Anna Mazgal
Linda niosąca kamień
Nie mogłam sobie odpuścić wystawy „Sztuka z Estonii”, ponieważ czuję się honorową obywatelką tego kraju. Deklaracja ta prawdopodobnie sprowokowałaby niejedno charakterystyczne uniesienie estońskiej brwi w niemym wyrazie sceptycyzmu. I tu się bardzo z Estończykami różnimy – polski sceptycyzm rzadko bywa niemy. Czy ta i inne różnice widoczne są również poprzez sztukę?
Wystawa w Muzeum Narodowym składa się z dwóch części: „Oswajanie modernizmu” oraz „Prowokacje i konfrontacje”. Ta pierwsza obejmuje obrazy i rzeźby z pierwszej połowy XX wieku, druga – wideo, instalacje i inne prace z ostatnich 15 lat. Dosyć interesująca wydaje się w tym układzie brakująca część trzecia, na wystawie niereprezentowana, obejmująca okres pomiędzy tymi dwoma. Obie części z wyrwą po środku nie stanowią jednej całości. To bardziej dwie osobne ekspozycje, a odbiór każdej z nich zmienia się nieco po obejrzeniu tej drugiej.
Ekspozycja modernistyczna ma szansę spodobać się odwiedzającym w myśl zasady, że najbardziej podoba nam się ta melodia, którą już kiedyś słyszeliśmy. Artyści studiujący w Niemczech i we Francji dali Estonii pełne uroku, inspirowane symbolizmem oraz impresjonizmem dzieła, które z przyjemnością się ogląda. Bez względu na to, czy są to „van-goghujące” portrety autorstwa Peeta Arena, te tchnące poczuciem humoru jak „Na korytarzu” (1935) Karin Luts, czy monumentalne, inspirowane folklorem ryciny do narodowego eposu „Kalevipoeg” Kristiana Randa.
Klucz do swojskości obrazów i wyobrażeń jest jednak jeszcze jeden i obrazuje go credo Gustava Suitsa, jednego z przedstawicieli ruchu młodoestońskiego: „Pozostańmy Estończykami stając się jednocześnie Europejczykami”. Ta orientacja na Zachód, podszyta kompleksem peryferii jest nam przecież znana i stała się siłą napędową niejednej twórczej inicjatywy także w Polsce.
Część nowoczesna charakteryzuje się podszytą odważnym poczuciem humoru żywą inteligencją o zacięciu praktycznym, która stanowi mój ulubiony element estońskości. Pozostaje jedynie żałować, że instalacja z obrazów o nazwie „Zespół” (2003-05) Kaido Olego nie została umieszczona w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu odcinającym white noise z zewnątrz, by dać nam jeszcze lepsze wyobrażenie, jak wzrokowe wrażenia zmysłowe potrafią oszukać nasz zmysł słuchu. „Gazociąg”, stanowiący estońską ekspozycję na 11. Międzynarodowej Wystawie Architektury, gdzie „połączył” pawilony niemiecki i rosyjski jako 63-metrowy komentarz do inicjatywy Nord Stream, jest od teraz moim ulubionym przykładem subwersji w sztuce zaangażowanej. Kristiina Norman pokazuje film science-fiction „Monolit”, który tak naprawdę opowiada o współistnieniu Estończyków i mniejszości rosyjskiej zogniskowanym w konflikcie wokół usunięcia pomnika Brązowego Żołnierza z centrum Tallinna. Warto poświęcić współczesnej części estońskiej ekspozycji dość czasu, by na spokojnie przyjrzeć się tym i innym propozycjom artystów.
Jednak sztuka Estonii ma dla nas, obywateli kraju nad Wisłą wiele tajemnic, których biegnący przez obie wystawy widz może nie uchwycić. O czym tak naprawdę mówi podejście do kobiecości i męskości, które w niektórych formach wideo są opisywane poprzez nieme kadry, a w innych wręcz używane i eksploatowane, jak w pracach Jaana Tomika czy Sandry Jogevy? Czy w „Małych dramatach” Marko Mäetamma to komiczny pedantyzm inscenizacji oswaja śmierć czy to powaga aktów samobójstwa zainscenizowanych małymi laleczkami zawstydza śmiejącego się ze wszystkiego współczesnego widza? I zagadka największa ze wszystkich: dlaczego Linda, przypominająca rodzimą Siłaczkę bohaterka eposu Kalevipoeg, niesie wielki kamień?
Również te, sygnalizujące pewną obcość kontekstu pytania sprawiły, że moja samozwańcza estońskość zyskała nowe kolory.
Wystawa:
„Sztuka z Estonii”, Muzeum Narodowe w Warszawie, 10 maja – 3 lipca 2011 r.
* Anna Mazgal, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”, aktywistka, ekspertka Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Reprezentuje OFOP w Obywatelskim Forum Legislacji.
„Kultura Liberalna” nr 124(21/2011) z 24 maja 2011 r.