierpliwości i przygotować się na potrójne uderzenie w 2011 roku, bo – mimo narzekań – wciąż warto oddać się tej niezobowiązującej rozrywce.
* Paweł Timofiejuk, politolog i wydawca komiksów.
„Kultura Liberalna” nr 101 (51/2010) z 14 grudnia 2010 r.