Katarzyna Sarek

Starsi, lepiej wykształceni, kawalerowie – nadciągają nowe Chiny

Wygląda na to, że Chiny prędzej staną się krajem starców niż bogaczy. Na dodatek, młodzi mężczyźni pozostaną kawalerami, a tempo urbanizacji zabije chińską wieś.

Co dziesięć lat władze najludniejszego państwa świata podejmują gargantuiczną pracę i liczą swoich obywateli. W listopadzie 2010 r. sześć milionów ankieterów (więcej niż cała populacja Danii!) ruszyło w Chiny i odwiedziło 400 mln gospodarstw domowych. Wyniki ich mrówczej pracy ogłoszono 28 kwietnia podczas konferencji prasowej zorganizowanej przez National Bureau of Statistics. Zdobyte w czasie spisu informacje potwierdzają obserwowane gołym okiem trendy, niespodzianką może być jedynie ich skala i szybkość.

Chiny oficjalnie liczą 1 339 724 852 obywateli, prawie 1,34 mld! Od czasów poprzedniego spisu w 2000 r. przybyło 73,9 mln Chińczyków. Liczba wygląda imponująco, ale to jedynie 0,57 proc. wzrostu na rok. W czasach pierwszego spisu w 1953 r. Państwo Środka liczyło zaledwie 594 mln mieszkańców. Szybki wzrost populacji, który nastąpił w dwudziestoleciu od lat 60. do 80. ubiegłego wieku, przeraził władze. Chiny mają co prawda dużą powierzchnię, ale zaskakująco mało ziemi nadaje się do uprawy czy zamieszkania. Zahamowanie przyrostu ludności stało się priorytetem w oczach rządzących. Oficjalnie szacuje się, że zapoczątkowana w 1980 r. polityka jednego dziecka zapobiegła narodzinom około 400 mln ludzi.

Cały czas spada Total Fertility Rate (TFR), który wynosi ok. 1,5-1,6 i obecnie jest niższy niż na Zachodzie. W statystykach prym wiedzie Szanghaj, zawsze stojący w awangardzie i pokazujący kierunek zmian, gdzie wskaźnik ten osiąga ledwie 0,88. Zresztą, wykształceni i dobrze zarabiający mieszkańcy dużych miast, nawet gdyby mogli, to nie zdecydowaliby się na drugie dziecko. Koszt utrzymania i edukacji potomka, nawet jedynaka, potrafi spędzić sen z powiek.

Wraz ze wzrostem długości życia i spadkiem urodzin szybko wzrasta liczba seniorów. Obecnie już ponad 13 proc. populacji przekroczyło 60 lat (wzrost o ponad 3 proc.), jedynie 16 proc. ma poniżej 14 lat. Znany demograf Wang Feng określa te wyniki „katastrofą” i przepowiada, że za kilkadziesiąt lat Chiny staną przed podwójnym problemem – zbyt wielu starców, za mało rąk do pracy. Chiny stracą swój główny atut – niewyczerpane zasoby robotników i nie poradzą sobie z obciążeniami, jakie przyniesie państwu rozrost systemu emerytalnego i koszty opieki medycznej dla starych ludzi. Tego poglądu nie podziela Hu Jintao, który kilka dni temu potwierdził konieczność dalszego trzymania w ryzach wzrostu populacji i utrzymania polityki kontroli urodzin. Z problemami demograficznymi, według niego, należy walczyć poprzez podnoszenie pozycji kobiet w społeczeństwie, rozwój systemu emerytalnego czy zwiększenie dostępu do darmowej opieki zdrowotnej.

Nierównowaga pomiędzy płciami wciąż narasta. Szacując na podstawie proporcji urodzin chłopców do dziewczynek (118/100), już za dwie dekady piętnastu na stu Chińczyków nie znajdzie żony. W niektórych bardziej tradycyjnych rejonach, gdzie wciąż syn wart jest więcej niż córka, nawet trzydziestu pozostanie kawalerami. Wbrew powszechnym przekonaniom dysproporcja płci to nie rezultat polityki jednego dziecka, bowiem podobnie jest w Indiach, gdzie takowej nie ma. Rzesza młodych mężczyzn bez szans na założenie rodziny z pewnością nie wpłynie dobrze na spokój i stabilność kraju.

Kto może ucieka ze wsi. Już 49 proc. populacji Chin to mieszkańcy miast, nastąpił wzrost o 13 proc. w ciągu zaledwie dziesięciu lat. Potwierdzono również to, o czym wszyscy wiedzieli, ale nie zdawali sobie sprawy ze skali. Olbrzymia masa ludzi przemieszcza się za chlebem po całym kraju, ponad 260 mln Chińczyków żyje i pracuje poza miejscem zameldowania (od 2000 r. skok o 87 proc.!). Zapowiada to duże problemy dla wyludniających się wsi, a także dla miast, które niekoniecznie będą w stanie zapewnić pracę, opiekę medyczną czy edukację dla chłoporobotników i ich rodzin.

Spis pokazał nie tylko nadciągające problemy, ale również sfery, w których nastąpił niezaprzeczalny postęp. W 2000 r. 3611 Chińczyków na 100 000 miało wyższe wykształcenie, w ciągu 10 lat liczba ta wzrosła do 8930. Walka z analfabetyzmem też przynosi efekty, jedynie 4 proc. ludności nie potrafi czytać i pisać, co biorąc pod uwagę stopień trudności chińskiego pisma, jest większym wyczynem niż w krajach o piśmie alfabetycznym.

Wygląda na to, że nadciągające wyzwanie w całkiem bliskiej przyszłości dla władz w Pekinie przybierze postać zdenerwowanego brakiem opieki lekarskiej staruszka i sfrustrowanego kawalera…

* Katarzyna Sarek, sinolog, tłumacz, publicysta, współprowadzi bloga www.skosnymokiem.wordpress.com

„Kultura Liberalna” nr 121 (18/2011) z 3 maja 2011 r.