Józef Pinior

Timing

Sięgam po globish, żeby to powiedzieć jednoznacznie: już nie zdążymy na polską prezydencję w Unii Europejskiej. My, społeczeństwo obywatelskie, grupy internetowe, koła naukowe, kluby studenckie, małe wydawnictwa i magazyny, kawiarnie dyskusyjne, biblioteki i czytelnie. Zakładam, że są jeszcze w Polsce ludzie, którzy czytają ambitne książki, mimo że to nie wynika z ich obowiązków zawodowych, kupują gazety, przychodzą wieczorem do kawiarni, aby podyskutować dla samej przyjemności inteligentnej rozmowy, niekoniecznie na tematy związane z problemami przeżycia do pierwszego. Popatrzmy na timing polityki polskiej w najbliższych tygodniach. Smoleńsk, Wawel, a potem przygotowania do świąt i same święta, dalej beatyfikacja i majowy weekend. Kościoły i sfera domowa, patriotyczne uniesienia i grill. Życie duchowe narodu przytłoczone katastrofą smoleńską i wielkością Karola Wojtyły, z długimi weekendami w tle. Piszę to bez ironii, nie należę do tych, którzy szukają niezależności w kontrpochodach i w antyklerykalizmie, no, ale duszę się, czuję się obco w takim kraju.

Zakładałem, że prezydencja wyzwoli jakąś nową energię obywatelską, tymczasem wygląda na to, że to mało kogo interesuje. Żeby być precyzyjnym: w związku z prezydencją coraz więcej artykułów w gazetach, konferencji, aktywności NGO. To wszystko jest jednak bardzo elitarne, jałowe, raczej wygenerowane – całkiem wyraźnie w wypadku NGO – funduszami z różnych instytucji UE. Mnie chodzi o oddolne, powiedzmy, prawdziwe społeczeństwo cywilne, które może rzecz jasna korzystać z zewnętrznych środków na swoją działalność, ale nie w takim stylu, że te zewnętrzne ośrodki piszą program, ustalają cele działania, narzucają program seminarium czy konferencji. Wydawało się, że na tym oddolnym poziomie społecznym powróci się do postulatu przyjęcia przez Polskę Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej, ukonstytuuje się ruch obywatelski, podkreślający polityczne aspekty integracji europejskiej. Ruch emancypacyjny, który wymusi na partiach politycznych, parlamentarzystach i samorządowcach dyskusję na temat demokracji europejskiej, sposobów przeprowadzania wyborów do PE, paneuropejskich partii oraz głównych problemów, które stoją dzisiaj przed Europą, takich, dla przykładu, jak wielokulturowość UE, niebezpieczeństwo podziału na Unię różnych kręgów integracji czy wprowadzenie podatku unijnego. Tymczasem polskie uczelnie zamierają od połowy czerwca do października, a taka debata jest nie do przeprowadzenia poza życiem akademickim, w miastach opustoszałych przez studentów. W październiku natomiast polityka będzie zdominowana przez kampanię wyborczą, prezydencja stanie się tłem dla wyborów do parlamentu w Warszawie.

Słabość społeczeństwa obywatelskiego w Polsce ma wiele przyczyn. Brak lokalnej burżuazji z tradycjami liberalnymi, nikły kapitał społeczny, kryzys nauki polskiej i uniwersytetu. Wreszcie słabe partie polityczne, przede wszystkim brak silnych partii lewicowych, socjaldemokracji czy zielonych. I bezrozumność prawicy. W tym wszystkim imponuje w ostatnim czasie doświadczenie oddolnej mobilizacji na Górnym Śląsku. Jakkolwiek by nie oceniać postulatów Autonomii, w pierwszym rzędzie dotyczących uznania narodowości śląskiej, robi wrażenie niespotykana od dawna w polityce polskiej samoorganizacja, tworzenie od dołu, bez kapitału z zewnątrz, społeczności obywatelskiej, droga od ruchu na granicy folkloru politycznego parę lat temu po samoświadomy celów emancypacyjnych ruch europejski.

* Józef Pinior, polityk, prawnik, filozof. W PRL działacz „Solidarności”, aresztowany w 1983 roku i skazany na cztery lata więzienia. Od 1987 roku uczestniczył w próbach reaktywowania PPS. W latach 2004 – 2009 poseł do Parlamentu Europejskiego.

„Kultura Liberalna” nr 118 (15/2011) z 12 kwietnia 2011 r.