Bartek Biedrzycki
Tajemnica, przemoc i piękne kobiety. O komiksie „Scientia Occulta” Okólskiego i Sienickiego
Wbrew kasandrycznym pokrakiwaniom oraz na trwałe zakorzenionym w środowisku memom, komiks polski żyje i ma się dobrze. Dowodem na to są chociażby pojawiające się regularnie nowe albumy polskich autorów – zarówno weteranów, jak i przedstawicieli nowej fali.
„Scientia Occulta” wyszła spod ręki (czy też rąk) dwójki twórców tzw. postprodukcji. Robert Sienicki zaczynał swoją komiksową karierę w połowie minionej dekady w internecie, publikując popularny komiks „The Movie”, którego kolejne odsłony pojawiają się do dzisiaj. Z Łukaszem Okólskim poznali się w grupie netKolektyw – obaj debiutowali „na papierze” w zainicjowanym przez nią magazynie komiksowym „Kolektyw”. Na jego łamach pracowali wspólnie nad kilkoma projektami: niedoszłą serią komediową „Mój martwy współlokator”, a następnie – nieco żywotniejszą space-operą „Recours”. Wreszcie zapowiedziano pracę nad historią będącą mieszanką detektywistycznej opowieści z dreszczykiem oraz okultyzmu. „Scientia” pojawiła się najpierw w internecie, gdzie regularnie publikowano kolejne jej strony. Tymczasem w 2010 roku autorzy ogłosili, że całość przeczytać będzie można na wiosnę bieżącego roku w tomiku, który ukaże się nakładem Mroja Press, wersję elektroniczną ograniczając do dwóch rozdziałów (z pięciu).
Warto tu zwrócić uwagę na ciekawy i sprawdzony już system promocyjny, zwany zwykle Apogee Model. Zakłada on publikację jedynie części produktu – za całość natomiast należy zapłacić. Początkowo zabieg ten dotyczył jedynie gier – aby zachęcić graczy za darmo publikowano pierwszy z kilku epizodów. Skorzystali z niego już także inni polscy twórcy komiksowi – chociażby Karol Kalinowski, który przy publikacji świetnej „Łaumy” udostępnił za darmo pierwszy rozdział. Potencjalnych czytelników może zachęcić to, że przed wyłożeniem gotówki na zakup, mają szansę sprawdzić dużo więcej niż standardowe 3-4 strony i okładkę.
W przypadku „Scientii” można się dzięki temu przekonać, że rzeczywiście warto sięgnąć po ten komiks – chociaż młodzi autorzy nie ustrzegli się pewnych błędów i z pewnością nie będzie to najważniejsze i największe dzieło w ich dorobku.
Para głównych bohaterów to Kate, prywatna detektyw (aczkolwiek nie zawsze sprawia wrażenie odpowiednio lotnej do sprawowania tego zawodu), oraz Clayton, mizerny prestidigitator, który okazuje się jednak być obdarzonym dużo większymi zdolnościami. O ile para ta najwyraźniej miała być skonstruowana na zasadzie kontrastu, można odnieść wrażenie, że jednak nie do końca się to udało.
Sienicki jako scenarzysta „Scientii” sprawdził się dużo lepiej niż we „Współlokatorze”, chociaż w fabule nie radzi sobie tak dobrze jak w przypadku pojedynczych, humorystycznych pasków „The Movie”. Czytelnika zaskakuje w stopniu umiarkowanym, straszy i wywołuje dreszcze także w granicach przyzwoitego warsztatu – ale nic ponadto. Oprócz tego można zauważyć także pomniejsze potknięcia – o ile postać przeklinającego starca nie jest niczym dziwnym, to z pewnością warto było dokonać stylizacji, aby 70-latek nie mówił językiem swojego dwudziestokilkuletniego scenarzysty. Są to jednak drobiazgi, które łatwo można wybaczyć czy wręcz przeoczyć.
W warstwie graficznej jest równie dobrze, a nawet lepiej. Okólski pojawił się w „Kolektywie” jako przysłowiowy jeździec znikąd – rysownik praktycznie bez dorobku. Na podstawie dotychczasowych numerów magazynu – a publikował we wszystkich – można łatwo prześledzić ewolucję jego warsztatu, by na tej podstawie stwierdzić, jak wielki widać w „Scientii” wysiłek włożony w pracę nad własnym rozwojem. Projekty postaci są czytelne, wyraziste i z charakterem. Prowadzenie akcji czy tła, przy których niejednokrotnie potykają się nawet bardziej doświadczeni twórcy, też nie budzi większych zastrzeżeń.
Po lekturze, wzbogaconej dodatkowo galerią pin-upów, stworzoną przez doborową ekipę rysowników, można spokojnie stwierdzić, że „Scientia” to przyzwoity komiks środka. Jest w nim wszystko, co trzeba: tajemnica, przemoc i piękne kobiety – na dodatek w proporcjach, które powinny zadowolić każdego. Album nie zdaje się być skierowany w zasadzie do żadnej konkretnej grupy docelowej, dzięki czemu może trafiać do dość szerokiego kręgu odbiorców, za wyjątkiem może dzieci.
Pozwolę sobie wyrazić niezadowolenie jedynie samym finałem „Scientia Occulta”. O ile nie ma wątpliwości, że ciąg dalszy nastąpi, samo zakończenie obecnego epizodu wydaje się przez to nieco niezgrabne. Zamiast zamknąć pewien segment, album urywa się w zasadzie w punkcie zwrotnym. Takie nagłe zawieszenie akcji nieuchronnie wywołuje irytację w sytuacji, gdy na kontynuacje polskich komiksów często trzeba czekać bardzo długo (niech wspomnę chociażby „Pierwszą brygadę”, na której drugi tom czytelnicy czekają już kilka lat, a nie jest ona bynajmniej przypadkiem odosobnionym ani najbardziej radykalnym). O ile wierzę, że drugi tom powstanie – spółka Sienicki/Okólski to wszak firma dobra i solidna, a w powodzenie finansowe pierwszego tomu wątpić nie należy – to śmiem twierdzić, że na zapowiedź kontynuacji wcześniej niż za rok liczyć raczej nie możemy. A szkoda!
* Bartek Biedrzycki, specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 120 (17/2011) z 26 kwietnia 2011 r.