Grzegorz Brzozowski
Nadżib Mahfuz na placu Tahrir. Opowieść nowego Kairu
Można sobie jedynie wyobrazić głos, jaki w debacie intelektualistów na temat wydarzeń ostatnich tygodni na placu Tahrir mógłby zabrać Nadżib Mahfuz, świadek dwóch innych egipskich rewolucji: tej z 1919 i 1952 roku. „Egipt obudził się jako nowy kraj. Tłumy zbierały się na placach gotowe do walki, wyrzucając z siebie długo skrywany gniew […]. Obudziła się świadomość narodu i wstrząsnęła doliną Nilu” – te słowa, opisujące rewolucję, którą sam Mahfuz oglądał jako siedmiolatek, brzmią dziś zadziwiająco aktualnie. Zmarły przed kilku laty egipski noblista z 1988 roku daleki był od wychwalania reżimu Mubaraka – opresji relatywnie tylko lżejszej według niego niż reżimy Sadata czy Nasera. Nie był też zwolennikiem Bractwa Muzułmańskiego (poróżnił się z jego aktywistą, Sayyidem Qutbem) czy jakiejkolwiek postaci fundamentalizmu. Niechęć ta była zresztą odwzajemniona: w 1984 roku Mahfuz padł ofiarą ataku radykalnych islamistów – swój sprzeciw wobec fatwy wydanej na Salmana Rushdiego przypłacił trwałym paraliżem dłoni. Jego głos mógłby być zatem szczególnie istotny w dyskusji na temat religijnego charakteru wydarzeń ostatnich tygodni na placu Tahrir.
Pytanie o rodzaj religijnego impulsu, stojącego za egipską rewoltą, podszyte było najczęściej obawą przed przejęciem schedy po Mubaraku przez radykalnych islamistów, zdolnych zakłócić proces demokratyzacji Egiptu. Część komentatorów sprzeciwiła się tej opinii, wskazując na niejednoznaczność radykalizmu Bractwa Muzułmańskiego, które według Tariqa Ramadana (wnuka założyciela Bractwa) przez lata swego istnienia coraz bardziej zbliżało się do uznania procedur demokratycznych. Slavoj Žižek z kolei wyrażał podziw dla momentu otwarcia struktury społecznej, widząc w nim ucieleśnienie zasadniczo świeckiej tradycji manifestowania przez lud pragnienia wolności. Nadużyciom tego potencjału przez islamistów, czyli powtórzeniu dynamiki rewolucji irańskiej, może według niego zapobiec uzupełnienie egipskiej sceny politycznej o przedstawicieli świeckiej lewicy.
Na tle głosów określających Tahrir jako pole możliwych działań fundamentalistów lub przeciwnie – jako emanację wyłącznie świeckiej sfery publicznej – głos Mahfuza odsłania inne sposoby funkcjonowania religijności w kontekście zmiany społecznej: równie dalekie od fundamentalizmu jak i bierności. Mahfuz nie zdyskredytował religii jako elementu egipskiej tożsamości i czynnika społecznej emancypacji, czego wyrazem jest jego wizja wydarzeń z 1919 roku zawarta w najsłynniejszym dziele noblisty, „Trylogii Kairskiej”. W przywołanych w nim protestach, które doprowadziły do zrzucenia przez Egipt angielskiego protektoratu, niebagatelną rolę odegrała religia – w rozmaitych odcieniach zaangażowania widocznych podczas nieoczekiwanej mobilizacji, która wyrwała z letargu Egipcjan po uwięzieniu przez Anglików przywódcy ruchu niepodległościowego, Sada Zaghlula. Środowisko kairskich kupców, wśród których toczy się akcja powieści, to grupa raczej „piątkowych muzułmanów”, godzących na co dzień formalną religijność z rozpustnym trybem życia. Włączają się jednak w podpisywanie petycji czy zbieranie funduszy na protestujących, powodowani religijnym impulsem – w chwilach zwątpienia pocieszenie przynosi im przekonanie o trwałej opiece Allacha: „słowo »Bóg« przyciągnęło ich jak biegun magnetyczny, zebrało ich błądzące i rozproszone z rozpaczy myśli”.
