Bartek Biedrzycki

Mimo wszystko nastanie poranek. O mandze „Osiedle Promieniste” Inio Asano

Wydawnictwo Hanami poszło za ciosem i wprowadziło na polski rynek kolejną mangę Inio Asano – autora bardzo dobrze przyjętego „Solanina”, o którym już na tych łamach pisałem. W tamtej publikacji mangaka zapuścił się w grożące popadnięciem w banał i kicz rejony opowieści obyczajowej i pokazał, że jest nie tylko sprawnym i ciekawym twórcą, lecz także bystrym obserwatorem i ciętym komentatorem rzeczywistości. W wydanej niedawno mandze „Osiedle Promieniste” Asano potwierdza te obserwacje na swój temat. Zapracowuje też na kolejny laur jako twórca obyczajowy.

Tomik reklamuje nieco sensacyjna informacja o pewnym osiedlu, na którym wzrasta liczba samobójstw. Temat tyleż ciekawy, co brukowy, w Japonii zresztą ponoć dość popularny. Fanom mangi musi niezwłocznie przywieść na myśl inne bardzo znane dzieło gatunku, czyli „Domu”, stworzone bez mała 30 lat temu przez Katsuhiro Otomo. Tam przyczyną samobójstw był pewien psychopatyczny psychotronik. W przypadku Asano żadne siły nadnaturalne się nie pojawiają, tu również jednak za licznymi samobójstwami stoi jedna osoba. Na tym jednak podobieństwa między obiema mangami się kończą.

Trudno jest mówić o „Osiedlu” bez zdradzania przynajmniej części jego treści. Byłoby to karygodne, bo właśnie na pozornie prostej intrydze zasadza się cała misterna konstrukcja albumu, podzielonego na kilka mniejszych segmentów, z których każdy wydaje się osobną nowelką (pod pewnymi względami tak zresztą jest).

Zbiór rozpoczyna prolog, wprowadzający czytelnika na Osiedle Promieniste – krótka etiuda, operująca głównie atmosferą.

Pierwsza z właściwych historii to opowieść mangaki, zbierającego materiał do nowego komiksu. Można z dużą dozą pewności przyjąć, że to autobiograficzna opowieść Asano – potwierdzają to zresztą jego uwagi na końcu tomu. Mimo że prolog wydaje się oderwany od głównego korpusu opowieści, faktycznie wprowadza czytelnika w swoisty nastrój i naprowadza go na niektóre dalsze tropy.

Głównym fragmentem tej opowieści jest historia chłopca z blokowiska. Niektórzy mogliby skrzywić się na taki dobór określenia, uważam jednak, że jest ono kwintesencją problemu młodego bohatera. Mimo ekskluzywności i wysokiego standardu, Promieniste pozostaje luksusowym gettem, w którym przede wszystkim rozpadają się więzi społeczne. Nastoletni Tasuku i jego niewiele starsza przyjaciółka to w zasadzie bezpańskie dzieci, szukające u siebie nawzajem, nieco po omacku, ciepła i przywiązania, którego żadne z nich nie znajduje w domu. Najważniejsza część ich dni upływa na pobliskim przystanku, na którym się spotykają.

Dalsza, dwuczęściowa historia, łączy się z pierwszą tylko za pośrednictwem jednego z bohaterów. Właśnie owo powiązanie między na pierwszy rzut oka zupełnie niezależnymi opowieściami – ba, między historiami, które mają całkowicie odmienny wydźwięk i niepodobną atmosferę – sprawia, że czytelnik musi spojrzeć na autora z pewnym podziwem.

To dzięki niemu dostrzegamy bowiem, że konstrukcja „Osiedla Promienistego”, zbudowana niejako z modularnych elementów fabuły, zasadza się na prostej konstatacji, że nic nie jest takie, jakim by się wydawało. Zaś każdy człowiek, zdarzenie i sytuacja mają wiele cech, aspektów i przeciwstawnych stron, w zależności od kontekstu i sytuacji, a także (może przede wszystkim) w zależności od punktu widzenia obserwatora akcji.

Mówiąc mniej bełkotliwie: ludzie, którym współczuliśmy i których polubiliśmy, okazują się bydlętami. Pogardzane, wypalone istoty nagle zyskują znamiona człowieczeństwa. Źli okazują się kuriozalnie dobrzy, godni uwagi i wielkiego współczucia, gdy nagle los obraca się przeciw nim.

Asano żongluje nastrojami i sympatiami czytelnika zręcznie, nieprzewidywalnie i niezwykle subtelnie. Podczas czytania niemal z zaskoczeniem łapałem się na tym, że mój stosunek do niektórych sportretowanych przez autora osób zmieniał się nie tylko diametralnie, lecz także bardzo gwałtownie – i zawsze była to zmiana uzasadniona.

Całość podsumowuje mocno surrealistyczny epilog, zahaczający niemal o „Strefę Mroku”. W pewien sposób uzupełnia on – przez kontrę – prolog. Coś się zaczyna i coś się kończy.

W tym miejscu muszę powtórzyć jeszcze raz moją opinię, którą dzieliłem się już przy „Solaninie” i we wstępie do tego tekstu. Inio Asano to prawdziwy mistrz historii obyczajowej. Jego zwodniczo proste nowele okazują się w istocie warsztatowym popisem nie tylko od strony graficznej, lecz przede wszystkim scenariuszowej. Wraz z każdą stroną ujawnia się maestria misternie utkanej, skomplikowanej tkanki opowieści oraz boleśnie celne obserwacje, przeniesione wprost z prawdziwego świata i przerafinowane przez wrażliwość autora.

„Osiedle Promieniste” to bardzo poważny kandydat do tytułu komiksu roku – nie tylko w moim osobisty rankingu. Cieszy również intuicja wydawnictwa Hanami, która pozwoliła, po świetnym Taniguchim, zaprezentować polskim czytelnikom kolejnego doskonałego japońskiego twórcę. Teraz wypada już tylko zadać pytanie, czy następny w kolejce jest „Punpun”?

Komiks:

Inio Asano, „Osiedle Promieniste”, Wydawnictwo Hanami, Warszawa 2010.

* Bartek Biedrzycki, specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 103 (53/2010) z 28 grudnia 2010 r.