Jan Mencwel
Zegarmistrz świata. Amin Maalouf o „rozregulowaniu” cywilizacji
Kiedy tylko stajemy się świadkami niespodziewanych przewrotów politycznych, dowiadujemy się także, że „ktoś już to wszystko przewidział”. Przy całym dramatyzmie ostatnich wydarzeń w Egipcie i Tunezji, trudno wciąż mówić o „przewrotach” – nie sposób bowiem ocenić, czy przyniosą one trwałe zmiany społeczne, czy jedynie kosmetyczne przetasowania na szczytach władzy. Można za to pokusić się o wskazanie człowieka, który „to wszystko przewidział”, a przynajmniej doskonale zrozumiał i objaśnił przyczyny obecnego kryzysu. To Amin Maalouf, libański pisarz żyjący i tworzący we Francji. Co ciekawe dla nas, Polaków, esej, który można uznać za „proroczy” – „Rozregulowany świat” – ukazał się u nas w styczniu 2011 roku, czyli dosłownie w przeddzień dramatycznych wydarzeń na placu Tahrir.
Moim głównym pragnieniem jest tak dobrać słowa, aby przekonać „współtowarzyszy podróży”, że okręt, na który wsiedliśmy, dryfuje na oślep po wezbranym morzu, bez kursu, celu i kompasu, i że potrzebne jest szybkie działanie, żebyśmy wszyscy nie poszli na dno.
O stylu i osobowości twórczej Amina Maaloufa wiele mówi powyższy fragment z pierwszych stron „Rozregulowanego świata” – pełnego pasji i poczucia misji eseju w całości poświęconego kryzysowi, jaki, zdaniem autora, ogarnął równocześnie dwa kręgi kulturowe: Zachód i świat arabski. To właśnie przekonanie o równoczesnym kryzysie, a nie jedynie o zaburzeniu wzajemnych relacji, wyróżnia myśl Maaloufa spośród wielu schematów, wciąż pokutujących w zachodnim sposobie myślenia o społeczeństwach krajów należących do strefy wpływów islamu.
Jeden z takich schematów – mit „zderzenia cywilizacji” – Maalouf osobiście rozbiera na czynniki pierwsze. Pokazuje, że w istocie każda z „cywilizacji” (jeżeli w ogóle można tu jeszcze mówić o spójności na taką skalę) ulega wewnętrznym tarciom i „zderzeniom”, i to one w dużo większym stopniu determinują ich relacje z innymi. Świat arabsko-muzułmański „zapada się w historyczną studnię”: zostawiony na bocznym torze demokratyzacji i modernizacji marzy, aby „zepsuć przyjęcie, na które nikt ich nie zaprosił”. Jednocześnie modernistycznie nastawione elity krajów takich jak Egipt, choć mogłyby, nie stają się naturalnymi sojusznikami Zachodu, który otwarcie wspiera dyktatury ze strachu przed powrotem fundamentalistycznych rządów. Strach ten doskonale widać było przy okazji wydarzeń w Egipcie: każda wiadomość o grupach modlących się podczas zamieszek witana była w Europie jako „sygnał ostrzegawczy”.
Grzechem Zachodu jest też, zdaniem Maaloufa, porzucenie swojego jedynego prawdziwego „towaru eksportowego”, czyli… demokracji. Pod wpływem doświadczenia Iraku coraz częściej słyszymy, że z góry skazane na porażkę są próby zaprowadzenia demokracji w społeczeństwach, które rzekomo „wcale jej nie potrzebują”. Zdaniem Maaloufa skrajnie paternalistyczne i uwłaczające jest przekonanie, że muzułmanie „nie chcą” demokracji – to my po prostu nie potrafimy im jej w odpowiedni sposób „sprzedać”. Zaś w obliczu rosnącej potęgi gospodarczej i militarnej krajów takich jak Chiny, demokracja staje się powoli naszą jedyną kartą przetargową na międzynarodowej arenie.
