Paweł Śpiewak

Rozmowa o Libii

Kilka dni temu o sytuacji w Libii długo rozmawiałem z libijskim emigrantem, starającym się od lat o azyl polityczny. Nie jest to łatwe, gdy zważyć na los jego brata. Został on parę lat temu deportowany z Polski wprost do więzienia Kadafiego, a nasze władze w tym samym czasie uważały, że panujący tam reżim gwarantuje prawa człowieka. Zaiste dziwne to myślenie wysokich urzędników.

Mój rozmówca podkreślił jedną rzecz: lutowe manifestacje w Benghazi z tego roku nie były niczym nowym. W rocznicę masakry ludności cywilnej w tym mieście dokonanej przez bezpiekę dyktatora od lat zbierali się ludzie w proteście przeciw tyranii. Tym razem protesty w stolicy Cyrenajki przemieniły się w demonstracje ogólnopaństwowe. Stało się tak z wielu powodów. Rządy pułkownika były i są straszne. Nie ma rodziny w Libii nie dotkniętej represjami. Ale znaczące jest też to, że na przełomie roku upadły reżimy w Tunezji i w Egipcie, a wojska i bezpieki obu krajów, twierdził mój rozmówca, wspierały Kadafiego. Albo dokładniej kupił je i współpracowały w walce z opozycją. Załamanie dyktatur w obu państwach osłabiło dyktatora. Wzmocniło jego przeciwników.

Sam Kadafi, dodaje libijski rozmówca, był tajnym współpracownikiem służb brytyjskich. W Anglii kończył kursy wojskowe, a wiadomo skądinąd, że przed zamachem w 1969 roku odwiedzał brytyjski konsulat. Nie przypadkiem od tego czasu British Petroleum miał gwarancje dla swoich inwestycji. Kadafi chciał także wpływać na Włochy, zawierając wyjątkowo korzystne z nimi umowy (w tym odszkodowanie dla Włoch za pozostawione w dawnej kolonii mienie włoskich obywateli. Libia wpływała na włoski system bankowy, ma znaczne udziały w UniCredito i w Fiacie). Dziwne były też początkowe związki z Sarkozym. Libijczycy uważają, że Kadafi finansował jego kampanię wyborczą, w zamian za pewne usługi polityczne. Ostatnio ta sytuacja zaczęła się zmieniać. Francja dała pełną swobodę libijskiej opozycji politycznej. Dlaczego, zapytałem? „Bo ten człowiek ma sumienie. My w Benghazi jednej z ulicy nadamy imię Sarkozy’ego”.

Rdzenni Libijczycy, powiada mój rozmówca, nienawidzą dyktatora. Natomiast Kadafi opiera się na najemnikach i gastarbeiterach (prawie połowa obecności ludności Libii). Opłacana gwardia prezydencka złożona z obcokrajowców nie poczuwa się do najmniejszej lojalności wobec Libijczyków. Nieznane jest im poczucie patriotyzmu. Ci ludzie są bezwzględni i okrutni. Teraz pomoc Kadafi zyskał z Białorusi. To właśnie białoruscy, jak twierdzi mój rozmówca, piloci latają na libijskich samolotach.

Wobec tego reżimu stanęły setki tysięcy ludzi, powołują swoją polityczną reprezentację, tworzą siły zbrojne. Nie istnieje niebezpieczeństwo podziału Libii na dwa państwa. Wiele wskazuje na słabość dyktatora. Jego służba bezpieczeństwa traci poczucie pewności. Dyktatorowi brakuje pieniędzy. Zaczął płacić afrykańskim najemnikom banknotami wycofanymi z obiegu.

Kadafi próbuje też szantażować Europę uciekinierami z Afryki. Sam zresztą ostatnio organizował przerzuty ludności z Libii do Włoch. Kupił im znaczną liczbę łodzi pontonowych. Szantażował Europę Al-Kaidą. Zachód przejrzał grę dyktatora. Dlatego włączył się do gry.

Libijska rewolucja, twierdził mój rozmówca, z pewnością wygra. Determinacja młodych rebeliantów jest niesłychana. Przyszłość o tyle jest dobra, ponieważ jest to kraj obdarzony olbrzymi bogactwami (ropa naftowa i gaz). Nie ma tu takich konfliktów religijnych i etnicznych, jakie są znane choćby w Iraku czy w Bahrajnie. W zasadzie nieznana jest ideologia islamistyczna. Libijczycy są nieźle wykształceni. Mają wielu wybitnych specjalistów. Mocna jest wiara w wolność. Libia ma wszelkie warunki społeczne do tego, by stała się stabilną demokracją.

Słuchałem libijskiego emigranta. Na koniec złożył nam życzenie, by Polacy, poparli otwarcie rewolucję. Niech przestaną się wahać, bać. To kwestia honoru, ale i interesów. Kontrakty naftowe, zapowiadał mój rozmówca, zawrzemy z tymi, którzy są i będą nowej władzy przychylni.

Mało wiem o Libii. Chciałbym, by mój rozmówca miał rację. Cały czas jest w kontakcie z rodziną Benghazi, ogląda arabskie stacje telewizyjne. Zdaje się, że dobrze wie, co mówi.

* Paweł Śpiewak, profesor socjologii.

„Kultura Liberalna” nr 115 (12/2011) z 22 marca 2011 r.