Katarzyna Sarek
Szczęście na wiosnę
Żelaznym zwiastunem wiosny w Pekinie jest początek „dwóch zebrań” popularnie nazywanych Lianghui. Zwoływane co roku na początku marca obrady dwóch organów państwowych to najważniejsze wydarzenie polityczne Chin. Pierwszy z nich to Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych (OZPL), składające się z imponującej liczby 2987 delegatów (teoretycznie najwyższy organ władzy państwowej – praktycznie posłuszny wykonawca woli Politbiura). Drugi, mniej znany, ale podobnie liczny i mający niebagatelny wpływ na losy państwa, to Ludowa Polityczna Konferencja Konsultatywna Chin – instytucja doradcza o niesprecyzowanym zakresie praw i obowiązków. Podczas dwóch tygodni obrad delegaci wspólnie przedyskutują projekty nowych ustaw, a zatwierdzając najnowszą pięciolatkę na lata 2011-2015, zadecydują o polityce wewnętrznej i zewnętrznej Chin przez najbliższe lata.
Mencjusz podkreślał, że ludzie nie boją się biedy, ale nierównomiernego dystrybuowania bogactwa. Podczas mowy otwierającej sesję OZPL premier Wen Jiabao musiał mieć w głowie maksymę filozofa, bowiem podkreślał konieczność zmniejszenia dysproporcji dochodów w społeczeństwie. Współczynnik Giniego, którym mierzy się nierówności społeczne, w Chinach już dawno przekroczył alarmujące poziomy (zbliża się już do 0,5, podczas gdy poziom 0,4 uznaje się za zwiastujący niepokoje społeczne) i dorównuje jedynie krajom afrykańskim. Premier stwierdził, że mimo spektakularnych sukcesów i wyciągnięcia setek milionów z ubóstwa, wciąż „nie rozwiązaliśmy problemów dotykających lud, jak dysproporcja dochodów, wysokie ceny, bezpieczeństwo żywności i szalejąca korupcja”. Planowane jest m.in. podniesienie progu minimalnego wynagrodzenia niepodlegającemu opodatkowaniu (z obecnych 2000 RMB do 3000 RMB), wzrost o 14 proc. płacy minimalnej (z 1120 RMB do 1280 RMB), stworzenie 9 mln nowych miejsc pracy i rozwój budownictwa tanich mieszkań komunalnych, jednym słowem zmiany korzystne dla najbiedniejszych. Znamienne jest jedynie to, że nad losem ubogich mają pochylać się ze zrozumieniem miliarderzy, bowiem wspólny majątek siedemdziesięciu najbogatszych delegatów wynosi 75 mld USD. Parlamentarzystą jest również najbogatszy człowiek Chin, prezes koncernu spożywczego Wahaha – Zong Qinghui, którego majątek szacowany jest na 12 mld USD. W wywiadzie z dziennikarzami sprzeciwił się idei podnoszenia podatków dla najbogatszych, twierdząc, że „jeśli zabije się wszystkich bogatych ludzi, którzy inwestują i budują fabryki, to nie będzie pracy dla nikogo”. Czyżby miał jakieś przeczucia, jaki będzie następny krok władz w pędzie do zmniejszania różnic w dochodach?
Podczas kolejnych dni obrad chiński parlament, czasem złośliwie nazywany „wazonem”, jako pełniący jedynie funkcje dekoracyjne, zatwierdził liczne projekty rządowe, kluczowe, ważne, a często błahe. Koniec z czczeniem bożka wzrostu gospodarczego, docelowy wzrost PKB ma wynieść „jedynie” 7 proc. Wojsko znów dostanie więcej pieniędzy, oczywiście na obronę kraju. Dyplomacja ma się skupić na „budowaniu lepszego międzynarodowego środowiska sprzyjającego wzrostowi Chin”. Przemysł ma zredukować emisję CO2 i zużywać mniej wody. Obywatele powinni zaś poprawić swoją kondycję fizyczną, w czym ma im pomóc National Fitness Plan 2011-2015, który zakłada, że w 2015 roku „32 proc. populacji miast i wsi będzie ćwiczyć, co najmniej 3 razy w tygodniu, co najmniej 30 minut”.
Jak widać, władze Chin dbają o każdy aspekt życia obywatela. Owa troska o maluczkich dotyczy nie tylko ich potrzeb materialnych, ale również psychicznych. W słowniku politycznym Pekinu ostatnio pojawiło się nowe hasło, które ma chyba szanse przyćmić „harmonijne społeczeństwo” i „naukowy rozwój”, dwa słowa-wytrychy rządów pary Hu i Wen. Nowa mantra to xingfu – szczęście. Na początku marca podczas czatu z internautami, premier oznajmił, że zdaniem urzędników jest „uczynić ludzi szczęśliwymi”. Również podczas exposé w OZPL Wen Jiabao wspomniał o xingfu i wyjaśnił, że głównym celem najnowszego planu pięcioletniego jest zbudowanie szczęścia dla wszystkich, czyli „zapewnienie ludziom wygodnego i bezpiecznego życia w pokoju i nadziei na przyszłość”. W wielu miejscach władze wprowadzają tzw. Happiness Index, czyli kompleksowe kryteria oceniające wzrost poziomu lokalnej szczęśliwości podczas kadencji urzędników. W jego skład wchodzą m.in.: wysokość dochodów, dostępność mieszkań, zanieczyszczenie środowiska naturalnego, dostęp do edukacji, opieki zdrowotnej i społecznej. Merze, prezydencie, naczelniku, jeśli obywatele pod twoimi rządami nie poczuli się szczęśliwsi, zapomnij o awansie do stolicy!
Według ankiety online przeprowadzonej ostatnio przez portal www.china.com.cn wychodzi na to, że przed rządem stoi niełatwe zadanie, bowiem jedynie 6 proc. respondentów określiło się jako szczęśliwych. Szczęście w nieszczęściu, dla prawie 40 proc. z nich szczęście jest związane z posiadaniem pieniędzy, czyli wystarczy pomóc ludziom się wzbogacić. Do tej pory mieszkańcy Chin kwitowali swoją sytuację czterema słowami – „bogaty kraj, biedni ludzie”. Rząd daje sobie pięć lat, żeby to powiedzenie straciło rację bytu.
* Katarzyna Sarek, sinolog, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.
„Kultura Liberalna” nr 113 (10/2011) z 8 marca 2011 r.