Na nieco ponad dwustu stronach Maalouf porusza ogromną ilość wątków – niektóre z nich fascynujące, jak np. historia mandejczyków, maleńkiej mniejszości religijnej od setek lat istniejącej na terenach Iraku i Iranu, dziś – wskutek tytułowego „rozregulowania” – zagrożonej wyginięciem. Ale jeśli coś można temu napisanemu z niezwykłą pasją esejowi zarzucić, to właśnie pewien nadmiar: skłonność autora do przeskakiwania z tematu na temat, mieszania sfer kultury, polityki, ekonomii i łatwego ferowania wyroków w sprawach dość złożonych. Strach pomyśleć, co by było, gdyby pokusić się o bardziej drobiazgową analizę zjawisk, z którymi nie raz pisarz gładko rozprawia się w kilku zaledwie akapitach. Nie należy jednak traktować „Rozregulowanego świata” jako naukowego wykładu czy skarbnicy wiedzy, choć erudycją autor mógłby obdzielić zapewne kilka opasłych tomów. Celem jest tu raczej trafianie do sumień, zarażanie empatią. Maalouf chce „bić na trwogę (…), wołać, że jest już za późno, ale nie jest za późno”.
Czy „Rozregulowany Świat” może trafić również do Polaków? Jeszcze rok temu zapewne nie miałby szans. Świat arabski to dla nas terra incognita i nawet widoczny w ostatnim czasie wzrost popularności reportażu i literatury faktu dziwnym trafem ominął swym zasięgiem tematycznym kraje Bliskiego Wschodu. Egipt czy Tunezja wciąż kojarzą nam się głównie z wakacyjnymi ofertami biur podróży – i nic dziwnego, pamiętamy przecież, który z czołowych polityków jeszcze rok temu mamił nas wizją egipskich plaż, na których „w 2020 roku muszą być miliony Polaków!”. Jednak w obliczu ostatnich wydarzeń można powiedzieć, że książka Maaloufa trafiła na idealny moment. Choć niepokoi fakt, że polskie elity władzy, mające przecież za sobą doświadczenie demokratycznej opozycji w PRL, nadal wykazują się ignorancją: jako jedni z niewielu w europejskiej czołówce (do której przecież aspirujemy) nie potępiliśmy publicznie przemocy wobec demonstrantów ze strony reżimu Mubaraka. Na wysokości zadania po raz kolejny nie stanęły również polskie media, które zajęte były przede wszystkim… losem polskich plażowiczów.
Warto spróbować wyjść poza tę „wakacyjną” perspektywę i zmierzyć się z pytaniami, które stawia Amin Maalouf. Prestiżowe literackie nagrody, które ma już na koncie (m. in. nagroda Goncourtów za „Skałę Taniosa” w 1993 oraz zeszłoroczna Nagroda Księcia Asturii), świadczą o tym, że jego głos jest słyszalny na Zachodzie. Polska, będąc pełnoprawnym członkiem europejskiej wspólnoty, nadal pozostaje krajem właściwie monokulturowym, a sformułowania takie jak „walka o dusze imigrantów”, mogą – choć nie powinny – wciąż brzmieć dla nas nieco abstrakcyjnie. Jednocześnie to właśnie my mamy za sobą autentyczną pokojową rewolucję, to my chcemy uchodzić za orędownika solidarności z innymi pokojowymi rewolucjami, jak te na Ukrainie czy w Gruzji, my też potrafimy wpłynąć na politykę UE wobec białoruskiego dyktatora. Ogarnia nas jednak pokusa popadnięcia w stan błogiej nieświadomości, gdy idzie o walkę o demokrację w krajach nieco tylko bardziej odległych. W tym kontekście nam także Amin Maalouf miałby zapewne do postawienia kilka gorzkich pytań.
Książka:
Amin Maalouf, „Rozregulowany świat”, przeł. Wojciech Prażuch, Czytelnik, Warszawa 2011.
* Jan Mencwel, redaktor kwartalnika „Kontakt”, współpracownik Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”, doktorant w Instytucie Kultury Polskiej UW.
„Kultura Liberalna” nr 111 (8/2011) z 22 lutego 2011 r.