Konserwatywna religijność powstrzymuje wprawdzie ich samych od wyjścia na ulice, nadaremnie próbują jednak uchronić przed tym swych dorastających synów, którzy swoje zaangażowanie także uzasadniają religią – wykraczającą wszakże poza tradycyjne rozumienie. Fahmi, niemal dwudziestoletni syn jednego z kupców, nie zgadza się przysiąc przy ojcu na Koran, że wycofa się z protestu. Nie pomagają też amulety i modlitwy znajomego szajcha Muttawalego; Fahmi przekonany jest, że realizuje swoistą religijną powinność, angażując się w rozprowadzanie ulotek czy udział w demonstracjach. „Tak, w ostatnich czterech dniach prowadził intensywne życie w ukryciu, życie, o jakim śnił, podniosłe, czyste, pełne poświęceń, oddane całkowicie i dobrowolnie czemuś wspanialszemu, cenniejszemu i ważniejszemu niż ono samo […]. Dąży do światła, poddaje się woli Bożej, czuje się otoczony i wypełniony boskością. Życie przestało się liczyć”. W gotowości do poświęcenia się sprawie Fahmi daleki jest wszakże od samobójczych inicjatyw znanych z repertuaru dzisiejszych fanatyków; jedyne, na czym mu zależy, to dowiedzenie swego bohaterstwa w mężnym wytrwaniu wśród tłumu demonstrujących. To postawa radykalnej ofiarności, dla której nie trzeba szukać inspiracji tylko w islamie – wzorem dla Fahmiego jest zresztą postać Joanny d’Arc.
Otwarta, ofiarna i solidarna postawa religijna przewijała się także wśród zdjęć i doniesień z Tahrir; plac okazał się miejscem otwartym nie tylko na przedstawicieli Bractwa Muzułmańskiego. Zdumieniem mogła napawać postawa koptyjskich chrześcijan, którzy przybyli tu protestować mimo zachowawczego stanowiska swego przywódcy, patriarchy Szenudy III, w kilka zaledwie tygodni po ataku terrorystycznym na kościół w Aleksandrii; to nie islam jako taki, ale reżim Mubaraka oskarżali o bycie podłożem wzrostu napięć między religiami. Festiwalowej atmosferze na Tahrir zdawał się odpowiadać opisany przez Victora Turnera stan rytualnej, emocjonalnej jedności, communitas, której znaczenie dla solidarności społecznej w porządku, jaki dopiero ma się wyłonić, trudno jest przecenić. To wszakże jedność, która nie zaciera zróżnicowania uczestników protestu. Jak donosił z Kairu dla „Gazety Wyborczej” Tomasz Bielecki, Koptowie zaangażowali się w ochronę żywym łańcuchem modlących się w piątek muzułmanów; ci z kolei mieli odwdzięczyć się tym samym podczas organizacji niedzielnej mszy na placu. Jak donosił „The Brunei Times”, na jednym z transparentów pojawiło się hasło „Muzułmanie + Chrześcijanie = Egipt”. „Jeśli chce się poruszyć czymś ludzi, musisz znaleźć ich wrażliwy punkt, a w Egipcie nic nie porusza ludzi tak bardzo jak religia. Co sprawia, że rolnicy pracują? Religia. Dlatego też trzeba ją interpretować jako otwartą […]. Religia zamkniętych umysłów to przekleństwo”, mówił Mahfuz w 1992 roku w wywiadzie dla „Paris Review of Books”. Okazuje się, że nie tylko fundamentalizm jest w stanie porywać masy do obywatelskiego zrywu. Pomiędzy Bractwem Muzułmańskim a radykalnie świecką sferą publiczną istnieje w Egipcie przestrzeń na wyrażanie obywatelskich nastrojów zmobilizowanych przez religijne emocje: w opowieści dzisiejszego Kairu okazał się nią być plac Tahrir.
* Cytaty z „Trylogii Kairskiej” za: „Opowieści starego Kairu”, Nadżib Mahfuz, przeł. Jolanta Kozłowska, PIW, Warszawa 2005.
** Cytaty z Nadżiba Mahfouza za: http://www.theparisreview.org/interviews/2062/the-art-of-fiction-no-129-naguib-mahfouz
*** Grzegorz Brzozowski, członek redakcji „Kultury Liberalnej”. Doktorant w Instytucie Socjologii UW, student kursu dokumentalnego w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy.
„Kultura Liberalna” nr 110 (7/2011) z 15 lutego 2011 r.